Uważają mnie za intelektualistę, ponieważ noszę okulary, a moje filmy są wartościowe, bo... trzeba do nich dopłacać" - mówił w Cannes Woody Allen.
Cannes znowu żyje!
Jego "Hollywood Ending" - satyrę na system producencki w Stanach Zjednoczonych i europejskich krytyków, pokazano na otwarcie festiwalu. Nie Woody Allen decydował jednak w tym roku o obliczu Cannes, lecz europejscy twórcy: Aki Kaurismaki, Mike Leigh, Ken Loach i Roman Polański.
To był jeden z najlepszych festiwali ostatnich lat - orzekli widzowie i dziennikarze. Obok filmów z Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Stanów Zjednoczonych zobaczyliśmy dzieła z Turcji, Brazylii, Tajlandii, Argentyny i Algierii, a nawet z Syrii, Palestyny, Libanu, Mauretanii i Tadżykistanu. Filmowa globalna wioska wciąż się więc poszerza. Z jednym wyjątkiem - na festiwalu słabo reprezentowana była Europa Środkowo-Wschodnia.
Katharsis Polańskiego
"Zawsze wiedziałem, że pewnego dnia zrobię film o tym bolesnym okresie w historii Polski, ale nie chciałem, by była to autobiografia" - opowiadał na konferencji prasowej Roman Polański, twórca "Pianisty". Polański jako dziecko znalazł się w krakowskim getcie, do Holocaustu ma więc bardzo osobisty stosunek. I widać to w jego filmie. Pokazuje bowiem znacznie więcej, niż opisuje w swoich wspomnieniach Władysław Szpilman. Publiczność w Cannes przyjęła "Pianistę" przychylnie, choć w tym obrazie nie ma charakterystycznego języka filmowego Polańskiego. "Pianista" jest znacznie dosadniejszy niż wszystko, co reżyser dotychczas nakręcił - mamy tu tragedię, smutek i strach. Przejmujące wrażenie robi postać samotnego Szpilmana wśród gruzów zniszczonej Warszawy. "Pianista" jest poza tym dla Polańskiego rodzajem katharsis.
Samo życie
Brytyjscy reżyserzy - Mike Leigh i Ken Loach wolą współczesne te-maty. Rodzinne konflikty pokazane na ekranie nabierają metaforycznej głębi. "All or Nothing" Mikea Leigha to film o przeciętnej rodzinie, w której miłość małżeńska już dawno wygasła, dzieci nie są piękne i zdolne, a syn Rony to prawdziwe utrapienie. Jego nagła choroba sprawia jednak, że wszyscy się odnajdują. Czy musi się wydarzyć nieszczęście, byśmy się mogli poczuć szczęśliwi? - pyta reżyser.
Ken Loach po raz siódmy uczestniczył w festiwalu w Cannes. Jego obraz "Sweet Sixteen" to sugestywne i przejmujące studium szesnastoletniego Liama. Akcja toczy się w Greenock w Szkocji, gdzie bezrobocie wzrasta z roku na rok, dzieci nie kończą szkół, bo muszą szukać sposobów na zdobycie paru groszy, a przemoc w domu jest na porządku dziennym. Liam pragnie tylko jednego - by wraz z matką (mającą niebawem wyjść z więzienia) stworzyć spokojny, pełen miłości dom i zrobi to za wszelką cenę. Ken Loach pozostaje wierny swoim lewicowym ideałom, a jego umiejętność poprowadzenia niezawodowego aktora Martina Compstona budzi podziw.
"Intervention divine" Elji Suleimana był jednym z najbardziej oczekiwanych filmów festiwalu. Suleiman urodził się w Nazarecie i tam też umieścił akcję swojego dzieła. Obserwujemy monotonię życia mieszkańców czerpiących swoistą satysfakcję z robienia sobie różnych złośliwości - od podrzucania śmieci do ogródka sąsiada do podpalania domostwa. Podglądamy też parę zakochanych, których dzieli posterunek graniczny między Jerozolimą i Ramallah. Ten film to pokojowy manifest Suleimana.
