Od 52 lat jestem członkiem CDU. Nie znam życia politycznego poza partią. CDU jest moją ojczyzną
Od czasu ujawnienia afery związanej z nielegalnymi finansami CDU były kanclerz Niemiec zachowywał się niezwykle powściągliwie. Zaledwie kilka razy udzielił wypowiedzi prasie. Pod koniec marca obszerną rozmowę z Helmutem Kohlem przeprowadzili dziennikarze tygodnika "Focus". Prezentujemy fragmenty wypowiedzi Helmuta Kohla pochodzące z tego wywiadu.
Chcę pozostać w Bundestagu do końca kadencji i w miarę moich możliwości wypełniać swoje obowiązki. Nie będę jednak ponownie kandydować. Mandat poselski jest mi potrzebny także po to, by w komisji śledczej nie pozostać bezbronnym. Sposób, w jaki komisyjna większość składająca się z socjaldemokratów i zielonych wykorzystuje to gremium do swoich partyjno-politycznych celów, wskazuje na to, że komisja będzie obradować jeszcze w przyszłym roku. Cokolwiek by mówić: prace komisji śledczej skierowane są jednoznacznie przeciwko mnie, przeciwko mojej osobie i mojej polityce. Jej jasno określonym celem jest okrycie niesławą okresu między 1992 r. a 1998 r., czyli lat mojego urzędowania jako kanclerza. Sylwetka Helmuta Kohla ma zostać zdyskredytowana. Gdybym nie był już członkiem Bundestagu, moja sytuacja w komisji śledczej byłaby o wiele trudniejsza.
(...) Zaraz po przegranych wyborach z jesieni 1998 r. powiedziałem rodzinie i przyjaciołom, że kandydowałem po raz ostatni. Gdybym w 1997 r. - tak jak pierwotnie zamierzałem - przekazał stanowisko kanclerza Wolfgangowi Schäublemu, w 1998 r. nie kandydowałbym już do Bundestagu. (...) Wówczas bardzo z sobą walczyłem. Jednak dokończenie jednego z głównych celów mojej polityki, procesu integracji europejskiej, wymagało realizacji jeszcze jednego bardzo istotnego punktu - wprowadzenia euro. Dopiero wspólna waluta sprawiła, że proces budowy europejskiego domu stał się nieodwracalny. W 1997 r. nie było to rozstrzygnięte. Innymi słowy: potrzebowałem jeszcze nieco czasu.
(...) W mojej własnej frakcji znajduje się oczywiście sporo ludzi, dla których jestem problemem. Wielu mówi: tak nie można traktować Helmuta Kohla. Inni twierdzą, że zasłużył sobie na to. Są też osoby - nie tylko we frakcji - które wcześniej starały się być jak najbliżej mnie, a dziś, gdy mój czas już minął, pokazywanie się w moim towarzystwie uważają za nieeleganckie. (...) Takie jest życie. Ale mój stosunek do partii się nie zmienił. Od 52 lat jestem członkiem CDU. Nie znam życia politycznego poza partią. CDU jest moją ojczyzną. (...) Jeszcze przez pewien czas pozostanę w partii i będę jej służył radą i czynem, jeśli będzie taka wola, ale tylko wtedy. Nie będę już aktywnie współtworzył polityki. Nawet jeśli wielu trudno w to uwierzyć, całkowicie wycofałem się z aktualnej dyskusji na temat nowego przywództwa CDU i reformy partii.
(...) Znaczna liczba osób w partii po ostatnich zajściach dystansuje się wobec mnie i nie rozumie mojego zachowania. Akceptuję to, ponieważ ja też popełniałem przecież błędy. (...) Gdy zasiadało się na kierowniczym stanowisku tak długo jak ja, trzeba było podejmować mnóstwo decyzji, także personalnych. A popiercie określonej osoby jest często równocześnie zwróceniem się przeciwko innym. Ci, którzy zostali pominięci, długo zachowują to w pamięci. Z kolei ci, którzy otrzymali poparcie, często o tym zapominają. Takie jest życie.
(...) Prawdą jest, że w latach 1993-1998 przyjąłem darowizny w wysokości 2,1 mln marek i nie zadeklarowałem tego. Jest to złamanie przepisów ustawy o partiach. Jednak w ciągu tych
sześciu lat budżet CDU wynosił ok. 400 mln marek. Przywiązuję wielką wagę do stwierdzenia, że owe 2,1 mln marek przeznaczone zostały w całości na działalność partii. Nawet moi wrogowie nie twierdzą, że brałem pieniądze dla siebie. (...) Nie sądzę, by dane przeze mnie słowo i milczenie na temat darczyńcy stanowiło pogwałcenie konstytucji. Dotychczas żaden specjalista prawa konstytucyjnego nie potrafił mi tego wytłumaczyć w zrozumiały sposób.
