"Ryzykowna gra" to perfekcyjna komedia kryminalna i szczytowe osiągnięcie techniki hollywoodzkiej
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, czy zauważył pan, że jak już ktoś w Hollywood zostanie gwiazdą, to zaczyna grywać w filmach efektownych, ale mało znaczących? Tak z całą pewnością stało się z Julią Roberts, Bradem Pittem i Georgeem Clooneyem, którzy wystąpili w filmie "Ryzykowna gra".
Zygmunt Kałużyński: Do tej listy dołączyłbym reżysera, Stephena Soderbergha, który przecież zaczął od Złotej Palmy w Cannes...
TR: ... za "Seks, kłamstwa i kasety wideo".
ZK: To był film oryginalny, ale potem Soderbergh zaczął rezygnować z indywidualności. "Traffic" był już pół dokumentem, pół dramatem policyjnym na temat narkotyków, ale jeszcze zawierał tu i ówdzie jego dotknięcie w ambitnej charakterystyce postaci, we własnym sposobie prowadzenia akcji. Tym razem mamy film, który jest już tylko perfekcyjną komedią kryminalną, szczytowym osiągnięciem mechanicznej techniki hollywoodzkiej.
TR: Czyli najwyższej klasy komercją.
ZK: Przy tym jest tutaj pewna nowość, panie Tomaszu, którą doceniam jako wielki amator gatunku.
TR: Ma pan na myśli sensacyjną komedię kryminalną czy hazard, o którym opowiada film?
ZK: Gatunek, którego treścią jest włamanie. Clooney organizuje specjalistów, żeby zrabować skarb Las Vegas - 180 mln dolarów!
TR: To są pieniądze zgromadzone we wspólnym skarbcu trzech największych kasyn miasta.
ZK: Według prawa, każdy żeton, jaki znajduje się w Las Vegas, musi mieć pokrycie w gotówce, stąd taka straszliwa forsa. Mimo że to są trzy kasyna, to dysponuje nimi ten sam Andy Garcia o pokerowej twarzy - bezwzględny król hazardu.
TR: A na dodatek nowy kochanek żony Clooneya, Julii Roberts.
ZK: Mamy więc elementy, które już nieraz widywaliśmy w filmach hollywoodzkich: przestępca organizujący wyczynowe włamanie...
TR: ? ale taki lekki przestępca, panie Zygmuncie, w stylu Arsena Lupin. I z jego wdziękiem.
ZK: W takich wypadkach zawsze rodzi się pytanie, czy powinniśmy się cieszyć z triumfu złodzieja. Tutaj mamy ciekawe rozszerzenie - uczestnikami włamania są osoby, które zostały skrzywdzone, oszukane przez system hazardu Las Vegas. Na przykład właściciel hotelu, który go stracił, mimo że był uczciwy.
TR: Mamy też amerykańską poprawność polityczną w pełnym wymiarze, w grupie włamywaczy znajdują się bowiem: Murzyn, staruszek, mormoni, a nawet Chińczyk. Żadnych ograniczeń, żadnej dyskryminacji ze względu na wiek, rasę czy przekonania.
ZK: Jest znakomita scena w perfidny sposób ilustrująca ową political correctness. Współpracownik włamywaczy (Matt Damon) udaje agenta, który uzyskał informację na temat murzyńskiego krupiera pracującego w kasynie naszego króla hazardu. Pojawia się, pokazując fałszywe dokumenty, i żąda aresztowania owego Murzyna, co jest częścią planu włamania. Przy tym grają oni całą komedię: Murzyn udaje, że wpadł we wściekłość, wymyśla urzędnikowi od białasów, którzy nienawidzą Murzynów. W tej scence jakiś pazur jeszcze widać.
TR: A ja widzę niekomercyjny zmysł Soderbergha w tym, że Julia Roberts, nazywana w USA "darling of Hollywood", czyli ulubienicą Hollywood, wygląda wyjątkowo nieatrakcyjnie. Coś takiego może się zdarzyć tylko u reżysera, który kontestuje reguły Hollywood nawet wtedy, gdy im pozornie ulega.
ZK: Niech pan pamięta o emploi Julii Roberts. Z reguły grywa ona osoby zmieniające w trakcie filmu partnerów, przy czym nie mamy o to do niej pretensji.
TR: W życiu też tak robi, panie Zygmuncie, i też jakoś jej uchodzi.
