Zrób listę wszystkich alkoholików, narkomanów, kalek, upośledzonych umysłowo, maltretowanych i zdradzanych, jacy zaistnieli w kinie w ciągu ostatnich miesięcy, a będziesz miał listę oscarowych pewniaków" - stwierdził sędziwy Billy Wilder, twórca "Pół żartem, pół serio", od lat bezbłędnie typujący zwycięzców
Laureaci Złotych Globów to niemal pewni zdobywcy złotych statuetek
Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej w Hollywood przyznające Złote Globy postąpiło zgodnie z tezą Wildera.
Laureaci Złotych Globów to niemal pewni zdobywcy Oscarów. Szanse uznanego za najlepszy film minionego roku "Pięknego umysłu" Rona Howarda już oceniane są przez bukmacherów na 11:4. Złote Globy przyznane obrazowi (również dla najlepszego aktora Russella Crowe’a) sprawiły, że na drugie miejsce wśród faworytów do Oscara spadł "Władca pierścieni" Petera Jacksona. Za najlepszą aktorkę dramatyczną uznano Sissy Spacek za rolę samotnej matki uwikłanej w związek z młodszym mężczyzną w filmie "In the Bedroom". Statuetka za kreację w musicalu powędrowała do
Nicole Kidman, grającej kurtyzanę w "Mouline Rouge". Walka o Oscara rozegra się pomiędzy Kidman i Spacek.
Na zdobywcę Oscara za najlepszą reżyserię typowany jest Robert Altman, również nagrodzony Złotym Globem za "Gosford Park". Zagrozić mogą mu jedynie Ron Howard lub Peter Jackson.
Umieranie na ekranie
Namiętne spory wzbudziło w ubiegłym roku wyróżnienie statuetką Russella Crowe’a za najlepszą rolę męską (w "Gladiatorze" Ridleya Scotta). Crowe pokonał samego Toma Hanksa, grającego w "Cast Away" Roberta Zemeckisa. Wprawdzie Hanks ma już na koncie dwa Oscary, ale dostałby trzeciego, gdyby ukoronowaniem roli Crowe’a nie była dramatyczna śmierć w finale. Za efektowne umieranie akademia nagradza bowiem szczególnie chętnie. Warto przypomnieć, że oba Oscary Hanks odebrał za kreacje bohaterów odrzuconych i sponiewieranych: umierającego na AIDS prawnika i ograniczonego umysłowo, lecz wielkiego duchem Forresta Gumpa. Ostatnio na ekranie umierali Kevin Spacey w "American Beauty" i islandzka piosenkarka Björk w "Tańcząc w ciemnościach" Larsa von Triera. Znany z bezgranicznego "poświęcania się roli" Nicholas Cage musiał w "Zostawić Las Vegas" zapić się na śmierć, by zdobyć złotą statuetkę. Efektowne umieranie zwiększa też szanse na zwycięstwo Kidman, która w dodatku w musicalu Baza Luhrmanna cały czas pluje krwią (w przerwach między atakami choroby tańcząc kankana!). Aktorka może też liczyć na wyróżnienie za rolę w hiszpańsko-amerykańskim horrorze "Inni". Tutaj w sztuce umierania na ekranie posunęła się tak daleko, iż w finale dowiadujemy się, że od pierwszej sceny jej bohaterka była jedynie... duchem. Na szczęście bardzo sexy.
Genialni wariaci
Ponieważ choroba i genialny umysł niejednemu już przyniosły Oscara, bukmacherzy stawiają na zwycięstwo Crowe’a (w stosunku 6:4). Tym razem Crowe zagrał chorego na schizofrenię matematyka Johna Forbesa Nasha, zdobywcę Nagrody Nobla w 1994 r. W roku 1996 statuetka przypadła Geoffreyowi Rushowi za kreację ogarniętego szaleństwem genialnego pianisty ("Blask"). Psychicznie niezrównoważony był także Mozart w filmie Milosa Formana, nagrodzonym aż ośmioma Oscarami. Zdolnych wariatów Forman upodobał sobie szczególnie. Najgłośniejszym szaleńcem w historii kina był przecież Jack Nicholson w "Locie nad kukułczym gniazdem". Widzowie oscarowej gali z 1976 r. zapamiętali zapewne komentarz Nicholsona trzymającego w ręku statuetkę: "Ta nagroda dowodzi, że w akademii jest tyle samo czubków, co w każdym innym miejscu".