(...) Prawdą jest, że przez 25 lat byłem przewodniczącym partii nie tylko z nazwy. Moje niezwykłe zaangażowanie w sprawy partii było też podstawą naszego sukcesu. Z rzeczywiście istotnymi sprawami przychodzono do szefa partii, a nie do ówczesnego sekretarza generalnego. Dziś działalność ta jest przez niektórych deprecjonowana jako system Kohla. Ja jednak zawsze dążyłem do tego, by dobrych ludzi lokować na ważnych stanowiskach. Były prezydent Richard von Weizsäcker zgodnie z duchem czasu piętnuje ów system w ostrej formie. Nie mówi wszak o tym, że do Bundestagu dostał się nie bez wsparcia ówczesnego przewodniczącego partii w Nadrenii-Palatynacie, Helmuta Kohla. To właśnie federalny przewodniczący partii Helmut Kohl istotnie wspierał go podczas kandydowania na stanowisko burmistrza Berlina. Każdy wie, że ta polityczna droga zawiodła go potem na najwyższe stanowisko państwowe w Niemczech. Dla mnie wszystko to było rzeczą oczywistą i od nikogo nie oczekuję podziękowań. Ale ze zdziwieniem przyjmuję niektóre doświadczenia ostatnich dni.
(...) Najwyższy czas przyjrzeć się też drugiej stronie. Gdzie jest ponad milion marek z budżetu Północnej Nadrenii-Westfalii, przeznaczonych na kampanię wyborczą pana Stolpego w Brandenburgii? Nie mówiąc już o ogromnym wsparciu związków dla SPD. Jest to jednoznaczna pomoc wyborcza. DGB wsparł w 1998 r. kampanię Gerharda Schrödera do Bundestagu dobrymi dziesięcioma milionami marek. Osiem dni przed wyborami prawie trzydziestu tysiącom osób dano kieszonkowe i przewieziono na koszt związków autobusami i koleją na finansowaną przez DGB wielką manifestację SPD we Frankfurcie.
(...) Pod względem sytuacji majątkowej od wielu lat istnieje między największymi partiami nierównowaga na korzyść SPD. Na podstawie prawa o odszkodowaniach wojennych za majątek przejęty przez nazistów we wschodnich Niemczech SPD słusznie otrzymało na początku lat dziewięćdziesiątych 75 mln marek. Dziś ze swymi pokaźnymi udziałami w firmach wydawniczych jest właścicielem imperium medialnego w nowych krajach związkowych. Osiąga dzięki temu znaczne dochody. To nie CDU, ale SPD i DGB są rzeczywistymi beneficjentami zjednoczenia.
Chcę pozostać w Bundestagu do końca kadencji i w miarę moich możliwości wypełniać swoje obowiązki. Nie będę jednak ponownie kandydować. Mandat poselski jest mi potrzebny także po to, by w komisji śledczej nie pozostać bezbronnym. Sposób, w jaki komisyjna większość składająca się z socjaldemokratów i zielonych wykorzystuje to gremium do swoich partyjno-politycznych celów, wskazuje na to, że komisja będzie obradować jeszcze w przyszłym roku. Cokolwiek by mówić: prace komisji śledczej skierowane są jednoznacznie przeciwko mnie, przeciwko mojej osobie i mojej polityce. Jej jasno określonym celem jest okrycie niesławą okresu między 1992 r. a 1998 r., czyli lat mojego urzędowania jako kanclerza. Sylwetka Helmuta Kohla ma zostać zdyskredytowana. Gdybym nie był już członkiem Bundestagu, moja sytuacja w komisji śledczej byłaby o wiele trudniejsza.
(...) Zaraz po przegranych wyborach z jesieni 1998 r. powiedziałem rodzinie i przyjaciołom, że kandydowałem po raz ostatni. Gdybym w 1997 r. - tak jak pierwotnie zamierzałem - przekazał stanowisko kanclerza Wolfgangowi Schäublemu, w 1998 r. nie kandydowałbym już do Bundestagu. (...) Wówczas bardzo z sobą walczyłem. Jednak dokończenie jednego z głównych celów mojej polityki, procesu integracji europejskiej, wymagało realizacji jeszcze jednego bardzo istotnego punktu - wprowadzenia euro. Dopiero wspólna waluta sprawiła, że proces budowy europejskiego domu stał się nieodwracalny. W 1997 r. nie było to rozstrzygnięte. Innymi słowy: potrzebowałem jeszcze nieco czasu.
