Gdyby wybory prezydenckie we Francji odbyły się w lutym 2006 roku Segolene Royal zapewne by je wygrała. Jednak z czasem przewagę w sondażach zyskiwał Nicolas Sarkozy i ostatecznie to on został zwycięzcą ubiegłorocznego głosowania. Czy tym razem Royal osiągnie cel?
Piękna, elegancka i wrażliwa na ludzkie nieszczęścia Ségolene Royal porównywana była do księżnej Diany, mówiono o niej, że to współczesna Joanna d'Arc, uznana została też jedną z najseksowniejszych kobiet świata. 54-letnia socjalistka uczyniła ze swej płci potężny atut. Kreując się na matkę-opiekunkę narodu podbiła serca milionów Francuzów. Jednak im bliżej wyborów, tym poparcie dla Royal słabło. Okazało się, że ma duże braki, jeśli chodzi o politykę międzynarodową, co było przyczyną wielu gaf podczas zagranicznych wizyt. Nie pomogły jej też plotki jakoby miała oszukiwać fiskus.
Jej kampania o fotel szefa partii przypomina nieco kampanię wyborczą sprzed roku. Podobnie jak wtedy Ségolene wcześnie rozpoczyna walkę. Już półtora roku przed wyborami Royal nie schodziła z pierwszych stron gazet, bez przerwy pojawiała się w radiu i telewizji. Podobnie teraz, to właśnie ona pierwsza rozpoczęła wyścig. Dziś wzywa członków partii do aktywnego udziału w konsultacjach dotyczących nowego programu socjalistów, w zeszłorocznej kampanii zachęcała wyborców do „demokracji uczestniczącej".
Sam fakt, że kobieta miała szansę zostać prezydentem Francji był już prawie rewolucją. Nad Sekwaną polityka jest bowiem domeną mężczyzn. Czy Ségolene uda się dokonać pełnej rewolucji i wygrać najpierw wyścig o przywództwo w partii, a później o fotel prezydenta? Ma na to duże szanse pod warunkiem, że wyciągnęła wnioski z przegranej i wzięła korepetycję z trudnej dziedziny dyplomacji.
Jej kampania o fotel szefa partii przypomina nieco kampanię wyborczą sprzed roku. Podobnie jak wtedy Ségolene wcześnie rozpoczyna walkę. Już półtora roku przed wyborami Royal nie schodziła z pierwszych stron gazet, bez przerwy pojawiała się w radiu i telewizji. Podobnie teraz, to właśnie ona pierwsza rozpoczęła wyścig. Dziś wzywa członków partii do aktywnego udziału w konsultacjach dotyczących nowego programu socjalistów, w zeszłorocznej kampanii zachęcała wyborców do „demokracji uczestniczącej".
Sam fakt, że kobieta miała szansę zostać prezydentem Francji był już prawie rewolucją. Nad Sekwaną polityka jest bowiem domeną mężczyzn. Czy Ségolene uda się dokonać pełnej rewolucji i wygrać najpierw wyścig o przywództwo w partii, a później o fotel prezydenta? Ma na to duże szanse pod warunkiem, że wyciągnęła wnioski z przegranej i wzięła korepetycję z trudnej dziedziny dyplomacji.