Minister odniósł się do zarzutów posłów PiS, którzy skierowali we wtorek do szefa MON pytania o koszty lotu samorządowców do Iraku i pobytu w bazie wojskowej. Według nich, wartość zawiezionej przez samorządowców pomocy była niższa niż koszty lotu rządowego Tu-154.
"To nie jest odpowiedzialność ministra obrony narodowej. Samorządowcy przedstawili stosowną prośbę, w samolocie specjalnym było miejsce. Ponieważ wydawało się, że lecą tam z poważną pomocą, nic nie stało na przeszkodzie, żeby zostali tam zabrani niejako przy okazji. Kwestią ich odpowiedzialności jest to, czy z tego zadania się wywiązali" - powiedział Klich dziennikarzom.
Trzynastoosobowa delegacja poleciała do Iraku 11 maja, skąd miała wrócić w ubiegły piątek. Przedstawiciele samorządu wręczyli dzieciom zebrane w akcji "Edukacja dla pokoju" dary wartości 30 tys. zł, w tym przybory szkolne, plecaki, zabawki i koce.
W Iraku zatrzymała ich najpierw burza piaskowa, potem czekali na transport. Jak wyjaśniała rzeczniczka wojewody zachodniopomorskiego Agnieszka Muchla, podróż w obie strony odbyła się przy okazji wojskowych transportów, zaplanowanych bez względu na to, czy lecieliby samorządowcy. Z powrotem przedstawiciele lokalnych władz podróżowali wojskowym samolotem transportowym z żołnierzami wracającymi z misji.
Rzecznik MON Robert Rochowicz przypomniał, że koszty pobytu w bazie Echo w Diwanii pokrywa strona amerykańska.
ab, pap