Państwo karze nas za monopol TP SA, który samo utrwaliło
Trzysta pięćdziesiąt milionów złotych kary zapłacić mają - na mocy decyzji urzędu państwowego - abonenci Telekomunikacji Polskiej za praktyki monopolistyczne spółki. Na każdego klienta monopolisty przypadnie około 35 zł - tyle, ile wynosi miesięczny standardowy abonament. Tymczasem to przecież decyzje urzędników i polityków ugruntowały faktyczny monopol TP SA. Jan Kulczyk, przewodniczący rady nadzorczej spółki, przyznał w rozmowie z dziennikarzem "Świata Telekomunikacji", że kupując wraz z France Telecom udziały w TP SA, kupił nie tyle spółkę, ile jej dominujący udział w rynku.
Panowania monopolisty nie naruszyło uchwalone w lipcu 2001 r. prawo telekomunikacyjne. Brakuje w nim nie tylko przepisów pozwalających zliberalizować rynek, ale też możliwości egzekwowania istniejących uprawnień. - Polityka regulacyjna, której elementem są kary, musi być skuteczna. Dotychczasowe decyzje wobec TP SA nie były dolegliwe i konserwowały monopolistyczną pozycję firmy - ocenia Maciej Srebro, były minister łączności.
Podział czy konkurencja
Nasuwa się pytanie o to, co powinien zrobić urząd regulacyjny wobec telemonopolisty. Czy pozostawić TP SA samej sobie, jak chciałby Kulczyk, czy też ją osłabić, a nawet rozbić na mniejsze firmy, jak chcą rywale Telekomunikacji Polskiej? - Powinniśmy działać pragmatycznie, a nie demonstrować niezadowolenie z działalności TP SA. W tej sprawie i urząd, i ministerstwo mają wiele do zrobienia. Jeśli zapadną decyzje administracyjne zmieniające prawo, to rynek wymusi na TP SA zmianę sposobu działania - przewiduje wiceminister infrastruktury Krzysztof Heller.
Dyskutowane są dwa pomysły. Pierwszy, wzorowany na rozwiązaniach amerykańskich, to projekt podziału TP SA na kilka mniejszych, konkurujących z sobą firm. Nie uwzględnia on stosunkowo niewielkiej skali polskiego rynku telekomunikacyjnego i jego rychłej liberalizacji. Po wejściu operatorów zachodnich raczkujące "córki" TP SA zostałyby pożarte przez konkurencję. Drugi pomysł, oparty na wzorach europejskich, zakłada swobodny, choć odpłatny dostęp wszystkich graczy do istniejącej infrastruktury TP SA jako operatora dominującego. Zyskaliby dzięki niemu nie tylko operatorzy, ale przede wszystkim klienci, bo konkurujące firmy skupiłyby się na podnoszeniu poziomu usług i obniżaniu cen. Pokazuje to przykład rynku niemieckiego, gdzie po wprowadzeniu podobnych mechanizmów ceny połączeń telefonicznych i usług internetowych spadły nawet o kilkadziesiąt procent. Podobne zmiany - mimo początkowych niepowodzeń - następują też na rynku brytyjskim.
Specjalne prawa
Aby polski rynek telekomunikacyjny zaczął przypominać wolny rynek, potrzeba dziś nade wszystko odwagi polityków. Przez wiele lat konserwowanie monopolu było rządzącym na rękę. TP SA przynosiła ogromne zyski. Ten czas jednak minął. W zeszłym roku spółka odnotowała około 500 mln zł zysku.
Na jednym ze spotkań towarzyskich Jan Kulczyk szeroko rozwodził się nad tym, ile telekomunikacja przez dziesiątki lat wydała na infrastrukturę, wiejskie linie telefoniczne itp. Puenta? Skoro firma tyle wydała w przeszłości, dziś powinna być specjalnie traktowana. "Wiesz, Janku - odpowiedział jeden z ministrów obecnego rządu - przypominasz mi towarzyszy radzieckich, którzy twierdzili, że skoro 50 lat temu na polskiej ziemi zginęły tysiące ich żołnierzy, to dziś też mają jakieś specjalne prawa. A to nieprawda". Ta riposta napawa umiarkowanym optymizmem.
Więcej możesz przeczytać w 14/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.