Zemsta szarych myszek
Łagodność i normalność nie dają szans na Oscara również w wypadku pań, nie mówiąc już o urodzie i szczęściu w miłości. Wie coś o tym ukochana King Konga, czyli Jessica Lange, która musiała się zamienić w histeryczną nimfomankę, by stać się godną najważniejszej nagrody w branży. Oscara nie dostała dotychczas żadna femme fatale pokroju Rity Hayworth czy Sharon Stone. Mniej urodziwe aktorki wspominają, jak Shirley MacLaine, odbierając wyróżnienie za "Czułe słówka", powiedziała: "To moja słodka zemsta za brak olśniewającej urody. Zbyt płaski biust i małe oczy sprawiły, że naprawdę musiałam się nauczyć grać". Głośna była kłótnia akademików w sprawie nagrodzenia Julii Roberts za rolę prostytutki w "Pretty Woman". Przeciwnicy argumentowali: "Za ładna, za młoda, a jej historia dobrze się kończy"! Faktycznie, to przeoczenie, którego marzącym o Oscarze popełniać nie wolno! Julia musiała zagrać samotną matkę w filmie "Erin Brockovich"- walczyła z elektrownią trującą ludzi i przeżywała rodzinne nieszczęścia. Wreszcie ją doceniono.
Piękne panie mają szanse na Oscara w jednym wypadku - jeśli grają wbrew swojemu emploi. W roku ubiegłym nagrodzono starzejącą się Ellen Burstyn za kreację lekomanki marzącej o telewizyjnej karierze. A przecież powinna dostać to wyróżnienie za rolę w "Za rok o tej samej porze"! Sophia Loren, której większość ról przeszła do historii kina, doceniona została dopiero w dramacie "Matka i córka", gdzie zgwałcona i poniżana przeżywała piekło wojny i zamiast wielkiej urody pokazywała wielki smutek. Odziana w habit i pozbawiona makijażu Susan Sarandon, ratująca duszę zabójcy w filmie "Przed egzekucją" Tima Robinnsa, musiała zrezygnować ze swoich największych atutów. Opłacało się.
Widowisko ponad wszystko
Upodobanie akademików do kalek i wariatów porównać można jedynie z miłością do wielkich widowisk, którym wybacza się nawet poważne niedoróbki scenariusza - jak w wypadku "Angielskiego pacjenta" czy "Gladiatora". Widowiskowość jest jednak najważniejszym walorem kina i trudno się dziwić, że jest faworyzowana. Na Oscara może liczyć więc "Władca pierścieni" (są przecież aż 24 kategorie!), choć Złotego Globu film ten nie otrzymał. Wszak to bodaj największe widowisko w dziejach kina - z efektami na miarę XXI wieku.
Spostrzegawczy bukmacherzy zauważyli jednak pewną prawidłowość - od jakiegoś czasu akademicy równie wysoko, co epickie opowieści, cenią kameralne dramaty, nagradzając na przemian oba gatunki. W ubiegłym roku wygrał "Gladiator", rok wcześniej - "American Beauty"; trzy lata temu triumfował "Titanic", przed nim był "Forrest Gump", a jeszcze wcześniej "Waleczne serce". W tym roku pora więc na kino kameralne, czyli najprawdopodobniej "Piękny umysł". A co z "Harrym Potterem"? Wydaje się, że dla Amerykanów film o najsłynniejszym czarodzieju jest jednak zanadto brytyjski. Z filmów dla młodych i najmłodszych widzów akademia raczej nie przeoczy powstałego w wytwórni Spielberga "Shreka".
Proste historie
Skłonność akademików do superprodukcji nie dotyczy filmów obcojęzycznych.
W tej kategorii wyraźnie faworyzowane są proste historie, których największym walorem są oryginalność formy i dobry scenariusz. Laureaci ostatnich lat - holenderski "Charakter", brazylijski "Dworzec nadziei", czeski "Kola", włoski "Listonosz" - potwierdzają tę teorię. Tym razem jednak w kategorii film zagraniczny mamy faworyta - "Amelię" Jeana-Pierre’a Jeuneta, wyróżnioną już Felixem, a także najważniejszymi nagrodami na międzynarodowych festiwalach. "Amelii" nie przyznano wprawdzie Złotego Globu (przypadł on bośniackiej opowieści "No Man’s Land"), lecz znawcy filmowego biznesu są spokojni - z Globem czy bez dostanie Oscara. Bukmacherzy obstawiają francuski film w stosunku 6:3. Na rezultaty głosowania czterech tysięcy członków akademii trzeba poczekać do 24 marca.