ZK: Nie ona jedna. Julia grała na przykład prostytutkę, w której zakochał się milioner Richard Gere. Na końcu jednak zrezygnowała ze swego zawodu i szczęśliwie się pobrali. Albo grała dziewczynę wyzyskiwaną przez męża, która od niego uciekła i ratowała się z pomocą innego mężczyzny. Tu jednak jej rola jest śliska: w czasie gdy jej mąż, Clooney, był w więzieniu, ona się zadała z Andym Garcią...
TR: ... mężowi przesłała do więzienia papiery rozwodowe...
ZK: ?ale teraz Clooney wyszedł i chce ją odzyskać. Zastanawiałbym się, czy warto tak o nią walczyć, tym bardziej że Clooney jest przepięknym mężczyzną. Według mnie, to jeden z najbardziej urodziwych mężczyzn występujących na ekranie.
TR: Mówi pan jak uczestnicy plebiscytów na najseksowniejszego mężczyznę świata. Zwykle wskazują właśnie Clooneya.
ZK: Nie tylko, również Brada Pitta, który jest zupełnie różny, ale również działa na panie. Obydwaj tu występują.
TR: Zwykle, żeby film był kasowy, wystarcza umieszczenie w czołówce nazwisk dwóch gwiazd, a tutaj mamy całą kolekcję: Clooney, Roberts, Pitt, Damon.
ZK: Dla mnie jako starego widza tego typu filmów ważna jest olśniewająca nowość: elektroniczna technika włamania. Miliony zabezpieczono przy użyciu takich laserowych, internetowych, cholera wie jeszcze jakich urządzeń, że wydaje się obłędem usiłowanie ich zrabowania. Dawniej w podobnych filmach atrakcja polegała na tym, że obserwowaliśmy przebieg włamania, a pomysły, które tam były, bawiły nas, bo sami mogliśmy na nie wpaść. Na przykład w filmie "Rififi" Dassina, jednym z najlepszych tego rodzaju, włamywacze dostają się do lokalu, gdzie jest kasa, z mieszkania piętro wyżej. Muszą przebić podłogę. Tylko że w trakcie jej przebijania kawałki gruzu będą spadać na urządzenia alarmowe. Robią więc otwór, przez który spuszczają parasol, otwierają ten parasol i zaczynają dalej dłubać. Dzięki temu kawałki spadają do otwartego parasola. To jest pomysł, który każdy z nas rozumie. Tutaj zaś wszystko jest nowością!
TR: A jednak coś te filmy łączy: zawsze o powodzeniu włamania przesądzały pomysł i inteligencja.
ZK: Tak, ale tu mamy brawurowe osiąg-nięcie techniki Hollywood, tak jak wygląda ona w kwietniu roku 2002.
Zygmunt Kałużyński: Do tej listy dołączyłbym reżysera, Stephena Soderbergha, który przecież zaczął od Złotej Palmy w Cannes...
TR: ... za "Seks, kłamstwa i kasety wideo".
ZK: To był film oryginalny, ale potem Soderbergh zaczął rezygnować z indywidualności. "Traffic" był już pół dokumentem, pół dramatem policyjnym na temat narkotyków, ale jeszcze zawierał tu i ówdzie jego dotknięcie w ambitnej charakterystyce postaci, we własnym sposobie prowadzenia akcji. Tym razem mamy film, który jest już tylko perfekcyjną komedią kryminalną, szczytowym osiągnięciem mechanicznej techniki hollywoodzkiej.
TR: Czyli najwyższej klasy komercją.
ZK: Przy tym jest tutaj pewna nowość, panie Tomaszu, którą doceniam jako wielki amator gatunku.
TR: Ma pan na myśli sensacyjną komedię kryminalną czy hazard, o którym opowiada film?
ZK: Gatunek, którego treścią jest włamanie. Clooney organizuje specjalistów, żeby zrabować skarb Las Vegas - 180 mln dolarów!
TR: To są pieniądze zgromadzone we wspólnym skarbcu trzech największych kasyn miasta.
ZK: Według prawa, każdy żeton, jaki znajduje się w Las Vegas, musi mieć pokrycie w gotówce, stąd taka straszliwa forsa. Mimo że to są trzy kasyna, to dysponuje nimi ten sam Andy Garcia o pokerowej twarzy - bezwzględny król hazardu.
TR: A na dodatek nowy kochanek żony Clooneya, Julii Roberts.
ZK: Mamy więc elementy, które już nieraz widywaliśmy w filmach hollywoodzkich: przestępca organizujący wyczynowe włamanie...
TR: ? ale taki lekki przestępca, panie Zygmuncie, w stylu Arsena Lupin. I z jego wdziękiem.