Mistrzem w obserwowaniu życia i problemów swojego kraju jest irański twórca Abbas Kiavorkami (wcześniej nagrodzony w Cannes za "Smak czereśni"). Jego "Ten" zrealizowany kamerą cyfrową w minimalnej przestrzeni, jaką jest wnętrze małego samochodu, składa się z dziesięciu epizodów - rozmów kobiety kierowcy z pasażerkami. Reżyser koncentruje się na dialogu i obserwacji zachowań bohaterek zmuszonych do walki o prawo do decydowania o sobie.
Upiory przeszłości
Szukanie sensu w wydarzeniach z przeszłości bądź chęć wyzwolenia się ze wspomnień - to wspólny mianownik kilku ważnych filmów tegorocznego festiwalu. W thrillerze psychologicznym "Spider" Davida Cronenberga chory mężczyzna rekonstruuje swoją przeszłość, mieszając fantazję z rzeczywistością, by zrozumieć, jak doszło do tego, że zabił własną matkę.
Zupełnie inaczej do związków z przeszłością podszedł Aki Kaurismaki w obrazie "The Man Without a Past". Mężczyzna przybywający do miasta w poszukiwaniu pracy zostaje w nocy napadnięty i śmiertelnie pobity. Zmartwychwstaje jednak i nie pamięta niczego ze swojej przeszłości. Schronienie znajduje wśród bezrobotnych mieszkających w kontenerach na przedmieściach. Kaurismaki mistrzowsko rysuje postacie rodem ze Steinbecka czy filmów Chaplina. Nie mają nic, a zarazem mają wszystko: wielkie serce i godność. Wrażenie robi surrealistyczne poczucie humoru fińskiego reżysera i oryginalność - w pewnym momencie to przeszłość odnajduje bohatera, a nie on ją, co działa mocniej niż freudowska psychodrama. Kaurismaki jest chyba jedynym reżyserem, któremu udało się zrobić film z lirycznym happy endem. Był też na festiwalu klasyczny happy end. Obserwatorzy są bowiem zgodni - impreza była wyjątkowo udana.
Jego "Hollywood Ending" - satyrę na system producencki w Stanach Zjednoczonych i europejskich krytyków, pokazano na otwarcie festiwalu. Nie Woody Allen decydował jednak w tym roku o obliczu Cannes, lecz europejscy twórcy: Aki Kaurismaki, Mike Leigh, Ken Loach i Roman Polański.
To był jeden z najlepszych festiwali ostatnich lat - orzekli widzowie i dziennikarze. Obok filmów z Wielkiej Brytanii, Francji, Włoch, Stanów Zjednoczonych zobaczyliśmy dzieła z Turcji, Brazylii, Tajlandii, Argentyny i Algierii, a nawet z Syrii, Palestyny, Libanu, Mauretanii i Tadżykistanu. Filmowa globalna wioska wciąż się więc poszerza. Z jednym wyjątkiem - na festiwalu słabo reprezentowana była Europa Środkowo-Wschodnia.
Katharsis Polańskiego
"Zawsze wiedziałem, że pewnego dnia zrobię film o tym bolesnym okresie w historii Polski, ale nie chciałem, by była to autobiografia" - opowiadał na konferencji prasowej Roman Polański, twórca "Pianisty". Polański jako dziecko znalazł się w krakowskim getcie, do Holocaustu ma więc bardzo osobisty stosunek. I widać to w jego filmie. Pokazuje bowiem znacznie więcej, niż opisuje w swoich wspomnieniach Władysław Szpilman. Publiczność w Cannes przyjęła "Pianistę" przychylnie, choć w tym obrazie nie ma charakterystycznego języka filmowego Polańskiego. "Pianista" jest znacznie dosadniejszy niż wszystko, co reżyser dotychczas nakręcił - mamy tu tragedię, smutek i strach. Przejmujące wrażenie robi postać samotnego Szpilmana wśród gruzów zniszczonej Warszawy. "Pianista" jest poza tym dla Polańskiego rodzajem katharsis.
