Zakończenie przesłuchania innego czwartkowego świadka, wiceprokuratora generalnego Andrzeja Pogorzelskiego, przez szefa komisji Andrzeja Czumę (PO), wywołało protest posłów PiS, którzy chcieli zadawać dalsze pytania. "Oszukaliście mnie trzykrotnie, zapowiadając zadanie pytania, a następnie wygłaszaliście przemówienia polityczne, dlatego zgodnie z regulaminem odebrałem wam głos" - replikował Czuma.
Szeliga - który był w 2007 r. zastępcą prokuratora apelacyjnego w Warszawie - powiedział, że o tym, dlaczego we wrześniu nie doszło do zatrzymania Lipca, opowie na niejawnym posiedzeniu komisji (10 lipca). Przyznał, że przez pewien czas nie można było zatrzymać Lipca, bo trwały zatrzymania innych osób w sprawie Centralnego Ośrodka Sportu (COS).
Świadek powiedział, że "były rozmowy" o zatrzymaniu Lipca między 10 a 12 października. Dodał, że gdy pod koniec września prosił jednego z prokuratorów o przedstawienie projektu zarzutów wobec Lipca, dostał je dopiero w środę po wyborach z 21 października, a dzień przed zatrzymaniem Lipca (25 października). Szeliga dodał, że gdyby zarzuty były opracowane wcześniej, to ten dokument powinien nosić wcześniejszą datę.
Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk pytał świadka, czy wszystko to oznacza, że nie było woli zatrzymania Lipca przez prokuratorów przed wyborami. "Nie wyciągam wniosków" - odparł Szeliga. Dodał, że "nie odpuścił sprawy COS", ale przypuszcza, że nadzorujący ją prokuratorzy mogli kontaktować się bezpośrednio z szefową prokuratury apelacyjnej Marzeną Kowalską.
Świadek zapewnił, że nie było nacisków w jego jednostce. Dodał, ze sprawa COS nie była "w szczególnym zainteresowaniu" ministerstwa sprawiedliwości i prokuratury krajowej.
Sebastian Karpiniuk (PO) pytał świadka, co mieli zrobić prokuratorzy, którzy twierdzą, że ówczesna szefowa prokuratury okręgowej Elżbieta Janicka miała im zakazać zatrzymania Lipca przed wyborami. "Mogli wydać postanowienie o postawieniu zarzutów, bo tego im nikt nie zabraniał i zwrócić się do Janickiej o pisemny zakaz zatrzymania Lipca; mielibyśmy dziś jasność" - odparł Szeliga. Wyraził zdumienie zarzutami tych prokuratorów co do upolitycznienia prokuratury w czasie wyborów.
Pytany o wypowiedź szefa CBA Mariusza Kamińskiego, że w prokuraturze doszło przed wyborami do "paraliżu decyzyjnego", Szeliga odpowiedział, że "może zabrakło zdecydowania". Dodał, że wina nie leży po stronie prokuratorów, bo "nie jest przedłużaniem sprawy to, czy do zatrzymania dojdzie 10-tego czy 15-tego; on został przecież zatrzymany; wina byłaby wtedy, gdyby pan Lipiec nie dał się zatrzymać".
Według świadka, "służby często dążą do jak najszybszego zatrzymania, bo to dla nich kończy sprawę, ale to prokurator odpowiada za zatrzymanie". Dodał, że "wie" o sporze między prokuraturą a CBA w śledztwie dotyczącym COS, który to spór mógł dotyczyć "ilości i kolejności zatrzymywanych osób".
"Bunt prokuratorów" z października 2007 r. nie miał merytorycznych powodów i mógł mieć "podłoże prywatne" - uważa Szeliga. Według niego, była to "niesubordynacja podwładnych wobec przełożonej". Pytany o podanie się do dymisji 10 funkcyjnych prokuratorów, Szeliga powiedział, że większość z tych osób nie miała związku ze śledztwem w sprawie COS.
"Konflikt mógł mieć podłoże prywatne; nie wydaje mi się, żeby to były powody merytoryczne" - uważa Szeliga. Przyznając, że "był świadkiem pewnych zdarzeń", powiedział, iż Janicka była "bardzo energiczna, szybko wydawała polecenia i je egzekwowała". "Być może nie wszystkim to odpowiadało i nie chcieli z nią pracować" - oświadczył. Świadek podkreślał, że to jego przemyślenia. "Słowa o paraliżu prokuratury można odnieść do sytuacji, gdy odchodzi 10 funkcyjnych" - powiedział Szeliga. Dodał, że dlatego Janicka podała się wtedy do dymisji.
Według Szeligi, był konflikt między Janicką a Kowalską. Według świadka, Kowalska zarzucała Janickiej pomijanie "drogi służbowej", a Janicka Kowalskiej - że jej unika. "Dla mnie była to dziwna i niezręczna sytuacja" - oświadczył. Przyznał, że wie, iż to Kowalska złożyła wniosek o odwołanie Janickiej i o wszczęcie "dyscyplinarki" wobec niej.
Świadek potwierdził, że on, jak i Janicka, dysponowali specjalnym telefonem - "Nokią na kartę" - który miał zapobiegać podsłuchom. Dostał go, aby "bez obawy podsłuchu" komunikować się w sprawie wyjaśnienia źródeł przecieku w "aferze gruntowej". Przyznał, że wśród 10 osób posiadających taki telefon był także minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i prokurator krajowy Dariusz Barski. "Było założenie, że dzwonimy tylko między sobą. Wtedy jest mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś wykryje numer" - podkreślił.
Szeliga dodał, że kiedy prowadził nadzór nad przeciekiem w aferze gruntowej, "czuł się zagrożony". Powiedział też, że Janicka mogła być śledzona.
