George Bush przyznał niedawno, że modli się o... wzrost optymizmu konsumentów
W Ameryce pojawiła się nowa kategoria ekonomiczna: PATRIOTYZM MALLI
Podziałało! Bóg wciąż kocha Amerykę! Kolejki w salonach samochodowych i u agentów nieruchomości, tłumy w sklepach - tak wygląda dziś "recesja" w amerykańskim wydaniu. Tylko w grudniu ubiegłego roku sprzedano w USA 5,19 mln domów, a w styczniu 2002 r. - 5,27 mln! I to mimo wzrostu bezrobocia z 3,9 proc. do niemal 6 proc.
Patriotyzm malli
- Nie wakacje w Disneylandzie, ale nowy komputer. Zamiast rodzinnej wycieczki do lunaparku, palmtop dla taty, diamentowa kolia dla mamy i gry komputerowe dla dzieci - tak zmianę struktury zakupów swoich rodaków opisuje profesor ekonomii Ralph C. Bryant z Brookings Institution w Waszyngtonie. Dwa ostatnie miesiące w roku to dla Amerykanów czas rodzinnych spotkań i wręczania sobie prezentów. Producenci w ostatniej chwili dwoili się i troili, aby nadać swej ofercie wymiar jak najbardziej patriotyczny (wszystko, co białe, niebieskie i czerwone, czyli w kolorach amerykańskiej flagi, szło jak woda). Centra handlowe - zarówno te rzeczywiste, jak i internetowe - były pełne kupujących. Ten fenomen nazwano za oceanem patriotyzmem malli.
Ekonomiści banku Credit Suisse First Boston (CSFB) twierdzą, że w tym roku gospodarka Stanów Zjednoczonych odnotuje wzrost PKB o 1,8 proc., czyli o 0,8 proc. więcej, niż przewidywano.
W grudniu zeszłego roku wskaźnik bezrobocia w USA wynosił 5,8 proc., a w styczniu spadł do 5,6 proc. Dzięki tym wieściom wzrósł charakterystyczny dla Ameryki entuzjazm.
Na optymistyczne prognozy wzrostu ekonomicznego cieniem kładzie się jedynie wpływ recesji na giełdę. Wielu Amerykanów straciło sporo pieniędzy, gdy akcje zaczęły zniżkować. Ponieważ jednak indeksy giełdowe i tak utrzymują się na poziomie o niebo przewyższającym to, co było przed pięciu czy dziesięciu laty, więc w gruncie rzeczy Amerykanie mają dziś więcej pieniędzy niż wówczas.
Niższe stopy, większe zakupy
Już na pierwsze sygnały o recesji w 2000 r. Zarząd Rezerwy Federalnej, czyli amerykański bank centralny, zaczął obniżać stopy podatkowe. W efekcie tłumy ludzi ustawiały się kolejkach na przykład do agentów nieruchomości. Według danych największych firm na rynku handlu nieruchomościami, w ostatnich miesiącach sprzedaż domów i mieszkań jest wciąż wyższa niż na początku 2001 r.
Nisko oprocentowane pożyczki skłoniły Amerykanów do inwestowania nie tylko we własne cztery kąty. W wielu salonach samochodowych proponowano klientom kredyty, które mogły zawrócić w głowie największym sknerom: oferty umożliwiające niepłacenie należności przez pierwsze pół roku używania na przykład samochodu stały się wręcz normą. Amerykanie postanowili nie popełniać błędu Marka Twaina, który mawiał: "Zawsze zdawałem sobie sprawę z dobrej okazji, kiedy przestawała nią być", i skorzystali z tysięcy ofert sprzedawców samochodów, przewoźników lotniczych, hotelarzy itd. Zniżki cen biletów, pokojów hotelowych czy telefonów komórkowych sięgały często kilkudziesięciu procent.
Czy bank centralny utrzyma stopy procentowe na obecnym poziomie dopóty, dopóki gospodarka nie złapie wiatru w żagle, czy też w obawie przed wybuchem inflacji zacznie je podnosić? - zastanawiają się ekonomiści i przedsiębiorcy.
- Alan Greenspan jest czasem zbyt wielkim optymistą, ale nie głupcem. Kraj dopiero zaczął wychodzić z recesji, jest wiele pułapek, które mogą opóźnić ten marsz, korzystniejsze jest więc pozostawienie stóp na obecnym poziomie - twierdzi Bryant.
Niższe podatki
Na pytanie, jaki wpływ na konsumencki optymizm miały apele prezydenta Busha, burmistrza Nowego Jorku Rudolpha Giulianiego i innych liderów, Amerykanie odpowiadają w sondażach krótko: spory. Wysoki poziom sprzedaży dóbr trwałych, zwłaszcza domów i samochodów, spowodował, że handlowcy odzyskują wiarę w szybkie ożywienie rynku. Sprzedawcy przyznają, że zamówili dodatkowe modele samochodów, a agenci nieruchomości w ostatnich dwóch miesiącach wypracowali olbrzymią liczbę nadgodzin. Eksperci przewidują co prawda, że chęć do wydawania pieniędzy zostanie nieco ograniczona od połowy marca do połowy kwietnia, kiedy Amerykanie rozliczają się z fiskusem, ale właściciele malli nie przejmują się tym nadmiernie. W odwodzie mają zainicjowaną przez prezydenta Busha reformę podatkową, prowadzącą do kolejnej obniżki podatków. - Amerykanie wciąż będą więc chętnie sięgać do wypchanych portfeli, a sprzedawcy będą zacierać ręce. Miejmy nadzieję, że jeszcze pod koniec tego roku słowo recesja przestanie się pojawiać na pierwszych stronach gazet - przekonuje prof. Bryant.