W nowym filmie Olivera Stone’a bohaterowie gotowi są zabić, by zdobyć złotą statuetkę. Jeden z nich mówi: "Gdybym miał do wyboru - zostać prezydentem USA albo dostać Oscara, nie zastanawiałbym się ani przez moment". Tylko Ronald Reagan był innego zdania, ale on przecież był zbyt słabym aktorem, by liczyć na Oscara.
Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej w Hollywood przyznające Złote Globy postąpiło zgodnie z tezą Wildera.
Laureaci Złotych Globów to niemal pewni zdobywcy Oscarów. Szanse uznanego za najlepszy film minionego roku "Pięknego umysłu" Rona Howarda już oceniane są przez bukmacherów na 11:4. Złote Globy przyznane obrazowi (również dla najlepszego aktora Russella Crowe’a) sprawiły, że na drugie miejsce wśród faworytów do Oscara spadł "Władca pierścieni" Petera Jacksona. Za najlepszą aktorkę dramatyczną uznano Sissy Spacek za rolę samotnej matki uwikłanej w związek z młodszym mężczyzną w filmie "In the Bedroom". Statuetka za kreację w musicalu powędrowała do
Nicole Kidman, grającej kurtyzanę w "Mouline Rouge". Walka o Oscara rozegra się pomiędzy Kidman i Spacek.
Na zdobywcę Oscara za najlepszą reżyserię typowany jest Robert Altman, również nagrodzony Złotym Globem za "Gosford Park". Zagrozić mogą mu jedynie Ron Howard lub Peter Jackson.
Umieranie na ekranie
Namiętne spory wzbudziło w ubiegłym roku wyróżnienie statuetką Russella Crowe’a za najlepszą rolę męską (w "Gladiatorze" Ridleya Scotta). Crowe pokonał samego Toma Hanksa, grającego w "Cast Away" Roberta Zemeckisa. Wprawdzie Hanks ma już na koncie dwa Oscary, ale dostałby trzeciego, gdyby ukoronowaniem roli Crowe’a nie była dramatyczna śmierć w finale. Za efektowne umieranie akademia nagradza bowiem szczególnie chętnie. Warto przypomnieć, że oba Oscary Hanks odebrał za kreacje bohaterów odrzuconych i sponiewieranych: umierającego na AIDS prawnika i ograniczonego umysłowo, lecz wielkiego duchem Forresta Gumpa. Ostatnio na ekranie umierali Kevin Spacey w "American Beauty" i islandzka piosenkarka Björk w "Tańcząc w ciemnościach" Larsa von Triera. Znany z bezgranicznego "poświęcania się roli" Nicholas Cage musiał w "Zostawić Las Vegas" zapić się na śmierć, by zdobyć złotą statuetkę. Efektowne umieranie zwiększa też szanse na zwycięstwo Kidman, która w dodatku w musicalu Baza Luhrmanna cały czas pluje krwią (w przerwach między atakami choroby tańcząc kankana!). Aktorka może też liczyć na wyróżnienie za rolę w hiszpańsko-amerykańskim horrorze "Inni". Tutaj w sztuce umierania na ekranie posunęła się tak daleko, iż w finale dowiadujemy się, że od pierwszej sceny jej bohaterka była jedynie... duchem. Na szczęście bardzo sexy.
Genialni wariaci
Ponieważ choroba i genialny umysł niejednemu już przyniosły Oscara, bukmacherzy stawiają na zwycięstwo Crowe’a (w stosunku 6:4). Tym razem Crowe zagrał chorego na schizofrenię matematyka Johna Forbesa Nasha, zdobywcę Nagrody Nobla w 1994 r. W roku 1996 statuetka przypadła Geoffreyowi Rushowi za kreację ogarniętego szaleństwem genialnego pianisty ("Blask"). Psychicznie niezrównoważony był także Mozart w filmie Milosa Formana, nagrodzonym aż ośmioma Oscarami. Zdolnych wariatów Forman upodobał sobie szczególnie. Najgłośniejszym szaleńcem w historii kina był przecież Jack Nicholson w "Locie nad kukułczym gniazdem". Widzowie oscarowej gali z 1976 r. zapamiętali zapewne komentarz Nicholsona trzymającego w ręku statuetkę: "Ta nagroda dowodzi, że w akademii jest tyle samo czubków, co w każdym innym miejscu".