Pytany, czy dotarła do niego notatka prokuratorów, aby sprawę wyprowadzenia pieniędzy z COS przenieść do odrębnego śledztwa, Szeliga odparł: "Nie przeczę, ale sobie nie przypominam". Potwierdził, że o sprawie dowiedział się w sierpniu 2007 r., kiedy dotarł do protokołu zeznań jednego z podejrzanych w tej sprawie.
W czerwcu Ziobro ocenił, że doniesienia "Newsweeka", iż "pieniądze wyprowadzone z budowy stadionów miały iść na tajny fundusz wyborczy PiS, są nieprawdą". "Newsweek" pisał, że podejrzany o korupcję współpracownik Lipca Tadeusz M. zeznał, że 100 mln zł, wyprowadzone z budowy stadionów, miały iść na tajny fundusz wyborczy PiS.
Szeliga zeznał też, że "słyszał" o sprawie ujawnienia tajemnicy śledztwa przez wysokiego funkcjonariusza ABW. Dodał, że "było rozważane" jego zatrzymanie przed wyborami w 2007 r., ale ostatecznie w tej sprawie "nie zapadły decyzje".
Według mediów, Lipiec ujawnił śledczym, iż był w stałym kontakcie z ABW w sprawie korupcji w ośrodkach sportu, a ówczesny wiceszef ABW Grzegorz Ocieczek miał pokazywać mu stenogramy podsłuchów, które miały dowodzić, że szefowie COS Tadeusz M. i Krzysztof S. są skorumpowani (trwa śledztwo ws. ujawnienia tajemnicy państwowej wobec Ocieczka; on sam mówi, że nie złamał prawa).
Zeznający wcześniej Pogorzelski zeznał, że nie otrzymywał wytycznych od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego w sprawie postępowania wyjaśniającego wobec Janickiej. Dodał, że na czerwcowym spotkaniu z Ćwiąkalskim w sprawie postępowania wyjaśniającego wobec Janickiej, chciał poinformować go o powodach, dla których "postępowanie trwa nadal i jest przedłużone". Zeznał, że minister "nie narzucał" terminów zakończenia sprawy i nie ingerował w nią. Dodał, że o szczegółach rozmowy powie na posiedzeniu niejawnym. Pogorzelski sądzi, że postępowanie wobec Janickiej skończy się do 30 lipca.
Świadek nie wiąże odwołania prok. Anety Rafałko z funkcji rzecznika dyscyplinarnego z tym, by nie chciała wszcząć postępowania wobec Janickiej. "Nie znam powodów tego odwołania" - powiedział Pogorzelski. W środę przed komisją prok. Rafałko ujawniła, że Ćwiąkalski odwołał ją w styczniu 2008 r. - tego samego dnia, gdy zaproponowała niewszczynanie postępowania dyscyplinarnego wobec Janickiej.
Mularczyk pytał Pogorzelskiego, czy oceniał propozycje Rafałko. Pogorzelski zasłonił się tajemnicą służbową. Przyznał zaś, że przedłużał postępowanie wobec Janickiej. Oświadczył, że nie sądzi, by było ono "sztucznie przedłużane", bo "długość jego trwania nie jest nadzwyczajna". Uchylił się od odpowiedzi co było powodem przedłużenia i ile razy to się stało. Ujawnił, że w postępowaniu tym będą jeszcze zeznawać świadkowie.
Posłowie PiS ujawnili, że także następca Rafałko Mieczysław Tabor wnosił o odmowę wszczęcia postępowania wobec Janickiej. Pogorzelski podkreślił, że zgodnie z prawem rzecznik przedstawia projekt końcowej decyzji w czyjejś sprawie dyscyplinarnej zastępcy prokuratora generalnego - w celu zatwierdzenia.
Jacek Kurski ujawnił, że jako przyczynę odmowę wszczęcia sprawy Janickiej Rafałko podała "brak danych uzasadniających podejrzenie deliktu dyscyplinarnego". Taką samą przyczynę podał Tabor. Pogorzelski odniesie się do tego na tajnym posiedzeniu.
Kurski zarzucił Pogorzelskiemu, że w swoich dekretacjach ingerował w treść postępowania dyscyplinarnego wobec Janickiej. "Ale na taką ingerencję pozwala ustawa" - odparł świadek. "A czy to nie naciski?" - dociekał Kurski. "Nie. To uprawnienia ustawowe" - replikował Pogorzelski.
Potwierdził on, pytany przez Kurskiego, że należał do PZPR. Kurski indagował go, jak godzi w swym sumieniu tę przynależność z pracą prokuratora, który jest apolityczny. Czuma uchylił to pytanie, co skrytykował Kurski. Czuma odpowiedział, aby Kurski w swym sumieniu ocenił, jak w rządzie PiS wiceministrem sprawiedliwości mógł być sędzia Andrzej Kryże, który - jak przypomniał Czuma - skazywał opozycjonistów w PRL.
Wkrótce potem Czuma zakończył przesłuchanie Pogorzelskiego, choć posłowie PiS zgłaszali chęć pytań. "Dopuścił pan do ucieczki świadka z posiedzenia komisji, pomimo tego że posłowie opozycji mieli jeszcze pytania, co jest pierwszym takim niechlubnym przypadkiem w historii komisji śledczych" - powiedział Czumie oburzony Kurski. "Oszukaliście mnie trzykrotnie, zapowiadając zadanie pytania, a następnie wygłaszaliście przemówienia polityczne, dlatego zgodnie z regulaminem odebrałem wam głos" - odparł Czuma. Mularczyk ponowił wniosek o wezwanie Pogorzelskiego na jawne zeznania. Czuma powiedział, że wniosek przekaże całej komisji i na następnym posiedzeniu komisji będzie on głosowany.
nd, pap