Najprawdopodobniej Cyrankiewicz miał dostęp do tzw. „Kanady", czyli magazynów, w których gromadzono precjoza i pieniądze zrabowane u więźniów. Mając parasol ochronny ze strony obozowego Gestapo, wymieniał zagrabione kosztowności z obozowymi funkcyjnymi, którzy nie mieli do nich dostępu. Dzięki zdobywanym w ten sposób ubraniom i żywności, mógł łatwiej przeżyć w obozie – przypuszcza prof. Wiesław Jan Wysocki, dziekan Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych UKSW, autor biografii Rotmistrza Pileckiego.
Prof. Wysocki przyznaje, że dokument, do którego dotarł „Wprost", wpisuje się w relacje, jakie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych słyszał od więźniów, którzy przeżyli Oświęcim. - Słyszałem od nich podejrzenia, że Cyrankiewicz był na usługach Gestapo - mówi prof. Wysocki.Wiele wskazuje na to, że Cyrankiewicz próbował zatrzeć wszelkie ślady swojej kompromitującej przeszłości. - Kiedy badałam zawartość archiwów oświęcimskich, pracownicy archiwum mówili mi, że PRL-owski premier czytał te dokumenty i część z nich bezprawnie wyniósł. Nigdy nie wróciły do zasobów archiwalnych – mówi prof. Wysocki.
Niewykluczone, że mroczna tajemnica Cyrankiewicza z Oświęcimia mogła się przyczynić do śmierci rotmistrza Witolda Pileckiego, rzeczywistego twórcy obozowego ruchu oporu. Aresztowany przez komunistów w maju 1948 roku, torturowany przez ubeków, został skazany na karę śmierci pod fałszywym zarzutem szpiegostwa. Do dziś rodzina rotmistrza nie zna miejsca jego pochówku. Przypuszcza się, że jego ciało zakopano na wysypisku śmieci przy cmentarzu powązkowskim w Warszawie.Cyrankiewicz znał Pileckiego z Oświęcimia. Mimo to, nie zgodził się na jego ułaskawienie. - Czyżby bał się, że rotmistrz wie zbyt dużo o prawdziwej roli Cyrankiewicza w obozie? – zastanawia się prof. Wysocki.
Więcej w najbliższym wydaniu tygodnika „Wprost", w sprzedaży od czwartku, 27 grudnia