W armii amerykańskiej służy 200 000 kobiet, w polskiej jest ich niespełna 300
Możecie to uznać za prezent z okazji Dnia Kobiet - rzucił cypryjski minister obrony Sokratis Hasikos, zapowiadając na początku marca powoływanie kobiet do wojska. Norweżki dowodzą okrętami podwodnymi, Belgijki są saperami, Amerykanki pilotują myśliwce, a Kanadyjki służą nawet w jednostkach specjalnych. W Polsce kobiety mogą studiować w akademiach wojskowych dopiero od roku 1999. Czy mają szansę na karierę w armii?
Syndrom G.I. Jane
Jordan ONeil, bohaterka głośnego filmu "G.I. Jane" z Demi Moore w roli głównej, to zdolna pani oficer, sfrustrowana tym, że jest dyskryminowana przez mężczyzn. Zgłasza się więc do Navy Seal, jednostki, która wykończyła już niejednego twardziela. Jako G.I. Jane ścina włosy, godzinami ćwiczy, czołga się w błocie, pływa w pełnym rynsztunku i robi pompki na jednej ręce. Jest nie tylko dobra - jest lepsza od swoich kolegów.
Teraz fakty: dziś w armii amerykańskiej służy prawie 200 tys. kobiet, we Francji ponad 27 tys., w Kanadzie niemal 7 tys., a kolejne 6 tys. to rezerwistki. Po dwudziestu latach, które minęły od momentu ukończenia akademii wojskowych przez pierwsze Amerykanki, kobiety sięgnęły po najwyższe godności. Pięć z nich ma trzygwiazdkowe stopnie generalskie, a 33 to generałowie i admirałowie (na 819 mężczyzn). - Dziś kobiety stanowią o sile amerykańskiej armii bardziej niż kiedykolwiek wcześniej - mówiła, odchodząc na emeryturę, generał dywizji Claudia Kennedy, która swego czasu wstrząsnęła wojskowymi, donosząc, że jeden z jej kolegów generałów dopuścił się "nieodpowiednich występków" w stosunku do niej. - Kiedy rozpoczynałam służbę, mówiono mi, że mogę być, kimkolwiek zechcę. Dzisiaj mogę powiedzieć, że byłam tym, kim chciałam - dodała. Kennedy jest najwyższą rangą kobietą w armii USA. Dla Afro-Amerykanek przykładem jest Marcelite J. Harris, pierwsza czarna oficer techniczna w US Navy, a potem pierwszy zastępca komandora. Harris była także jedną z dwóch pierwszych kobiet dowodzących Akademią Sił Powietrznych. Magazyn "Dollars and Sense" uhonorował ją tytułem "Najbardziej wpływowej osoby roku".
W naszym kraju kobiety żołnierze stanowią jedynie 0,1 proc. armii. To najniższy odsetek w NATO. 288 pań znalazło miejsce w służbie zawodowej, a 230 w służbie kandydackiej. Większość kobiet jest zatrudniona w służbie zdrowia, logistyce, administracji i wymiarze sprawiedliwości. Do najwyższego stopnia awansowała komandor ppor. Bożena Szubińska. - Kobiety nie mają szans na karierę w polskim wojsku. Mężczyźni w armii myślą stereotypowo i nie mieści im się w głowach, by kobieta mogła zrobić karierę w męskim środowisku - mówi Szubińska.
Jej zdaniem, największym problemem nie są niewybredne uwagi kolegów. Ważniejsze jest przyjęcie odpowiednich rozwiązań prawnych, pozwalających na przykład na wyrównanie szans emerytalnych mężczyzn i kobiet służących w wojsku.
"Kobiety w wojsku to zjawisko miłe, ale kłopotliwe" - stwierdził w swoim czasie Janusz Onyszkiewicz, były minister obrony narodowej. Wydaje się, że podobne stanowisko podtrzymują obecne władze resortu. - MON jest zdecydowane znosić uprzedzenia i bariery, ale nie będzie ułatwiać kobietom służby ani rezerwować dla nich stanowisk w armii - mówił na listopadowej konferencji "Wojskowa służba kobiet a restrukturyzacja sił zbrojnych" wiceminister obrony narodowej Piotr Urbankowski. Sztab Generalny przypomniał równocześnie, że istnieje rządowy wykaz stanowisk, na których kobietom nie wolno pracować.
