Utworzenie i zatwierdzenie projektu "Widoczny Znak przeciwko Ucieczce i Wypędzeniom", instytucji upamiętniającej wysiedlenie Niemców po II wojnie światowej oznacza de facto wielki sukces szefowej Związku Wypędzonych Eriki Steinach i związanego z nią środowiska. I to bez względu na to czy znajdzie się ona we władzach fundacji realizującej ten projekt.
Wbrew wielokrotnym zapewnieniom Berlina i niemieckiej prasy, że "Widoczny Znak" będzie służył budowaniu polsko-niemieckiego pojednania, Warszawa może mieć uzasadnione powody do niepokoju. Zastrzeżenia może budzić już sama nazwa placówki i umieszczenie w niej słowa "wypędzenia" które sugeruje, że po drugiej wojnie światowej ludność niemiecka została bezprawnie wyrzucona ze swoich domów. Tymczasem decyzja o przesiedleniu Niemców ma przecież bardzo mocną i konkretną podstawę prawno-międzynarodową w postaci decyzji zwycięskich mocarstw podjętej na konferencji poczdamskiej.
Co więcej decyzja rządu Angeli Merkel w tej sprawie pokazuje również, że środowisko niemieckich wypędzonych wciąż może liczyć na przychylność rządzących. Członkowie Związku Wypędzonych i niemieckich ziomkostw to wciąż poważna grupa nacisku i atrakcyjny elektorat dla niemieckiej prawicy. Niemiecka CDU i CSU zdają sobie sprawę, że całkowite zlekceważenie ich postulatów może oznaczać utratę poważnego politycznego zaplecza. Najlepiej widać to podczas organizowanych co roku przez Związek Wypędzonych obchodów "Dnia Stron Ojczystych", w których regularnie uczestniczą prominentni politycy niemieckiej centroprawicy.
Przewodnicząca Związku Wypędzonych, która od końca lat 90. zabiega o upamiętnienie powojennych wysiedleń Niemców zjednuje sobie poparcie wpływowych niemieckich polityków. W sierpniu ubiegłego roku podczas obchodów "dnia stron ojczystych" Hans Goert Pöttering, związany z CDU przewodniczący Parlamentu Europejskiego skrytykował ataki na Erikę Steinach ze strony Powiernictwa Polskiego, organizacji broniącej Polaków przed roszczeniami niemieckich wypędzonych. Szef europarlamentu nie omieszkał przy tym zarzucić Polsce braku woli pojednania z Niemcami. Z kolei kanclerz Angela Merkel w październiku 2007 r. była specjalnym gościem uroczystości zorganizowanych z okazji 50-lecia Związku Wypędzonych.
Bez względu na to jak ostatecznie zostanie obsadzony skład zarządu "Widocznego znaku" Erika Steinach de facto dopięła swego i ma powody aby świętować. Radość pani Steinach to jednak wyraźny sygnał alarmowy dla Warszawy.
Co więcej decyzja rządu Angeli Merkel w tej sprawie pokazuje również, że środowisko niemieckich wypędzonych wciąż może liczyć na przychylność rządzących. Członkowie Związku Wypędzonych i niemieckich ziomkostw to wciąż poważna grupa nacisku i atrakcyjny elektorat dla niemieckiej prawicy. Niemiecka CDU i CSU zdają sobie sprawę, że całkowite zlekceważenie ich postulatów może oznaczać utratę poważnego politycznego zaplecza. Najlepiej widać to podczas organizowanych co roku przez Związek Wypędzonych obchodów "Dnia Stron Ojczystych", w których regularnie uczestniczą prominentni politycy niemieckiej centroprawicy.
Przewodnicząca Związku Wypędzonych, która od końca lat 90. zabiega o upamiętnienie powojennych wysiedleń Niemców zjednuje sobie poparcie wpływowych niemieckich polityków. W sierpniu ubiegłego roku podczas obchodów "dnia stron ojczystych" Hans Goert Pöttering, związany z CDU przewodniczący Parlamentu Europejskiego skrytykował ataki na Erikę Steinach ze strony Powiernictwa Polskiego, organizacji broniącej Polaków przed roszczeniami niemieckich wypędzonych. Szef europarlamentu nie omieszkał przy tym zarzucić Polsce braku woli pojednania z Niemcami. Z kolei kanclerz Angela Merkel w październiku 2007 r. była specjalnym gościem uroczystości zorganizowanych z okazji 50-lecia Związku Wypędzonych.
Bez względu na to jak ostatecznie zostanie obsadzony skład zarządu "Widocznego znaku" Erika Steinach de facto dopięła swego i ma powody aby świętować. Radość pani Steinach to jednak wyraźny sygnał alarmowy dla Warszawy.