Franiewski zaplanował, zorganizował i pokierował w 2001 r. porwaniem syna przedsiębiorcy mięsnego spod Płocka. Wpadł w styczniu 2006 r. Wsypali go kompani. Jeden z nich, Sławomir Kościuk, zeznawał: - "Wojtek był spokojny o to, że policja stoi w miejscu". B. prokurator krajowy Janusz Kaczmarek też uważa, że w tej sprawie policjanci mieli co najmniej kontakt z porywaczami.
Franiewski zabrał tajemnicę do grobu - powiesił się w areszcie, zanim rozpoczął się proces porywaczy. Ale biegły tak skomentował niecodzienny sposób odebrania sobie życia: "sposób przeprowadzenia samobójstwa świadczy o świetnej znajomości anatomii człowieka".
Franiewski był zawodowym kryminalistą: z 45 lat życia piętnaście spędził w więzieniu. A jednak ten notoryczny recydywista żadnego wyroku nie odsiedział do końca, pisze "Wyborcza". Wciąż dostawał przepustki, wciąż zwalniali go przed terminem, chociaż uciekał z więzień, policyjnych aresztów, konwojów, a nawet Komendy Głównej MO. Dowodził nawet buntem więźniów we Wronkach latem 1989 r.
Zdaniem kryminologa prof. Andrzeja Rzeplińskiego nie można wykluczyć, że Franiewski był milicyjnym agentem.