Kto sam zarabia pieniądze, jest bezczelny i aspołeczny, ponieważ ogranicza pole zbawiennego działania państwa
Francja wkroczyła w kolejny doniosły okres historii. Od 11 kwietnia trwa druga edycja "Loft Story" (zakończy się 4 lipca), czyli tutejszej wersji "Wielkiego Brata". Z tego wszystkiego zapomnielibyśmy prawie, że w tym samym czasie odbędą się też wybory prezydenckie i parlamentarne. Przypomnieliśmy sobie jednak o nich dlatego, że pojawił się problem, który - o zgrozo - mógł narazić "Loft Story" na kłopoty. CSA, czyli francuski odpowiednik KRRiTV, zwróciła uwagę, że emisja programu w tym terminie może się okazać działalnością antykonstytucyjną, gdyż pozbawia osoby pełnoletnie możliwości spełnienia obywatelskiego obowiązku. Organizatorzy emisji zdążyli jednak w porę zadbać, aby uczestnicy programu zostawili ważne prawnie upoważnienia dla osób trzecich, by głosowały w ich imieniu. W ten sposób da się uniknąć przesunięcia terminu wyborów.
Co więcej, producenci "Loft Story" zdobyli się na wspaniałomyślny gest i postanowili wyborcom trochę pomóc. Poprzednie głosowanie - wybory do rad miejskich - potwierdziło niewielkie zainteresowanie młodego pokolenia takimi operacjami. Głosowało wtedy tylko 54 proc. wyborców w wieku od 18 do 24 lat. Wobec tego podczas każdej czwartkowej emisji francuskiego "Wielkiego Brata" - kiedy jest ogłaszana decyzja, który uczestnik odpada - będzie się wzywać młodych, by podążyli do urn. Gdyby natomiast przypadkiem rozmowy na planie zeszły z rzeczy naprawdę ciekawych - na przykład kto pruknął i dlaczego - na politykę i kandydatów w wyborach, sekwencje te będą natychmiast cenzurowane. Gdyby było inaczej, czas spędzony przez "loftowców" na dywagacjach politycznych musiałby być odliczony od czasu antenowego należnego kandydatom, którzy mieliby nieszczęście stać się przedmiotem ich zainteresowania.
Jeżeli młodzież nie ma zatem niczego do zaproponowania kandydatom, może kandydaci mają coś do zaproponowania młodzieży? Owszem. Młodzież będzie golona za darmo, pieszczona za grosik i trzymana za rączkę. Miłe to zjawisko społeczne ma przybrać formę o nazwie "zasiłek na rzecz autonomii". W samej nazwie kryje się już ciekawe założenie, iż autonomia polega na tym, że dobry duszek przynosi pieniążki i dyskretnie wsuwa je do kieszeni. Ktoś, kto sam te pieniądze zarabia, nie jest autonomiczny, tylko bezczelny i aspołeczny, ponieważ ogranicza pole zbawiennego działania państwa. Dlatego komunistyczny kandydat w wyborach prezydenckich, Robert Hue, zaznacza od razu, że wspomniany zasiłek nie mógłby być wypłacany młodym ludziom, którzy załatwili sobie stałe kontrakty pracy. Komuniści są jedynymi, którzy nie stawiają żadnych innych warunków wypłacania zasiłku: jego beneficjent nie musiałby w zamian nic robić. Podają też konkretną propozycję wysokości zasiłku na autonomię, rozumianą jako odpłatne nierobienie niczego od wieku możliwie najmłodszego: 700 euro miesięcznie. Mniej chętnie wypowiadają się przed wyborami o globalnym koszcie takiego przedsięwzięcia - nawet 14 mld euro rocznie.
Socjaliści są ostrożniejsi: nie podają żadnych liczb i zapowiadają obwarowanie przydzielenia zasiłku pewnymi warunkami. Ubiegający się o niego musiałby udokumentować, że stara się o szkolenie zawodowe albo udowodnić, że poszukuje pracy. Socjaliści milczą jednak, gdy pada pytanie, kto i jak będzie to sprawdzać i jakie sankcje miałyby grozić za zadeklarowanie nieprawdy. Nie trzeba się też martwić, co się stanie, kiedy młody przestanie być dość młody, żeby dostawać zasiłek na autonomię. Istnieje przecież już RMI - zasiłek minimum na wejście w życie zawodowe. Od zasiłku do zasiłku, jakoś ta młodość zleci. O młodzież trzeba dbać. To przyszłość narodu.