Zemsta szarych myszek
Łagodność i normalność nie dają szans na Oscara również w wypadku pań, nie mówiąc już o urodzie i szczęściu w miłości. Wie coś o tym ukochana King Konga, czyli Jessica Lange, która musiała się zamienić w histeryczną nimfomankę, by stać się godną najważniejszej nagrody w branży. Oscara nie dostała dotychczas żadna femme fatale pokroju Rity Hayworth czy Sharon Stone. Mniej urodziwe aktorki wspominają, jak Shirley MacLaine, odbierając wyróżnienie za "Czułe słówka", powiedziała: "To moja słodka zemsta za brak olśniewającej urody. Zbyt płaski biust i małe oczy sprawiły, że naprawdę musiałam się nauczyć grać". Głośna była kłótnia akademików w sprawie nagrodzenia Julii Roberts za rolę prostytutki w "Pretty Woman". Przeciwnicy argumentowali: "Za ładna, za młoda, a jej historia dobrze się kończy"! Faktycznie, to przeoczenie, którego marzącym o Oscarze popełniać nie wolno! Julia musiała zagrać samotną matkę w filmie "Erin Brockovich"- walczyła z elektrownią trującą ludzi i przeżywała rodzinne nieszczęścia. Wreszcie ją doceniono.
Piękne panie mają szanse na Oscara w jednym wypadku - jeśli grają wbrew swojemu emploi. W roku ubiegłym nagrodzono starzejącą się Ellen Burstyn za kreację lekomanki marzącej o telewizyjnej karierze. A przecież powinna dostać to wyróżnienie za rolę w "Za rok o tej samej porze"! Sophia Loren, której większość ról przeszła do historii kina, doceniona została dopiero w dramacie "Matka i córka", gdzie zgwałcona i poniżana przeżywała piekło wojny i zamiast wielkiej urody pokazywała wielki smutek. Odziana w habit i pozbawiona makijażu Susan Sarandon, ratująca duszę zabójcy w filmie "Przed egzekucją" Tima Robinnsa, musiała zrezygnować ze swoich największych atutów. Opłacało się.
Widowisko ponad wszystko
Upodobanie akademików do kalek i wariatów porównać można jedynie z miłością do wielkich widowisk, którym wybacza się nawet poważne niedoróbki scenariusza - jak w wypadku "Angielskiego pacjenta" czy "Gladiatora". Widowiskowość jest jednak najważniejszym walorem kina i trudno się dziwić, że jest faworyzowana. Na Oscara może liczyć więc "Władca pierścieni" (są przecież aż 24 kategorie!), choć Złotego Globu film ten nie otrzymał. Wszak to bodaj największe widowisko w dziejach kina - z efektami na miarę XXI wieku.
Spostrzegawczy bukmacherzy zauważyli jednak pewną prawidłowość - od jakiegoś czasu akademicy równie wysoko, co epickie opowieści, cenią kameralne dramaty, nagradzając na przemian oba gatunki. W ubiegłym roku wygrał "Gladiator", rok wcześniej - "American Beauty"; trzy lata temu triumfował "Titanic", przed nim był "Forrest Gump", a jeszcze wcześniej "Waleczne serce". W tym roku pora więc na kino kameralne, czyli najprawdopodobniej "Piękny umysł". A co z "Harrym Potterem"? Wydaje się, że dla Amerykanów film o najsłynniejszym czarodzieju jest jednak zanadto brytyjski. Z filmów dla młodych i najmłodszych widzów akademia raczej nie przeoczy powstałego w wytwórni Spielberga "Shreka".
Proste historie
Skłonność akademików do superprodukcji nie dotyczy filmów obcojęzycznych.
W tej kategorii wyraźnie faworyzowane są proste historie, których największym walorem są oryginalność formy i dobry scenariusz. Laureaci ostatnich lat - holenderski "Charakter", brazylijski "Dworzec nadziei", czeski "Kola", włoski "Listonosz" - potwierdzają tę teorię. Tym razem jednak w kategorii film zagraniczny mamy faworyta - "Amelię" Jeana-Pierre’a Jeuneta, wyróżnioną już Felixem, a także najważniejszymi nagrodami na międzynarodowych festiwalach. "Amelii" nie przyznano wprawdzie Złotego Globu (przypadł on bośniackiej opowieści "No Man’s Land"), lecz znawcy filmowego biznesu są spokojni - z Globem czy bez dostanie Oscara. Bukmacherzy obstawiają francuski film w stosunku 6:3. Na rezultaty głosowania czterech tysięcy członków akademii trzeba poczekać do 24 marca.
W nowym filmie Olivera Stone’a bohaterowie gotowi są zabić, by zdobyć złotą statuetkę. Jeden z nich mówi: "Gdybym miał do wyboru - zostać prezydentem USA albo dostać Oscara, nie zastanawiałbym się ani przez moment". Tylko Ronald Reagan był innego zdania, ale on przecież był zbyt słabym aktorem, by liczyć na Oscara.
Więcej możesz przeczytać w 5/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.