Do tragedii doszło 27 grudnia 2006 r., nad rzeką Pową, na peryferiach Konina. Tomasz M. i Robert R. wybrali się tam, aby pić alkohol. W pewnym momencie doszło między nimi do sprzeczki.
Oskarżony zeznał, że Tomasz M. upił się - bo z racji przegranego zakładu musiał wypić blisko pół litra wódki - i zaczął mu ubliżać. Wtedy on - zupełnie trzeźwy - zaatakował go nożem i szpikulcem o podwójnym ostrzu. Sąd uznał, że zeznania oskarżonego są zupełnie niewiarygodne.
"Robert R., działając ze szczególnym okrucieństwem, zadał swojemu koledze 68 ran kłutych głowy, tułowia i kończyn, a następnie wrzucił go do wody" - mówiła w uzasadnieniu wyroku przewodnicząca składu sędziowskiego, Agata Wilczewska. Jak podkreśliła, oskarżony miał już wcześniej zamiar zabójstwa. "Świadczy o tym ilość zadanych ciosów, które nie mogły być jego obroną przed kompletnie pijanym kolegą, oraz świadome zachowania po dokonaniu zbrodni, m.in. zacieranie śladów i składanie fałszywych zeznań.
Według prokuratury, bezpośrednią przyczyną zgonu szesnastolatka było utonięcie, a nie zadane ciosy.
Przeprowadzone przez psychologa badania Roberta R. wykazały u niego skłonności do agresji i uszkodzenie systemu nerwowego, prawdopodobnie w wyniku zażywania sterydów. "Oskarżony w trakcie dokonania zbrodni był w pełni poczytalny" - podkreśliła Wilczewska.
Sąd - jak powiedziała - nie znalazł, poza młodym wiekiem, żadnych okoliczności łagodzących. Roberta R. obciąża brutalność działania i chęć udręczenia kolegi, z którym przyjaźnił się od wielu lat i dla którego był wręcz wzorem do naśladowania. Podkreśliła, że sąd nie mógł wymierzyć oskarżonemu kary dożywotniego więzienia, ponieważ w chwili zbrodni nie miał on 18 lat. "Dla Roberta R. nie było żadnej innej kary. Ta kara jest karą sprawiedliwą" - mówiła sędzia Wilczewska.
Rodzice Tomasza M. powiedzieli po ogłoszeniu wyroku, że nie będą składać apelacji. Przed ogłoszeniem wyroku mówili dziennikarzom o wielkiej przyjaźni syna z Robertem R. "Nie wierzymy, że on (Robert R. - PAP) mógł to zrobić sam. Musiał mu ktoś pomagać, ale tego prokuratura nie ustaliła" - ubolewali. Rodzina Roberta R. współczuła rodzicom zabitego chłopca. "Nie potrafimy zrozumieć, jak mogło dojść do takiej tragedii" - mówiła płacząc jedna z kobiet.
ab, pap