Niektórzy apelowali natomiast o zbojkotowanie uroczystości otwarcia igrzysk, jako znak sprzeciwu wobec chińskiej polityki w Tybecie, represji i brutalnego stłumienia antychińskich protestów, w których - według Tybetańczyków - zginęło już 135 osób.
"Potępiamy przemoc i wykorzystywanie policji i wojska, potępiamy zabijanie uczestników pokojowych demonstracji. Jesteśmy solidarni z dalajlamą, który w sposób umiarkowany działa na rzecz pokoju i porozumienia" - powiedział przewodniczący PE Hans-Gert Poettering podczas zwołanej w trybie pilnym debaty poświęconej wydarzeniom w Tybecie.
Poettering ponownie zaprosił też dalajlamę do odwiedzenia PE, dodając, że do wizyty może dojść w grudniu tego roku. Duchowy i świecki przywódca Tybetańczyków był już w PE w 2001 roku.
Szef PE wypowiedział się przeciwko całkowitemu bojkotowi igrzysk, ale dodał, że "każdy odpowiedzialny polityk" powinien się zastanowić nad swoim udziałem w uroczystości otwarcia igrzysk 8 sierpnia w Pekinie, jeśli do tego czasu chińskie władze nie wykażą wystarczającej woli dialogu z Tybetańczykami.
Szef frakcji socjalistycznej Martin Schulz podkreślił w podobnym duchu, że solidarność międzynarodowa wobec Tybetu jest niezbędna, ale mówienie o całkowitym bojkocie igrzysk w Pekinie "byłoby błędem".
"Nie należy kazać płacić sportowcom ani obywatelom za błędy polityczne jednego kraju czy jednego rządu. Bojkot takiego wydarzenia nie służyłby rozwiązaniu sytuacji w Tybecie. Wręcz przeciwnie: olimpiada może być okazją do dialogu między Chinami i światem, który pozwoli nam przekonać władze chińskie do potrzeby ochrony mniejszości, praw podstawowych i demokracji" - powiedział socjalista.
Podobnego zdania był eurodeputowany Józef Pinior. "Bojkot igrzysk olimpijskich nic nie da. Jeśli wezwiemy do niego, możemy się pożegnać z wszelkim wpływem na stan praw człowieka w Chinach" - powiedział.
"Bojkotując igrzyska, Europa sama siebie wykluczyłaby z gry i straciła okazję, by dać wyraz niezadowoleniu z poczynań chińskiego reżimu. Dzięki skoncentrowaniu uwagi świata na tym wydarzeniu, Chiny będą zmuszone otworzyć się na świat" - mówił włoski liberał Marco Cappato. Liberałowie wezwali jednak koordynatora unijnej dyplomacji Javiera Solanę, by przemyślał swój zaplanowany udział w ceremonii otwarcia igrzysk.
Bronisław Geremek zaapelował w środę w PE, by Unia Europejska wzięła na siebie rolę "gwaranta i sponsora" rozmów między rządem w Pekinie a dalajlamą, który wyraził do nich gotowość. Przypomniał w tym kontekście polski Okrągły Stół.
"Cisza w kwestii Tybetu byłaby zbrodnią przeciwko ideałom europejskim. Europa musi mówić jednoznacznie i jednym głosem. Jej słowa powinny być poparte konkretnymi działaniami" - powiedział.
"Polacy wiedzą, jak bolesny jest brak wolności i jak trudno walczyć o niepodległość. Nasze własne doświadczenie pokazuje, że okrągły stół może być skutecznym instrumentem w takiej walce" - podkreślił były szef polskiej dyplomacji.
Przeciwko bojkotowi igrzysk wypowiedział się gość Parlamentu Europejskiego, obecny podczas sesji plenarnej przewodniczący tybetańskiego parlamentu na wygnaniu Karma Chophel. Jego zdaniem igrzyska olimpijskie w Pekinie powinny się odbyć, by wymusić otwarcie Chin. Zastrzegł, że "każde państwo powinno podjąć decyzję zgodnie z własnym sumieniem".
Za bojkotem igrzysk przez rządy UE opowiedział się eurodeputowany PiS Konrad Szymański.
"Ten biegun autorytaryzmu, jakim stają się Chiny, nie jest regionalnym problemem Tybetu, Tajwanu, czy Ujgurów. Ten biegun autorytaryzmu jest budowany i umacniany na świecie kosztem samej Europy i USA" - powiedział.
Zdaniem Szymańskiego "dziś jest ostatni moment na odejście od polityki pasywnej". "Symbolem tego przełomu powinien być konsekwentny bojkot uroczystości otwarcia igrzysk olimpijskich przez wszystkie rządy państw europejskich. Te igrzyska muszą się okazać wielką porażką polityki chińskiej. Inaczej będą one porażką wolnego świata" - argumentował europoseł.
pap, em