ZK: W takich wypadkach zawsze rodzi się pytanie, czy powinniśmy się cieszyć z triumfu złodzieja. Tutaj mamy ciekawe rozszerzenie - uczestnikami włamania są osoby, które zostały skrzywdzone, oszukane przez system hazardu Las Vegas. Na przykład właściciel hotelu, który go stracił, mimo że był uczciwy.
TR: Mamy też amerykańską poprawność polityczną w pełnym wymiarze, w grupie włamywaczy znajdują się bowiem: Murzyn, staruszek, mormoni, a nawet Chińczyk. Żadnych ograniczeń, żadnej dyskryminacji ze względu na wiek, rasę czy przekonania.
ZK: Jest znakomita scena w perfidny sposób ilustrująca ową political correctness. Współpracownik włamywaczy (Matt Damon) udaje agenta, który uzyskał informację na temat murzyńskiego krupiera pracującego w kasynie naszego króla hazardu. Pojawia się, pokazując fałszywe dokumenty, i żąda aresztowania owego Murzyna, co jest częścią planu włamania. Przy tym grają oni całą komedię: Murzyn udaje, że wpadł we wściekłość, wymyśla urzędnikowi od białasów, którzy nienawidzą Murzynów. W tej scence jakiś pazur jeszcze widać.
TR: A ja widzę niekomercyjny zmysł Soderbergha w tym, że Julia Roberts, nazywana w USA "darling of Hollywood", czyli ulubienicą Hollywood, wygląda wyjątkowo nieatrakcyjnie. Coś takiego może się zdarzyć tylko u reżysera, który kontestuje reguły Hollywood nawet wtedy, gdy im pozornie ulega.
ZK: Niech pan pamięta o emploi Julii Roberts. Z reguły grywa ona osoby zmieniające w trakcie filmu partnerów, przy czym nie mamy o to do niej pretensji.
TR: W życiu też tak robi, panie Zygmuncie, i też jakoś jej uchodzi.
ZK: Nie ona jedna. Julia grała na przykład prostytutkę, w której zakochał się milioner Richard Gere. Na końcu jednak zrezygnowała ze swego zawodu i szczęśliwie się pobrali. Albo grała dziewczynę wyzyskiwaną przez męża, która od niego uciekła i ratowała się z pomocą innego mężczyzny. Tu jednak jej rola jest śliska: w czasie gdy jej mąż, Clooney, był w więzieniu, ona się zadała z Andym Garcią...
TR: ... mężowi przesłała do więzienia papiery rozwodowe...
ZK: ?ale teraz Clooney wyszedł i chce ją odzyskać. Zastanawiałbym się, czy warto tak o nią walczyć, tym bardziej że Clooney jest przepięknym mężczyzną. Według mnie, to jeden z najbardziej urodziwych mężczyzn występujących na ekranie.
TR: Mówi pan jak uczestnicy plebiscytów na najseksowniejszego mężczyznę świata. Zwykle wskazują właśnie Clooneya.
ZK: Nie tylko, również Brada Pitta, który jest zupełnie różny, ale również działa na panie. Obydwaj tu występują.
TR: Zwykle, żeby film był kasowy, wystarcza umieszczenie w czołówce nazwisk dwóch gwiazd, a tutaj mamy całą kolekcję: Clooney, Roberts, Pitt, Damon.
ZK: Dla mnie jako starego widza tego typu filmów ważna jest olśniewająca nowość: elektroniczna technika włamania. Miliony zabezpieczono przy użyciu takich laserowych, internetowych, cholera wie jeszcze jakich urządzeń, że wydaje się obłędem usiłowanie ich zrabowania. Dawniej w podobnych filmach atrakcja polegała na tym, że obserwowaliśmy przebieg włamania, a pomysły, które tam były, bawiły nas, bo sami mogliśmy na nie wpaść. Na przykład w filmie "Rififi" Dassina, jednym z najlepszych tego rodzaju, włamywacze dostają się do lokalu, gdzie jest kasa, z mieszkania piętro wyżej. Muszą przebić podłogę. Tylko że w trakcie jej przebijania kawałki gruzu będą spadać na urządzenia alarmowe. Robią więc otwór, przez który spuszczają parasol, otwierają ten parasol i zaczynają dalej dłubać. Dzięki temu kawałki spadają do otwartego parasola. To jest pomysł, który każdy z nas rozumie. Tutaj zaś wszystko jest nowością!
TR: A jednak coś te filmy łączy: zawsze o powodzeniu włamania przesądzały pomysł i inteligencja.
ZK: Tak, ale tu mamy brawurowe osiąg-nięcie techniki Hollywood, tak jak wygląda ona w kwietniu roku 2002.
Więcej możesz przeczytać w 17/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.