(...) W mojej własnej frakcji znajduje się oczywiście sporo ludzi, dla których jestem problemem. Wielu mówi: tak nie można traktować Helmuta Kohla. Inni twierdzą, że zasłużył sobie na to. Są też osoby - nie tylko we frakcji - które wcześniej starały się być jak najbliżej mnie, a dziś, gdy mój czas już minął, pokazywanie się w moim towarzystwie uważają za nieeleganckie. (...) Takie jest życie. Ale mój stosunek do partii się nie zmienił. Od 52 lat jestem członkiem CDU. Nie znam życia politycznego poza partią. CDU jest moją ojczyzną. (...) Jeszcze przez pewien czas pozostanę w partii i będę jej służył radą i czynem, jeśli będzie taka wola, ale tylko wtedy. Nie będę już aktywnie współtworzył polityki. Nawet jeśli wielu trudno w to uwierzyć, całkowicie wycofałem się z aktualnej dyskusji na temat nowego przywództwa CDU i reformy partii.
(...) Znaczna liczba osób w partii po ostatnich zajściach dystansuje się wobec mnie i nie rozumie mojego zachowania. Akceptuję to, ponieważ ja też popełniałem przecież błędy. (...) Gdy zasiadało się na kierowniczym stanowisku tak długo jak ja, trzeba było podejmować mnóstwo decyzji, także personalnych. A popiercie określonej osoby jest często równocześnie zwróceniem się przeciwko innym. Ci, którzy zostali pominięci, długo zachowują to w pamięci. Z kolei ci, którzy otrzymali poparcie, często o tym zapominają. Takie jest życie.
(...) Prawdą jest, że w latach 1993-1998 przyjąłem darowizny w wysokości 2,1 mln marek i nie zadeklarowałem tego. Jest to złamanie przepisów ustawy o partiach. Jednak w ciągu tych
sześciu lat budżet CDU wynosił ok. 400 mln marek. Przywiązuję wielką wagę do stwierdzenia, że owe 2,1 mln marek przeznaczone zostały w całości na działalność partii. Nawet moi wrogowie nie twierdzą, że brałem pieniądze dla siebie. (...) Nie sądzę, by dane przeze mnie słowo i milczenie na temat darczyńcy stanowiło pogwałcenie konstytucji. Dotychczas żaden specjalista prawa konstytucyjnego nie potrafił mi tego wytłumaczyć w zrozumiały sposób.
(...) Prawdą jest, że przez 25 lat byłem przewodniczącym partii nie tylko z nazwy. Moje niezwykłe zaangażowanie w sprawy partii było też podstawą naszego sukcesu. Z rzeczywiście istotnymi sprawami przychodzono do szefa partii, a nie do ówczesnego sekretarza generalnego. Dziś działalność ta jest przez niektórych deprecjonowana jako system Kohla. Ja jednak zawsze dążyłem do tego, by dobrych ludzi lokować na ważnych stanowiskach. Były prezydent Richard von Weizsäcker zgodnie z duchem czasu piętnuje ów system w ostrej formie. Nie mówi wszak o tym, że do Bundestagu dostał się nie bez wsparcia ówczesnego przewodniczącego partii w Nadrenii-Palatynacie, Helmuta Kohla. To właśnie federalny przewodniczący partii Helmut Kohl istotnie wspierał go podczas kandydowania na stanowisko burmistrza Berlina. Każdy wie, że ta polityczna droga zawiodła go potem na najwyższe stanowisko państwowe w Niemczech. Dla mnie wszystko to było rzeczą oczywistą i od nikogo nie oczekuję podziękowań. Ale ze zdziwieniem przyjmuję niektóre doświadczenia ostatnich dni.
(...) Najwyższy czas przyjrzeć się też drugiej stronie. Gdzie jest ponad milion marek z budżetu Północnej Nadrenii-Westfalii, przeznaczonych na kampanię wyborczą pana Stolpego w Brandenburgii? Nie mówiąc już o ogromnym wsparciu związków dla SPD. Jest to jednoznaczna pomoc wyborcza. DGB wsparł w 1998 r. kampanię Gerharda Schrödera do Bundestagu dobrymi dziesięcioma milionami marek. Osiem dni przed wyborami prawie trzydziestu tysiącom osób dano kieszonkowe i przewieziono na koszt związków autobusami i koleją na finansowaną przez DGB wielką manifestację SPD we Frankfurcie.
(...) Pod względem sytuacji majątkowej od wielu lat istnieje między największymi partiami nierównowaga na korzyść SPD. Na podstawie prawa o odszkodowaniach wojennych za majątek przejęty przez nazistów we wschodnich Niemczech SPD słusznie otrzymało na początku lat dziewięćdziesiątych 75 mln marek. Dziś ze swymi pokaźnymi udziałami w firmach wydawniczych jest właścicielem imperium medialnego w nowych krajach związkowych. Osiąga dzięki temu znaczne dochody. To nie CDU, ale SPD i DGB są rzeczywistymi beneficjentami zjednoczenia.
Więcej możesz przeczytać w 16/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.