Posłowie nie dostaną podwyżek. Senatorowie Platformy Obywatelskiej zgłoszą w tym tygodniu poprawkę, która wycofa zapisane w budżecie dodatkowe 2,5 tys. zł na prowadzenie biur poselskich - pisze "Dziennik".
"Jesteśmy zwolennikami taniej władzy, a ta podwyżka stanowi spore obciążenie dla budżetu kancelarii Sejmu" - tłumaczy wicepremier i szef MSWiA Grzegorz Schetyna.
Plany władz partii nie budzą entuzjazmu wśród parlamentarzystów, nawet tych z PO. Część z nich zdążyła już bowiem obiecać pracownikom swoich biur podwyżki i teraz będą musieli albo się z nich wycofać, albo pokryć je z własnej kieszeni. "W jaki sposób mamy utrzymać biura w każdym powiecie" - narzekają posłowie partii rządzącej. Nie chcą ujawniać nazwisk, by nie narazić się kierownictwu partii. Zdają sobie też sprawę, że w kwestii podwyżek nie mogą liczyć na współczucie opinii publicznej.
Zamiary Platformy otwarcie krytykuje opozycja. "Politycy PO wychodzą z takiego założenia jak Jerzy Urban, że rząd się sam wyżywi. Mają w ręku stanowiska rządowe, a w ten sposób chcą ograniczyć możliwości działania opozycji" - komentuje sprawę Marek Suski z PiS. Argumentuje, że w górę poszły czynsze za lokale, koszty energii i telefonów. Z powodu dobrej koniunktury na rynku pracy coraz trudniej o pracowników, którzy chcieliby pracować na dotychczasowych warunkach.
"Podwyżka, którą zaproponował Sejm, wynika z tego, że od 2001 roku pieniądze na biura poselskie niemal nie wzrastały, a koszty działalności wręcz przeciwnie" - uzasadnia Wacław Martyniuk z LiD. Jednak z komentowaniem zapowiedzi PO chce się wstrzymać do czasu, gdy Senat rzeczywiście przyjmie stosowną poprawkę.
Dziś posłowie dostają 10 tys. zł na prowadzenie biura. W pierwotnym projekcie budżetu marszałek Ludwik Dorn proponował zwiększenie tej sumy o 3 tys. zł, ale w trakcie prac legislacyjnych posłowie zmniejszyli ją do 2,5 tys. zł.
Co prawda, na dodatkowe pieniądze posłowie liczyć dziś nie mogą, ale dostaną inne przywileje. Ma zostać zniesiony limit 7 tys. zł, które Kancelaria Sejmu zwraca za noclegi w hotelach podczas podróży po Polsce. Posłowie zamiejscowi będą zaś mogli liczyć na refundację kosztów wynajmu mieszkań lub hoteli w swoich okręgach wyborczych. Chodzi o tych parlamentarzystów, którzy zdobyli mandat w odległym od miejsca zamieszkania okręgu wyborczym - czytamy w "Dzienniku".
Plany władz partii nie budzą entuzjazmu wśród parlamentarzystów, nawet tych z PO. Część z nich zdążyła już bowiem obiecać pracownikom swoich biur podwyżki i teraz będą musieli albo się z nich wycofać, albo pokryć je z własnej kieszeni. "W jaki sposób mamy utrzymać biura w każdym powiecie" - narzekają posłowie partii rządzącej. Nie chcą ujawniać nazwisk, by nie narazić się kierownictwu partii. Zdają sobie też sprawę, że w kwestii podwyżek nie mogą liczyć na współczucie opinii publicznej.
Zamiary Platformy otwarcie krytykuje opozycja. "Politycy PO wychodzą z takiego założenia jak Jerzy Urban, że rząd się sam wyżywi. Mają w ręku stanowiska rządowe, a w ten sposób chcą ograniczyć możliwości działania opozycji" - komentuje sprawę Marek Suski z PiS. Argumentuje, że w górę poszły czynsze za lokale, koszty energii i telefonów. Z powodu dobrej koniunktury na rynku pracy coraz trudniej o pracowników, którzy chcieliby pracować na dotychczasowych warunkach.
"Podwyżka, którą zaproponował Sejm, wynika z tego, że od 2001 roku pieniądze na biura poselskie niemal nie wzrastały, a koszty działalności wręcz przeciwnie" - uzasadnia Wacław Martyniuk z LiD. Jednak z komentowaniem zapowiedzi PO chce się wstrzymać do czasu, gdy Senat rzeczywiście przyjmie stosowną poprawkę.
Dziś posłowie dostają 10 tys. zł na prowadzenie biura. W pierwotnym projekcie budżetu marszałek Ludwik Dorn proponował zwiększenie tej sumy o 3 tys. zł, ale w trakcie prac legislacyjnych posłowie zmniejszyli ją do 2,5 tys. zł.
Co prawda, na dodatkowe pieniądze posłowie liczyć dziś nie mogą, ale dostaną inne przywileje. Ma zostać zniesiony limit 7 tys. zł, które Kancelaria Sejmu zwraca za noclegi w hotelach podczas podróży po Polsce. Posłowie zamiejscowi będą zaś mogli liczyć na refundację kosztów wynajmu mieszkań lub hoteli w swoich okręgach wyborczych. Chodzi o tych parlamentarzystów, którzy zdobyli mandat w odległym od miejsca zamieszkania okręgu wyborczym - czytamy w "Dzienniku".