Jak dowiedział się "Dziennik", Donald Tusk nie zamierza w sierpniu wymieniać ministrów. Zapowiedział to już członkom swego gabinetu. To zaskakująca deklaracja, bo jeszcze niedawno premier zapowiadał kilka dymisji w wakacje.
Ważny polityk Platformy wyjaśnia, że "Fala spekulacji medialnych zaszła tak daleko, że zaczęła paraliżować pracę ministrów, którzy mieliby być odsunięci" - mówi.
Co ministrowie usłyszeli od Donalda Tuska? "Premier zapowiedział, że jeśli ktoś czuje się słabo, to sam powinien zrezygnować, a nie w panice czekać na jego decyzję" - mówi nam jeden z członków rządu. Inny z naszych rozmówców z rządu odebrał tę deklarację jednoznacznie: "Koniec spekulacji, kto odejdzie, zwieramy szeregi i pokazujemy efekty naszej ciężkiej pracy".
Dlaczego premier rezygnuje z ostrego rozliczania swoich ministrów? "Nie mam wątpliwości, że Tuskowi chodziło o to, by uspokoić nastroje. Tym bardziej że ludowcy lansowali teorię, że jak lecą notowania, to trzeba zrobić roszady" - mówi "Dziennikowi" minister wymieniany na dziennikarskiej giełdzie potencjalnych kandydatów do dymisji.
Ta deklaracja premiera jest o tyle zaskakująca, że to on sam wymyślił sierpniową rekonstrukcję rządu. Potem plany te potwierdzał wicepremier Grzegorz Schetyna. Mówił o dwóch, trzech roszadach. Nie wykluczał, że chodzi o nazwiska podane przez gazetę. Na ustalonej przez "Dziennik" liście, potwierdzanej potem w kuluarowych rozmowach z politykami PO, byli m.in. ministrowie: edukacji Katarzyna Hall, infrastruktury Cezary Grabarczyk czy obrony Bogdan Klich.
Potem jednak zaczęły się pojawiać kolejne artykuły z typowaniami mediów i polityków. "Ta sytuacja zrobiła się nie do zniesienia" - mówi gazecie ważny polityk PO.
Najprawdopodobniej nie oznacza to jednak, że dymisji w ogóle nie będzie. "Tusk nie chce odwoływać ministrów pod presją mediów. Liczy, że do sierpnia wyciszy wszystkie spekulacje i będzie mógł później, na spokojnie, odwołać rzeczywiście najgorszych" - mówi "Dziennikowi" minister z PO.