Podziałało! Bóg wciąż kocha Amerykę! Kolejki w salonach samochodowych i u agentów nieruchomości, tłumy w sklepach - tak wygląda dziś "recesja" w amerykańskim wydaniu. Tylko w grudniu ubiegłego roku sprzedano w USA 5,19 mln domów, a w styczniu 2002 r. - 5,27 mln! I to mimo wzrostu bezrobocia z 3,9 proc. do niemal 6 proc.
Patriotyzm malli
- Nie wakacje w Disneylandzie, ale nowy komputer. Zamiast rodzinnej wycieczki do lunaparku, palmtop dla taty, diamentowa kolia dla mamy i gry komputerowe dla dzieci - tak zmianę struktury zakupów swoich rodaków opisuje profesor ekonomii Ralph C. Bryant z Brookings Institution w Waszyngtonie. Dwa ostatnie miesiące w roku to dla Amerykanów czas rodzinnych spotkań i wręczania sobie prezentów. Producenci w ostatniej chwili dwoili się i troili, aby nadać swej ofercie wymiar jak najbardziej patriotyczny (wszystko, co białe, niebieskie i czerwone, czyli w kolorach amerykańskiej flagi, szło jak woda). Centra handlowe - zarówno te rzeczywiste, jak i internetowe - były pełne kupujących. Ten fenomen nazwano za oceanem patriotyzmem malli.
Ekonomiści banku Credit Suisse First Boston (CSFB) twierdzą, że w tym roku gospodarka Stanów Zjednoczonych odnotuje wzrost PKB o 1,8 proc., czyli o 0,8 proc. więcej, niż przewidywano.
W grudniu zeszłego roku wskaźnik bezrobocia w USA wynosił 5,8 proc., a w styczniu spadł do 5,6 proc. Dzięki tym wieściom wzrósł charakterystyczny dla Ameryki entuzjazm.
Na optymistyczne prognozy wzrostu ekonomicznego cieniem kładzie się jedynie wpływ recesji na giełdę. Wielu Amerykanów straciło sporo pieniędzy, gdy akcje zaczęły zniżkować. Ponieważ jednak indeksy giełdowe i tak utrzymują się na poziomie o niebo przewyższającym to, co było przed pięciu czy dziesięciu laty, więc w gruncie rzeczy Amerykanie mają dziś więcej pieniędzy niż wówczas.
Niższe stopy, większe zakupy
Już na pierwsze sygnały o recesji w 2000 r. Zarząd Rezerwy Federalnej, czyli amerykański bank centralny, zaczął obniżać stopy podatkowe. W efekcie tłumy ludzi ustawiały się kolejkach na przykład do agentów nieruchomości. Według danych największych firm na rynku handlu nieruchomościami, w ostatnich miesiącach sprzedaż domów i mieszkań jest wciąż wyższa niż na początku 2001 r.
Nisko oprocentowane pożyczki skłoniły Amerykanów do inwestowania nie tylko we własne cztery kąty. W wielu salonach samochodowych proponowano klientom kredyty, które mogły zawrócić w głowie największym sknerom: oferty umożliwiające niepłacenie należności przez pierwsze pół roku używania na przykład samochodu stały się wręcz normą. Amerykanie postanowili nie popełniać błędu Marka Twaina, który mawiał: "Zawsze zdawałem sobie sprawę z dobrej okazji, kiedy przestawała nią być", i skorzystali z tysięcy ofert sprzedawców samochodów, przewoźników lotniczych, hotelarzy itd. Zniżki cen biletów, pokojów hotelowych czy telefonów komórkowych sięgały często kilkudziesięciu procent.
Czy bank centralny utrzyma stopy procentowe na obecnym poziomie dopóty, dopóki gospodarka nie złapie wiatru w żagle, czy też w obawie przed wybuchem inflacji zacznie je podnosić? - zastanawiają się ekonomiści i przedsiębiorcy.
- Alan Greenspan jest czasem zbyt wielkim optymistą, ale nie głupcem. Kraj dopiero zaczął wychodzić z recesji, jest wiele pułapek, które mogą opóźnić ten marsz, korzystniejsze jest więc pozostawienie stóp na obecnym poziomie - twierdzi Bryant.
Niższe podatki
Na pytanie, jaki wpływ na konsumencki optymizm miały apele prezydenta Busha, burmistrza Nowego Jorku Rudolpha Giulianiego i innych liderów, Amerykanie odpowiadają w sondażach krótko: spory. Wysoki poziom sprzedaży dóbr trwałych, zwłaszcza domów i samochodów, spowodował, że handlowcy odzyskują wiarę w szybkie ożywienie rynku. Sprzedawcy przyznają, że zamówili dodatkowe modele samochodów, a agenci nieruchomości w ostatnich dwóch miesiącach wypracowali olbrzymią liczbę nadgodzin. Eksperci przewidują co prawda, że chęć do wydawania pieniędzy zostanie nieco ograniczona od połowy marca do połowy kwietnia, kiedy Amerykanie rozliczają się z fiskusem, ale właściciele malli nie przejmują się tym nadmiernie. W odwodzie mają zainicjowaną przez prezydenta Busha reformę podatkową, prowadzącą do kolejnej obniżki podatków. - Amerykanie wciąż będą więc chętnie sięgać do wypchanych portfeli, a sprzedawcy będą zacierać ręce. Miejmy nadzieję, że jeszcze pod koniec tego roku słowo recesja przestanie się pojawiać na pierwszych stronach gazet - przekonuje prof. Bryant.
Więcej możesz przeczytać w 10/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.