Roosevelt dla kobiet
Czy kobiety wkładają mundur po to, by czołgając się w błocie, pozbyć się kompleksów? - Zanim tu trafiłam, chciałam być policjantką tak jak moja mama. To jest jednak o wiele lepsze, wyzwala dużo więcej adrenaliny - wyznała reporterowi Associated Press dwudziestoletnia Gail Gilberson, pomocnik bosmana lotniczego. Jest jedną z ośmiuset kobiet służących na lotniskowcu "Theodore Roosevelt". Pokornie znosi ogromny hałas startujących F-14 i hornetów, stres i ciągłe napięcie. Kiedy myśliwce wracają z akcji, musi wskazać pilotowi miejsce dokowania, zaciągnąć stalowe liny mocujące i włożyć kliny pod koła tak, aby samolot nie spadł z pokładu. Dla kobiet trzeba było dokonać wielu modyfikacji na okręcie. Przebudowano sypialnie i łazienki, by zapewnić im więcej intymności. Założono damską świetlicę. Wprowadzono ścisłe przepisy dotyczące relacji męsko-damskich.
Młode Amerykanki w stopniu oficera po raz pierwszy poszły na wojnę na początku lat 90. W operacjach "Pustynna tarcza" i "Pustynna burza" uczestniczyło prawie 41 tys. kobiet. Major Deborah Gilmore dowodziła oddziałem zrzuconym w Dharahn w Arabii Saudyjskiej, 400 km od granicy z Kuwejtem. Jej zadaniem było przeprowadzenie rozpoznania logistycznego. Gilmore była jedyną kobietą w całym batalionie. W swoim pamiętniku wspomina zdziwienie żołnierzy saudyjskich: "Słyszeli moje rozkazy i za nic nie mogli pojąć, dlaczego ci faceci mnie słuchają". Operacja w Arabii Saudyjskiej okazała się dla Amerykanów bolesną lekcją. Trzy kobiety zginęły od irackiego pocisku, który uderzył w ich obóz w Dharahn. Dziewiętnaście zostało rannych, z czego dwie pojmano jako więźniów wojennych. US Army wyznaczyła dziewięćdziesiąt specjalności dostępnych dla kobiet - pozwolono im pilotować samoloty myśliwskie i służyć na okrętach bojowych, ale nie będą pracować na łodziach podwodnych i w jednostkach specjalnych.
Na razie nie wiadomo, ile kobiet zostało przerzuconych na tereny Azji Środkowej do walki z terroryzmem. Na pewno są w każdej z jednostek mających wspierać działania komandosów: w wywiadzie i zaopatrzeniu. Dwa okręty wysłane w rejon działań mają komandorów kobiety.
Seksapil w mundurze
W 1997 r. starszy sierżant Gene McKinney został posądzony o molestowanie seksualne słuchaczek Wojskowej Szkoły Zaopatrzenia w Aberdeen w stanie Maryland. Sąd oczyścił McKinneya z zarzutów, ale wrzawa w kraju nie ucichła. W mediach prowadzono dyskusję o sytuacji kobiet w armii. Pojawiały się prawdziwe i nieprawdziwe historie kobiet napastowanych przez mężczyzn. Wojskowi postanowili sami uporać się z problemem. Wydano wiele rozporządzeń określających, jakie zachowania są dopuszczalne, a jakie wykraczają poza normy wojskowej dyscypliny. Ruszyły akcje propagandowe mające uczyć kobiety obrony przed napastowaniem. Wkrótce okazało się, że do gorącej linii przeznaczonej dla ofiar molestowania zaczęli dzwonić... mężczyźni skarżący się na niemoralne propozycje ze strony pań.
W innych krajach problemy męsko-damskie w armii zdarzały się znacznie rzadziej. Brytyjska pani kapitan, która w stolicy Kosowa Pristinie uległa urokowi rosyjskiego pułkownika, została karnie odesłana do domu. Całkowicie straciła głowę dla przystojnego oficera, który okazał się współpracownikiem wywiadu rosyjskiego. Romeo był w tym celu specjalnie szkolony. Późniejsze śledztwo wykazało jednak, że Brytyjka zdołała zachować dyskrecję i nie przekazała żadnych cennych informacji.
Służba po europejsku
Na Starym Kontynencie szybko przekonano się, że obecność kobiet w armii wpływa korzystnie na odhumanizowane wojsko. Doceniono osiągnięcia Amerykanek na polu walki.