Samo życie
Brytyjscy reżyserzy - Mike Leigh i Ken Loach wolą współczesne te-maty. Rodzinne konflikty pokazane na ekranie nabierają metaforycznej głębi. "All or Nothing" Mikea Leigha to film o przeciętnej rodzinie, w której miłość małżeńska już dawno wygasła, dzieci nie są piękne i zdolne, a syn Rony to prawdziwe utrapienie. Jego nagła choroba sprawia jednak, że wszyscy się odnajdują. Czy musi się wydarzyć nieszczęście, byśmy się mogli poczuć szczęśliwi? - pyta reżyser.
Ken Loach po raz siódmy uczestniczył w festiwalu w Cannes. Jego obraz "Sweet Sixteen" to sugestywne i przejmujące studium szesnastoletniego Liama. Akcja toczy się w Greenock w Szkocji, gdzie bezrobocie wzrasta z roku na rok, dzieci nie kończą szkół, bo muszą szukać sposobów na zdobycie paru groszy, a przemoc w domu jest na porządku dziennym. Liam pragnie tylko jednego - by wraz z matką (mającą niebawem wyjść z więzienia) stworzyć spokojny, pełen miłości dom i zrobi to za wszelką cenę. Ken Loach pozostaje wierny swoim lewicowym ideałom, a jego umiejętność poprowadzenia niezawodowego aktora Martina Compstona budzi podziw.
"Intervention divine" Elji Suleimana był jednym z najbardziej oczekiwanych filmów festiwalu. Suleiman urodził się w Nazarecie i tam też umieścił akcję swojego dzieła. Obserwujemy monotonię życia mieszkańców czerpiących swoistą satysfakcję z robienia sobie różnych złośliwości - od podrzucania śmieci do ogródka sąsiada do podpalania domostwa. Podglądamy też parę zakochanych, których dzieli posterunek graniczny między Jerozolimą i Ramallah. Ten film to pokojowy manifest Suleimana.
Mistrzem w obserwowaniu życia i problemów swojego kraju jest irański twórca Abbas Kiavorkami (wcześniej nagrodzony w Cannes za "Smak czereśni"). Jego "Ten" zrealizowany kamerą cyfrową w minimalnej przestrzeni, jaką jest wnętrze małego samochodu, składa się z dziesięciu epizodów - rozmów kobiety kierowcy z pasażerkami. Reżyser koncentruje się na dialogu i obserwacji zachowań bohaterek zmuszonych do walki o prawo do decydowania o sobie.
Upiory przeszłości
Szukanie sensu w wydarzeniach z przeszłości bądź chęć wyzwolenia się ze wspomnień - to wspólny mianownik kilku ważnych filmów tegorocznego festiwalu. W thrillerze psychologicznym "Spider" Davida Cronenberga chory mężczyzna rekonstruuje swoją przeszłość, mieszając fantazję z rzeczywistością, by zrozumieć, jak doszło do tego, że zabił własną matkę.
Zupełnie inaczej do związków z przeszłością podszedł Aki Kaurismaki w obrazie "The Man Without a Past". Mężczyzna przybywający do miasta w poszukiwaniu pracy zostaje w nocy napadnięty i śmiertelnie pobity. Zmartwychwstaje jednak i nie pamięta niczego ze swojej przeszłości. Schronienie znajduje wśród bezrobotnych mieszkających w kontenerach na przedmieściach. Kaurismaki mistrzowsko rysuje postacie rodem ze Steinbecka czy filmów Chaplina. Nie mają nic, a zarazem mają wszystko: wielkie serce i godność. Wrażenie robi surrealistyczne poczucie humoru fińskiego reżysera i oryginalność - w pewnym momencie to przeszłość odnajduje bohatera, a nie on ją, co działa mocniej niż freudowska psychodrama. Kaurismaki jest chyba jedynym reżyserem, któremu udało się zrobić film z lirycznym happy endem. Był też na festiwalu klasyczny happy end. Obserwatorzy są bowiem zgodni - impreza była wyjątkowo udana.
Polskie trofea w Cannes
|
Więcej możesz przeczytać w 22/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.