- "Likwidatorzy WSI postawili tezę, że Lech Wałęsa, jako prezydent, budował w swojej kancelarii oraz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego nieformalną i pozakonstytucyjną strukturę, która miała kontrolować i zlecać zadania UOP i WSI", ujawniają rozmówcy "Dziennika", znający raport.
Autorzy tego dokumentu uważają, że kolejni szefowie MON odpowiadają m.in. za zatrudnianie w WSI oficerów szkolonych w Moskwie, co czyniło z nich przybudówkę GRU, aferę w Wojskowej Akademii Technicznej, ustawianie przetargów, nielegalny handel bronią, a nawet niedopilnowanie prywatyzacji TP SA, co spowodowało, że w prywatne ręce poszła część łączności i infrastruktury używanej przez wojsko.
- "To śmieszne", komentuje zarzuty b. szef MON, a obecnie marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. - "Akurat ja mogę coś powiedzieć na temat budowy nieformalnych struktur z udziałem służb specjalnych w BBN na początku lat 90., kiedy ściągnięto tam siedmiu oficerów WSW. Ale jak rozumiem, z tego nie czyni się zarzutu, bo dotyczyłoby odpowiedzialnych za raport polityków PiS", mówi marszałek. Lech Kaczyński jako minister stanu w kancelarii Lecha Wałęsy nadzorował prace BBN, a Jarosław Kaczyński kierował prezydencką kancelarią.
Aneks do raportu z likwidacji WSI to obecnie najbardziej kłopotliwy dokument PiS i Lecha Kaczyńskiego, pisze "Dziennik", który od Małgorzaty Bochenek, sekretarza stanu w kancelarii Lecha Kaczyńskiego dowiedział się we wtorek, że "Prezydent nie zdecydował jeszcze o odtajnieniu aneksu do raportu".