W Niemczech kobiety dopuszczono do służby po procesie przed Trybunałem Europejskim wytoczonym przez niedoszłą słuchaczkę szkoły wojskowej. Znacznie bardziej liberalni okazali się Czesi. Jak wynika z planów rządowych, 20 proc. przyszłej czterdziestotysięcznej czeskiej armii zawodowej mają stanowić kobiety. - Kiedy ocenialiśmy możliwości populacyjne Czech, doszliśmy do wniosku, że stworzenie zawodowej armii nie uda się bez wyraźnego udziału kobiet - stwierdził generał Jaroslav Skopek, pełnomocnik ds. profesjonalizacji armii. Jego zdaniem, mężczyźni na ogół nie chcą służyć w zawodowym wojsku. Dziś w liczącej 53 tys. żołnierzy czeskiej armii służy prawie 2 tys. kobiet. Kobietom nie stawia się żadnych przeszkód w staraniach o studia w uczelniach wojskowych - nawet jeśli chcą zostać pilotami samolotów bojowych, służyć w jednostkach desantowych czy pancernych.
- W rosyjskich siłach zbrojnych służy około 100 tys. kobiet. Ponad 3,5 tys. z nich to oficerowie: 150 pułkowników i podpułkowników, niemal 500 majorów i młodsi oficerowie - wylicza gen. Ilia Panin, szef zarządu kadr rosyjskiego Ministerstwa Obrony. Kobiety oficerowie mają wyższe wykształcenie, ponad połowa z nich służy w wojskach łączności, w służbie finansowej i medycznej. Część z nich to tłumacze wojskowi. Poza tym w rosyjskiej armii służy 25 tys. kobiet w stopniu chorążych. Co piąta ma mniej niż 30 lat. Ponad 800 kobiet oficerów i chorążych brało udział w działaniach wojennych, ponad 200 odznaczono za udział w tzw. pierwszej wojnie czeczeńskiej.
We Włoszech przysięgę wojskową złożyła w zeszłym roku pierwsza grupa kobiet. Większość z nich urodziła się w 1979 r. Wierzą, że jeśli wykażą dostatecznie dużo determinacji, odniosą w armii sukces.
Możecie to uznać za prezent z okazji Dnia Kobiet - rzucił cypryjski minister obrony Sokratis Hasikos, zapowiadając na początku marca powoływanie kobiet do wojska. Norweżki dowodzą okrętami podwodnymi, Belgijki są saperami, Amerykanki pilotują myśliwce, a Kanadyjki służą nawet w jednostkach specjalnych. W Polsce kobiety mogą studiować w akademiach wojskowych dopiero od roku 1999. Czy mają szansę na karierę w armii?
Syndrom G.I. Jane
Jordan ONeil, bohaterka głośnego filmu "G.I. Jane" z Demi Moore w roli głównej, to zdolna pani oficer, sfrustrowana tym, że jest dyskryminowana przez mężczyzn. Zgłasza się więc do Navy Seal, jednostki, która wykończyła już niejednego twardziela. Jako G.I. Jane ścina włosy, godzinami ćwiczy, czołga się w błocie, pływa w pełnym rynsztunku i robi pompki na jednej ręce. Jest nie tylko dobra - jest lepsza od swoich kolegów.
Teraz fakty: dziś w armii amerykańskiej służy prawie 200 tys. kobiet, we Francji ponad 27 tys., w Kanadzie niemal 7 tys., a kolejne 6 tys. to rezerwistki. Po dwudziestu latach, które minęły od momentu ukończenia akademii wojskowych przez pierwsze Amerykanki, kobiety sięgnęły po najwyższe godności. Pięć z nich ma trzygwiazdkowe stopnie generalskie, a 33 to generałowie i admirałowie (na 819 mężczyzn). - Dziś kobiety stanowią o sile amerykańskiej armii bardziej niż kiedykolwiek wcześniej - mówiła, odchodząc na emeryturę, generał dywizji Claudia Kennedy, która swego czasu wstrząsnęła wojskowymi, donosząc, że jeden z jej kolegów generałów dopuścił się "nieodpowiednich występków" w stosunku do niej. - Kiedy rozpoczynałam służbę, mówiono mi, że mogę być, kimkolwiek zechcę. Dzisiaj mogę powiedzieć, że byłam tym, kim chciałam - dodała. Kennedy jest najwyższą rangą kobietą w armii USA. Dla Afro-Amerykanek przykładem jest Marcelite J. Harris, pierwsza czarna oficer techniczna w US Navy, a potem pierwszy zastępca komandora. Harris była także jedną z dwóch pierwszych kobiet dowodzących Akademią Sił Powietrznych. Magazyn "Dollars and Sense" uhonorował ją tytułem "Najbardziej wpływowej osoby roku".
