Odnosząc się do sobotnich wyborów prezydenckich w Gruzji Komorowski zauważył, że "gdzie indziej ulokowane jest źródło problemu". Zdaniem marszałka, prezydent Micheil Saakaszwili, który zdobył ponad 50 proc. głosów, "potwierdził swoją pozycję", ale nie będzie miał łatwo, gdyż - jak mówił Komorowski - "Gruzja jest krajem trudnym, także ze względu na sąsiedztwo Rosji, która ma swoje odrębne interesy na terenie Kaukazu".
Należy się więc liczyć z dalszymi napięciami w tym regionie - dodał Komorowski.
Gość "Sygnałów dnia" uzasadniał także swoją decyzję dotyczącą niewysłania 15 parlamentarzystów - obserwatorów do Gruzji, m.in. Pawła Kowala (PiS).
"Nie rozumiem, dlaczego miało jechać 15 parlamentarzystów, by stwierdzić to samo, co zaobserwowało 7 parlamentarzystów z ramienia OBWE czy Rady Europy" - wyjaśniał Komorowski. Dodał, że wysłanie kolejnych obserwatorów za kolejne sto tysięcy złotych nie miało uzasadnienia.
Według informacji przewodniczącego gruzińskiej Centralnej Komisji Wyborczej Lewana Tarchniszwilego, urzędujący szef państwa Micheil Saakaszwili zapewnił sobie reelekcję w sobotnich wyborach prezydenckich w Gruzji uzyskując 52,8 proc. głosów. Jest to ostateczny wynik z całej Gruzji, ale nie obejmujący lokali wyborczych zagranicą.
Główny rywal Saakaszwilego, kandydat opozycji Lewan Gaczecziładze zdobył 27 proc. głosów. Gruzińska opozycja domaga się przeprowadzenia drugiej tury głosowania - podano w poniedziałek w Tbilisi.
Obserwatorzy międzynarodowi nie dopatrzyli się w gruzińskich wyborach większych nieprawidłowości.
ab, pap