Pełnomocnikowi podlegał stworzony za czasów Marcinkiewicza specjalny departament ds. dywersyfikacji. Za czasów PiS pracowało w nim szesnaście osób. W ciągu stu dni pracy Pawlaka, ta liczba stopniała do jednego urzędnika, obecnego dyrektora Przemysława Wiplera, który też złożył wypowiedzenie.
- Ludzie zostali zmuszeni do odejścia. Drastyczne obniżono im pensje i dano do zrozumienia, że departament zostanie wkrótce rozwiązany – mówi „Wprost" Wipler. – Z premierem Pawlakiem widziałem się tylko raz. A wiceminister Eugeniusz Postolski, któremu podlega departament, w jednej jedynej rozmowie zasugerował mi, że kierownictwo resortu nie wiąże z nami nadziei – dodaje.Postolski potwierdza tę wersję i przyznaje, że departament ds. dywersyfikacji zostanie zlikwidowany. Powód? - Dubluje on kompetencje departamentu ropy i gazu. Co nie znaczy, że zamierzamy rezygnować z tematu dywersyfikacji – mówi „Wprost". Dlaczego w takim razie Wipler i jego urzędnicy nie zostali przeniesieni do departamentu ropy i gazu, który ma teraz przejąć prace dotyczące różnicowania kierunków dostaw? – Nie ma tam tyle miejsca. Pan Wipler był dyrektorem, a w departamencie ropy i gazu to stanowisko jest już zajęte. Zresztą z tego, co wiem, to jego pracownicy odeszli do biznesu – mówi Postolski.
Działaniem Pawlaka zaniepokojona jest opozycja. - Podczas sejmowej debaty zapytałem Waldemara Pawlaka o to, czy to prawda, że rząd rezygnuje z dywersyfikacji. Nie uzyskałem odpowiedzi. W tej sytuacji widzę tu niebezpieczeństwo wejścia w buty rządu Leszka Millera – mówi „Wprost" Joachim Brudziński z PiS.