Rozmawiałem niedawno z Francuzem, który podczas praktyki zawodowej w czasie studiów spotkał grupę rówieśników z Polski. Był wstrząśnięty. "To u was są przerwy w pracy na herbatkę? Pogaduszki przy pracy?" - pytali zdumieni Polacy. "U nas się tak nie pracuje" - dodawali z niesmakiem. "O Jezu!" - mówi mój rozmówca. "Myślałem, że to Niemcy!". A ja nie myślałem, że dożyję chwili, kiedy usłyszę coś podobnego. O młodzież trzeba dbać. To przyszłość narodu.
Co więcej, producenci "Loft Story" zdobyli się na wspaniałomyślny gest i postanowili wyborcom trochę pomóc. Poprzednie głosowanie - wybory do rad miejskich - potwierdziło niewielkie zainteresowanie młodego pokolenia takimi operacjami. Głosowało wtedy tylko 54 proc. wyborców w wieku od 18 do 24 lat. Wobec tego podczas każdej czwartkowej emisji francuskiego "Wielkiego Brata" - kiedy jest ogłaszana decyzja, który uczestnik odpada - będzie się wzywać młodych, by podążyli do urn. Gdyby natomiast przypadkiem rozmowy na planie zeszły z rzeczy naprawdę ciekawych - na przykład kto pruknął i dlaczego - na politykę i kandydatów w wyborach, sekwencje te będą natychmiast cenzurowane. Gdyby było inaczej, czas spędzony przez "loftowców" na dywagacjach politycznych musiałby być odliczony od czasu antenowego należnego kandydatom, którzy mieliby nieszczęście stać się przedmiotem ich zainteresowania.
Jeżeli młodzież nie ma zatem niczego do zaproponowania kandydatom, może kandydaci mają coś do zaproponowania młodzieży? Owszem. Młodzież będzie golona za darmo, pieszczona za grosik i trzymana za rączkę. Miłe to zjawisko społeczne ma przybrać formę o nazwie "zasiłek na rzecz autonomii". W samej nazwie kryje się już ciekawe założenie, iż autonomia polega na tym, że dobry duszek przynosi pieniążki i dyskretnie wsuwa je do kieszeni. Ktoś, kto sam te pieniądze zarabia, nie jest autonomiczny, tylko bezczelny i aspołeczny, ponieważ ogranicza pole zbawiennego działania państwa. Dlatego komunistyczny kandydat w wyborach prezydenckich, Robert Hue, zaznacza od razu, że wspomniany zasiłek nie mógłby być wypłacany młodym ludziom, którzy załatwili sobie stałe kontrakty pracy. Komuniści są jedynymi, którzy nie stawiają żadnych innych warunków wypłacania zasiłku: jego beneficjent nie musiałby w zamian nic robić. Podają też konkretną propozycję wysokości zasiłku na autonomię, rozumianą jako odpłatne nierobienie niczego od wieku możliwie najmłodszego: 700 euro miesięcznie. Mniej chętnie wypowiadają się przed wyborami o globalnym koszcie takiego przedsięwzięcia - nawet 14 mld euro rocznie.
Socjaliści są ostrożniejsi: nie podają żadnych liczb i zapowiadają obwarowanie przydzielenia zasiłku pewnymi warunkami. Ubiegający się o niego musiałby udokumentować, że stara się o szkolenie zawodowe albo udowodnić, że poszukuje pracy. Socjaliści milczą jednak, gdy pada pytanie, kto i jak będzie to sprawdzać i jakie sankcje miałyby grozić za zadeklarowanie nieprawdy. Nie trzeba się też martwić, co się stanie, kiedy młody przestanie być dość młody, żeby dostawać zasiłek na autonomię. Istnieje przecież już RMI - zasiłek minimum na wejście w życie zawodowe. Od zasiłku do zasiłku, jakoś ta młodość zleci. O młodzież trzeba dbać. To przyszłość narodu.
Rozmawiałem niedawno z Francuzem, który podczas praktyki zawodowej w czasie studiów spotkał grupę rówieśników z Polski. Był wstrząśnięty. "To u was są przerwy w pracy na herbatkę? Pogaduszki przy pracy?" - pytali zdumieni Polacy. "U nas się tak nie pracuje" - dodawali z niesmakiem. "O Jezu!" - mówi mój rozmówca. "Myślałem, że to Niemcy!". A ja nie myślałem, że dożyję chwili, kiedy usłyszę coś podobnego. O młodzież trzeba dbać. To przyszłość narodu.
Więcej możesz przeczytać w 18/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.