W naszym kraju kobiety żołnierze stanowią jedynie 0,1 proc. armii. To najniższy odsetek w NATO. 288 pań znalazło miejsce w służbie zawodowej, a 230 w służbie kandydackiej. Większość kobiet jest zatrudniona w służbie zdrowia, logistyce, administracji i wymiarze sprawiedliwości. Do najwyższego stopnia awansowała komandor ppor. Bożena Szubińska. - Kobiety nie mają szans na karierę w polskim wojsku. Mężczyźni w armii myślą stereotypowo i nie mieści im się w głowach, by kobieta mogła zrobić karierę w męskim środowisku - mówi Szubińska.
Jej zdaniem, największym problemem nie są niewybredne uwagi kolegów. Ważniejsze jest przyjęcie odpowiednich rozwiązań prawnych, pozwalających na przykład na wyrównanie szans emerytalnych mężczyzn i kobiet służących w wojsku.
"Kobiety w wojsku to zjawisko miłe, ale kłopotliwe" - stwierdził w swoim czasie Janusz Onyszkiewicz, były minister obrony narodowej. Wydaje się, że podobne stanowisko podtrzymują obecne władze resortu. - MON jest zdecydowane znosić uprzedzenia i bariery, ale nie będzie ułatwiać kobietom służby ani rezerwować dla nich stanowisk w armii - mówił na listopadowej konferencji "Wojskowa służba kobiet a restrukturyzacja sił zbrojnych" wiceminister obrony narodowej Piotr Urbankowski. Sztab Generalny przypomniał równocześnie, że istnieje rządowy wykaz stanowisk, na których kobietom nie wolno pracować.
Roosevelt dla kobiet
Czy kobiety wkładają mundur po to, by czołgając się w błocie, pozbyć się kompleksów? - Zanim tu trafiłam, chciałam być policjantką tak jak moja mama. To jest jednak o wiele lepsze, wyzwala dużo więcej adrenaliny - wyznała reporterowi Associated Press dwudziestoletnia Gail Gilberson, pomocnik bosmana lotniczego. Jest jedną z ośmiuset kobiet służących na lotniskowcu "Theodore Roosevelt". Pokornie znosi ogromny hałas startujących F-14 i hornetów, stres i ciągłe napięcie. Kiedy myśliwce wracają z akcji, musi wskazać pilotowi miejsce dokowania, zaciągnąć stalowe liny mocujące i włożyć kliny pod koła tak, aby samolot nie spadł z pokładu. Dla kobiet trzeba było dokonać wielu modyfikacji na okręcie. Przebudowano sypialnie i łazienki, by zapewnić im więcej intymności. Założono damską świetlicę. Wprowadzono ścisłe przepisy dotyczące relacji męsko-damskich.
Młode Amerykanki w stopniu oficera po raz pierwszy poszły na wojnę na początku lat 90. W operacjach "Pustynna tarcza" i "Pustynna burza" uczestniczyło prawie 41 tys. kobiet. Major Deborah Gilmore dowodziła oddziałem zrzuconym w Dharahn w Arabii Saudyjskiej, 400 km od granicy z Kuwejtem. Jej zadaniem było przeprowadzenie rozpoznania logistycznego. Gilmore była jedyną kobietą w całym batalionie. W swoim pamiętniku wspomina zdziwienie żołnierzy saudyjskich: "Słyszeli moje rozkazy i za nic nie mogli pojąć, dlaczego ci faceci mnie słuchają". Operacja w Arabii Saudyjskiej okazała się dla Amerykanów bolesną lekcją. Trzy kobiety zginęły od irackiego pocisku, który uderzył w ich obóz w Dharahn. Dziewiętnaście zostało rannych, z czego dwie pojmano jako więźniów wojennych. US Army wyznaczyła dziewięćdziesiąt specjalności dostępnych dla kobiet - pozwolono im pilotować samoloty myśliwskie i służyć na okrętach bojowych, ale nie będą pracować na łodziach podwodnych i w jednostkach specjalnych.
