Platforma chce, żeby Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego pokierował Krzysztof Bondaryk, wywiadem wojskowym Maciej Hunia, a kontrwywiadem wojskowym Grzegorz Reszka. Jednak losy całej trójki zależą od prezydenta. Co prawda mają oni wymagane opinie kolegium do spraw służb i sejmowej speckomisji, ale nie ma opinii głowy państwa.
Ponieważ negatywna opinia Pałacu nie może wstrzymać nominacji, doradcy Lecha Kaczyńskiego znaleźli sposób, jak zablokować powołanie nowych szefów służb specjalnych. - Namawiamy prezydenta do wstrzymania się z wydaniem jakiejkolwiek opinii - mówi "Dziennikowi" osoba ze ścisłego otoczenia Lecha Kaczyńskiego. W konsekwencji Bondaryk, Hunia i Reszka mogliby co najwyżej pełnić obowiązki szefów i to nie dłużej niż przez trzy miesiące.
Według współpracowników prezydenta Lech Kaczyński ma zastrzeżenia do każdego z kandydatów. Krzysztof Bondaryk, który już pełni obowiązki szefa ABW, ma na koncie współpracę z Zygmuntem Solorzem (do niedawna był szefem jednego z departamentów w Erze GSM) oraz budowanie nieformalnej służby specjalnej, kiedy w gabinecie Jerzego Buzka był wiceministrem spraw wewnętrznych.
Nie mniejsze wątpliwości budzą generał Maciej Hunia i pułkownik Grzegorz Reszka, którzy mają kierować służbami wojskowymi. Obaj pochodzą z tzw. grupy krakowskiej. Zaczynali w tamtejszej delegaturze Urzędu Ochrony Państwa w pionie kontrwywiadu. PiS nie może im darować m.in. "flirtu" z SLD.
Hunia za rządów Buzka był dyrektorem Zarządu Kontrwywiadu UOP, a za Millera został wiceszefem ABW u boku Andrzeja Barcikowskiego i w 2004 r. dosłużył się stopnia generała (Grzegorz Reszka był jego zastępcą). Kariera Huni była iście ekspresowa, bo jeszcze w 1997 r. był zaledwie porucznikiem. - Obaj zbyt blisko współpracowali ze Zbigniewem Siemiątkowskim. Reszka jako wiceszef kontrwywiadu w UOP wręcz wskazywał oficerów, którzy mają zostać zwolnieni - tłumaczy poseł Prawa i Sprawiedliwości.