Prezydent Lech Kaczyński, około godziny po środowym wypadku samolotu CASA, poleciał z wizytą do Chorwacji. W sobotę zastępca szefa Kancelarii Prezydenta Robert Draba tłumaczył, że stało się tak, ponieważ L. Kaczyński nie został przed wylotem poinformowany o katastrofie.
Draba sugerował, że winny w tej sprawie jest MON. Jak mówił, informacje o tego typu katastrofie ma najpierw resort obrony i to MON, albo przez kancelarię premiera, albo bezpośrednio, powinien błyskawicznie przekazać informacje Kancelarii Prezydenta.
Zastępca szefa BBN gen. Roman Polko stwierdził z kolei w sobotę, że informacje o wypadku CASY należało przekazać przez sekretariat prezydenta, który działa całą dobę, a nawet przez oficerów BOR, którzy zawsze są przy głowie państwa. Wypowiedzi Draby i Polko wywołały w sobotę awanturę.
MON odpierał zarzuty. Wieczorem w sobotę, dyrektor Departamentu Prasowo-informacyjnego resortu, płk. Cezary Siemion oświadczył, że ministerstwo kontaktowało się z BBN w sprawie wypadku. Według niego, pierwszy telefon do Biura został wykonany z MON o godz. 19.43 (wypadek miał miejsce kilka minut po godz. 19). Zapowiedział, że MON opublikuje wkrótce bilingi rozmów między oficerami resortu a urzędnikami BBN.
Awanturę między Kancelarią Prezydenta i BBN a MON skrytykował w niedzielę podczas mszy św. w intencji ofiar katastrofy lotniczej pod Mirosławcem w Lublinie abp Józef Życiński. "Między modlitwą w świątyni a ciszą cmentarza nie twórzmy atmosfery targowiska, gdzie politycy nie potrafią się wyciszyć nawet na dwa dni, tylko muszą uprawiać swoją reklamę i licytować się w swoich deklaracjach" - apelował abp Życiński.
W niedzielę w programie "Kawa na ławę" w TVN 24, Michał Kamiński przekonywał, że Kancelaria Prezydenta nie chciała robić "afery" ze sprawy nie poinformowania L. Kaczyńskiego. "Nie było intencją pana prezydenta, w żadnym wypadku, aby z tej sprawy robić jakąś aferę, zwłaszcza w okresie żałoby narodowej" - zapewnił Kamiński.
Minister przyznał jednocześnie, że spór o to, kto powinien był zawiadomić prezydenta rozpoczął od jego wypowiedzi dla jednego z dzienników. "Odpowiedziałem szczerze na pytanie dziennikarza. Prezydent wyleciał, bo nie wiedział (o katastrofie CASY - PAP)" - powiedział Kamiński.
Wcześniej, w "7 dniu tygodnia" w Radiu Zet Kamiński zaznaczył, że "z całą pewnością" to gen. Polko powinien był przekazać prezydentowi informację o wypadku CASY.
Dodał, że "do tej pory" nie było problemu z kontaktem na linii prezydent - premier Donald Tusk. "Do tej pory kilka razy potrzebowaliśmy z obu stron szybkiego kontaktu między premierem a prezydentem i nigdy z tym problemu nie było. Najbliżsi współpracownicy premiera mają telefony do najbliższych współpracowników prezydenta" - zapewnił minister.
Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO) uważa z kolei, że w zaistniałej sytuacji, "powinny polecieć głowy w Kancelarii Prezydenta". "Myślę, że tam jakieś głowy powinny polecieć w Kancelarii, bo ci ludzie za coś odpowiadają. Chyba, że uważamy, że nikt za nic nie odpowiada" - podkreślił Niesiołowski.
Polityk Platformy skrytykował przy tym szefa BBN Władysława Stasiaka za to, że nie przerwał urlopu z powodu środowej tragedii.
Joachim Brudziński (PiS) ocenił z kolei, że winni w sprawie nie poinformowania prezydenta są urzędnicy MON. "Jest problem dziś w otoczeniu premiera i w samym ministerstwie obrony narodowej, (...) bo kompromitujące jest to, że oficerowie w ministerstwie obrony narodowej, czy sam minister obrony narodowej nie jest w stanie przez godzinę poinformować zwierzchnika sił zbrojnych o tragedii, która dotknęła kwiat polskiego lotnictwa" - powiedział Brudziński w niedzielę w "Kawie na ławę", w TVN.
Problemy w kontaktach na linii rząd-prezydent krytykowali w niedzielę w mediach politycy opozycyjnego LiD. Były szef MON Jerzy Szmajdziński zapewniał w radiu Zet, że w czasie, kiedy kierował resortem, jego rola polegała m.in. na tym, by o tragicznych zdarzeniach "natychmiast" powiadamiać szefa rządu i głowę państwa.
"Kolejność zależała od możliwości połączenia. Uważałam, że to jest moja osobista rola, a nikogo innego, żadnych innych struktur pośrednich" - zaznaczył Szmajdziński.
"Jest sztywna linia polegająca na tym, że wciska się jeden guzik w gabinecie ministra obrony narodowej i od razu jest sztywna linia u prezydenta" - dodał z kolei w "Kawie na ławę" inny polityk centrolewicy, były szef MSWiA Ryszard Kalisz.
W ocenie Szmajdzińskiego, sytuacja w której gen. Polko nie był w stanie poinformować prezydenta o wypadku CASY jest "absurdalna". "Jeśli wiedział i kieruje instytucją reagowania kryzysowego, to powinien skutecznie poinformować swojego przełożonego, zwierzchnika sił zbrojnych o takim zdarzeniu" - podkreślił były szef MON.
W katastrofie pod Mirosławcem zginęło w środę wieczorem 20 osób. Wojskowy samolot transportowy CASA C-295M rozbił się podchodząc do lądowania. Zginęli wszyscy znajdujący się na pokładzie - czterech członków załogi i 16 oficerów wracających z konferencji o bezpieczeństwie lotów. Wśród zabitych byli dowódcy brygad, baz i eskadr lotniczych. Rozbity samolot należał do partii dwóch najnowszych maszyn, dostarczonych w ubiegłym roku Polsce.
ab, pap