Na razie nie wiadomo, ile kobiet zostało przerzuconych na tereny Azji Środkowej do walki z terroryzmem. Na pewno są w każdej z jednostek mających wspierać działania komandosów: w wywiadzie i zaopatrzeniu. Dwa okręty wysłane w rejon działań mają komandorów kobiety.
Seksapil w mundurze
W 1997 r. starszy sierżant Gene McKinney został posądzony o molestowanie seksualne słuchaczek Wojskowej Szkoły Zaopatrzenia w Aberdeen w stanie Maryland. Sąd oczyścił McKinneya z zarzutów, ale wrzawa w kraju nie ucichła. W mediach prowadzono dyskusję o sytuacji kobiet w armii. Pojawiały się prawdziwe i nieprawdziwe historie kobiet napastowanych przez mężczyzn. Wojskowi postanowili sami uporać się z problemem. Wydano wiele rozporządzeń określających, jakie zachowania są dopuszczalne, a jakie wykraczają poza normy wojskowej dyscypliny. Ruszyły akcje propagandowe mające uczyć kobiety obrony przed napastowaniem. Wkrótce okazało się, że do gorącej linii przeznaczonej dla ofiar molestowania zaczęli dzwonić... mężczyźni skarżący się na niemoralne propozycje ze strony pań.
W innych krajach problemy męsko-damskie w armii zdarzały się znacznie rzadziej. Brytyjska pani kapitan, która w stolicy Kosowa Pristinie uległa urokowi rosyjskiego pułkownika, została karnie odesłana do domu. Całkowicie straciła głowę dla przystojnego oficera, który okazał się współpracownikiem wywiadu rosyjskiego. Romeo był w tym celu specjalnie szkolony. Późniejsze śledztwo wykazało jednak, że Brytyjka zdołała zachować dyskrecję i nie przekazała żadnych cennych informacji.
Służba po europejsku
Na Starym Kontynencie szybko przekonano się, że obecność kobiet w armii wpływa korzystnie na odhumanizowane wojsko. Doceniono osiągnięcia Amerykanek na polu walki.
W Niemczech kobiety dopuszczono do służby po procesie przed Trybunałem Europejskim wytoczonym przez niedoszłą słuchaczkę szkoły wojskowej. Znacznie bardziej liberalni okazali się Czesi. Jak wynika z planów rządowych, 20 proc. przyszłej czterdziestotysięcznej czeskiej armii zawodowej mają stanowić kobiety. - Kiedy ocenialiśmy możliwości populacyjne Czech, doszliśmy do wniosku, że stworzenie zawodowej armii nie uda się bez wyraźnego udziału kobiet - stwierdził generał Jaroslav Skopek, pełnomocnik ds. profesjonalizacji armii. Jego zdaniem, mężczyźni na ogół nie chcą służyć w zawodowym wojsku. Dziś w liczącej 53 tys. żołnierzy czeskiej armii służy prawie 2 tys. kobiet. Kobietom nie stawia się żadnych przeszkód w staraniach o studia w uczelniach wojskowych - nawet jeśli chcą zostać pilotami samolotów bojowych, służyć w jednostkach desantowych czy pancernych.
- W rosyjskich siłach zbrojnych służy około 100 tys. kobiet. Ponad 3,5 tys. z nich to oficerowie: 150 pułkowników i podpułkowników, niemal 500 majorów i młodsi oficerowie - wylicza gen. Ilia Panin, szef zarządu kadr rosyjskiego Ministerstwa Obrony. Kobiety oficerowie mają wyższe wykształcenie, ponad połowa z nich służy w wojskach łączności, w służbie finansowej i medycznej. Część z nich to tłumacze wojskowi. Poza tym w rosyjskiej armii służy 25 tys. kobiet w stopniu chorążych. Co piąta ma mniej niż 30 lat. Ponad 800 kobiet oficerów i chorążych brało udział w działaniach wojennych, ponad 200 odznaczono za udział w tzw. pierwszej wojnie czeczeńskiej.
We Włoszech przysięgę wojskową złożyła w zeszłym roku pierwsza grupa kobiet. Większość z nich urodziła się w 1979 r. Wierzą, że jeśli wykażą dostatecznie dużo determinacji, odniosą w armii sukces.
Więcej możesz przeczytać w 17/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.