Szef rządu przekonywał jednak podczas briefingu przy sopockim molo, że "trzeba wykorzystać tę szansę - jeśli taka jeszcze jest - na parlamentarną drogę ratyfikacji, bo jest ona tańsza i logiczniejsza".
Tusk mówił, że podczas rozmowy z L.Kaczyńskim chciałby dowiedzieć się, czy udało mu się przekonać PiS do ustawy ratyfikacyjnej w wersji zaproponowanej przez rząd.
"Popłynę, zapytam, czy się udało, jeśli się nie udało, będziemy mieć referendum" - mówił premier, który do prezydenckiej rezydencji udał się motorówką.
Tusk ocenił jednak, że "odgłosy, które biegną z PiS pokazują, że prezydent też nie ma łatwego zadania". "Sądził, że w ciągu tych kilkudziesięciu godzin (które upłynęły od ostatniego spotkania L.Kaczyńskiego z D.Tuskiem) przekona brata i PiS do bardziej umiarkowanego i proeuropejskiego kursu" - zaznaczył.
"Jeśli się nie udało, będziemy mieli referendum" - powiedział szef rządu. Jak dodał, choć "trzeba być optymistą" i wierzyć w dobry finał, to on sam "jest coraz bardziej poirytowany tym niezrozumiałym uporem i tańcem wokół ratyfikacji".
Premier ocenił, że prezydent "jest zainteresowany ratyfikacją z oczywistych względów". "W Europie też będzie mu trudno cokolwiek uzyskać, jeśli stanie się autorem klęski, a nie sukcesu" - podkreślił.
"Prezydent, któremu tak bardzo zależało na skutecznej misji w sprawie Ukrainy w Bukareszcie, mówię o szczycie NATO-wskim, stawia siebie w coraz trudniejszej sytuacji" - powiedział Tusk. Podczas kwietniowego szczytu Polska ma popierać podczas zaproszenie Ukrainy i Gruzji do Planu Działań na Rzecz Członkostwa w NATO (ang. MAP).
"Jeśli (prezydent) ma przekonywać takich partnerów, jak Niemcy, Francuzi do ukraińskiej drogi do NATO, to lepiej byśmy wszyscy mieli problem ratyfikacji za sobą" - mówił Tusk.
Szef rządu ocenił, że rozmowa z prezydentem nie będzie "wroga i konfliktowa", ale jak dodał, "zaczęły go teraz interesować efekty, skutki, a nie tylko takie randki".
Tusk, jak powiedział, nie sądzi, by prezydent "bawił się ratyfikacją i Traktatem tylko pod zamówienie specjalistów od propagandy PiS-u".
"Gdyby tak miało być, że to Jacek Kurski (autor niedawnego, kontrowersyjnego orędzia prezydenta-PAP) raczej rozdaje karty w PiS-ie przy ratyfikacji, a nie prezydent, to byłoby źle" - mówił szef rządu.
PO chce przyjęcia ustawy ratyfikacyjnej w wersji zaproponowanej przez rząd; tymczasem PiS uzależnia poparcie dla ustawy ratyfikacyjnej od "ustawowych zabezpieczeń" dla zapisów Traktatu Lizbońskiego.
Premier podkreślał, że sprawa ratyfikacji to "nie jest zabawa w kompromisy, ustępstwa kto komu co odda". "Ja nie jadę handlować" - oświadczył.
"Z naszej strony jest propozycja jednozdaniowej ustawy, która upoważnia pana prezydenta do ratyfikacji Traktatu, ktoś się wpędził w bardzo poważne kłopoty niemądrym zagraniem politycznym, wspartym niepotrzebnym orędziem, przynajmniej jeśli chodzi o te najbardziej agresywne fragmenty orędzia" - przekonywał premier.
Tusk mówił, że jeśli sobotnia rozmowa nie da rezultatu, odbędzie się referendum w sprawie Traktatu. "Przychodzi ten czas, by przestać zwodzić opinię publiczną (...), warto sobie otwarcie powiedzieć: nie idzie w parlamencie, PiS się nie zgadza, będzie referendum" - mówił.
"Jeżeli wyczerpiemy drogę parlamentarną (w sprawie ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego) z negatywnym skutkiem, to wtedy ogłosimy referendum - zapowiedział.
Premier powiedział, że rządowy projekt ratyfikacyjny musi być poddany pod głosowanie i wyraził nadzieję, że "przejdzie". Zaznaczył jednak, że przy tym "czarnym scenariuszu", czyli fiaska ustawy ratyfikacyjnej w parlamencie, referendum odbędzie się jeszcze "przed latem".
Tusk zadeklarował, że w przypadku referendum "zaangażuje wszystkie możliwe środki, żeby przekonać Polaków do udziału w nim i wyjaśnić na czym polega decyzja". "Jestem przekonany, że Polacy mają wyrobiony pogląd co do Traktatu, czyli są za dalszą integracją z UE" - podkreślił.
Jak mówił, "zrobi wszystko", by frekwencja w referendum osiągnęła wymagane 50 proc.
Tusk powiedział, że będzie to jego "pierwszy raz" w prezydenckiej rezydencji na Helu. Dopytywany, czy prezydent zaprosił go tylko na rozmowę, czy także na obiad odparł: "ja się nastawiam na herbatę, bo gdybym miał jeść obiad, to moja Gosia obrazi się na mnie jak wrócę i powie, że ze mnie już nie ma żadnego pożytku".
Premier, na pytanie czy w rozmowach będzie uczestniczył też prezes PiS Jarosław Kaczyński odpowiedział, że nic mu na ten temat nie wiadomo. "Nie straszcie mnie" - zażartował.pap, ss