Monarchia i królowa to najlepsza brytyjska marka promocyjna
Na wyspę przyjechało ponad milion osób. Kilkadziesiąt milionów ludzi zasiadło przed telewizorami. Przygotowano trzy tony fajerwerków i ponad tysiąc osiemset pochodni, upieczono trzy miliony plastrów boczku. Na koncercie finałowym wystąpili Elton John, Paul McCartney, Rod Stewart, Tom Jones, Brian May i książę ciemności Ozzy Osbourne. Kosztowało to 1,3 mld funtów, co odpowiada 1 proc. PKB Wielkiej Brytanii. Tak świętowano jubileusz pięćdziesięciolecia panowania Jej Królewskiej Mości Elżbiety II Windsor. Nikt jednak nie wspomina o stratach, nad Tamizą mówi się raczej o inwestycji. Inwestycji
w najlepszą markę Brytanii.
Brytyjczycy wypromowali sobie nie tylko idealnego ambasadora kraju, ale także swoiste ruchome expo, symbol brytyjskiej doskonałości, smaku i stylu, markę rozpoznawalną pod każdą długością i szerokością geograficzną. Nic dziwnego zatem, że trzymiesięczne obchody złotego jubileuszu kończą się uroczystościami za granicą.
Niemcom potrzeba królowej!
Władze Seszeli podarowały Elżbiecie II, która odwiedziła ich kraj, parę żółwi olbrzymich. Prezydent Kamerunu dał jej żyrafę. Z okazji złotego jubileuszu Brytyjczycy sprezentowali królowej specjalną wersję bentleya arnage’a o wartości ponad 1,4 mln dolarów. Aż 82 proc. obywateli Zjednoczonego Królestwa wyraża zadowolenie z tego, jak królowa pełni swoje obowiązki.
Zagraniczne komentarze poświęcone jubileuszowi utrzymane były w tonie ciepłego zainteresowania. Tylko niemiecka prasa zdawała się szukać okazji do zaczepki. Komentator "Der Spiegel" stwierdził zgryźliwie, że nie rozumie, jak to się dzieje, iż Brytyjczycy, którzy królewskie parady organizują ze szwajcarską precyzją, nie potrafią sprawić, by pociągi kursowały punktualnie, a służby publiczne funkcjonowały przyzwoicie. Brytyjski "The Spectator" błyskawicznie podjął rękawicę: "Niemcom potrzeba królowej! Przecież to drugi pod względem liczby osób otyłych kraj na świecie, przy czym ich żarcie jest okropne, obsługa w restauracjach ospała, sklepy zamknięte pół dnia, szkoły kiepskie, autostrady zapchane, a azylanci żywcem płoną w swoich ośrodkach. A co do tego gangstera Helmuta Kohla, to był on finansowany przez handlarzy bronią, którzy potajemnie wręczali mu nesesery pełne gotówki". Wara więc od królowej!
Dwór, czyli korporacja
Cały świat mógł podziwiać dworską scenografię, pojazdy monarchini, insygnia koronacyjne. Wystąpiły zastępy hajduków, kamerdynerów, mistrzów ceremonii, sekretarzy, majordomusów, koniuszych, adiutantów, a nawet rękodajni, woźnice, królewscy gwardziści, słynni beefeaters i... strażnicy królewskich łabędzi. Brytyjski dwór zaprezentował się jako ekskluzywny skansen minionej świetności imperium i muzeum skarbów przyćmiewających wszystko, co zgromadziły królewskie pałace w kontynentalnej Europie.
- Rodzina królewska jest w tej samej sytuacji, co wielkie korporacje - tłumaczy Mark Borkowski, brytyjski publicysta, specjalista public relations. - Jej obowiązkiem jest służba tym, którzy w nią inwestują, wszystkim, którzy płacą podatki. Dlaczego więc nie ma dostarczać im rozrywki?
Elżbiecie trudno było się jednak przystosować do roli produktu medialnego. Już podczas swej koronacji sprzeciwiała się bezpośredniej transmisji telewizyjnej, uważając TV za "wizualny wariant brukowej prasy". Pierwszy film dokumentalny pozwoliła zrealizować BBC dopiero po dwunastu latach nalegań. Podobny stosunek ma do rodzimej prasy. Doskonale pamięta fotoreportaż, jaki we wczesnych latach 90. opublikował "Daily Mirror". Na jednym ze zdjęć księżna Jorku, żona jej syna Andrzeja, pokazywała obnażony biust. Jako potwarz monarchini odebrała ujawnienie podsłuchanej rozmowy księcia Karola z Camillą Parker-Bowles.
Anglosaski duch
Pierwszą z wielkich królewskich podróży Elżbieta odbyła w 1953 r. Odwiedziła Bermudy, Jamajkę, wyspy Fidżi, Australię i Nową Zelandię. Wszędzie witały ją tłumy. W początkowym okresie panowania zagraniczne wizyty służyły przede wszystkim wypieraniu radzieckich wpływów z obszarów tradycyjnie ciążących ku Anglii. Taki charakter na początku lat 60. miała podróż na Cypr, do krajów arabskich, Indii, Pakistanu, Nepalu i Turcji.
Najczęściej monarchini odwiedzała jednak kraje Brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Chciałaby widzieć wspólnotę po dawnemu, jako wielką rodzinę narodów wielu ras i wyznań, jednoczącą pod berłem brytyjskim co czwartego obywatela globu. Gospodarzom często jej odwiedziny bardzo się opłacają. Podczas lutowej wizyty w Australii królowa rozwiała kontrowersje dotyczące Petera Hollingwortha, jej oficjalnego przedstawiciela, gubernatora generalnego Australii. Oskarżano go o tuszowanie wypadków seksualnego molestowania dzieci przez podległych mu duchownych. Obecność monarchini ułatwiła Hollingworthowi podreperowanie wizerunku.
W kraju Elżbieta ma być symbolem tradycji i jedności, na zewnątrz zaś ma reprezentować anglosaskiego ducha. "Chciałabym przede wszystkim wyrazić wolę dalszego służenia temu wielkiemu narodowi, ciesząc się poparciem rodziny, najlepiej jak tylko będę umiała w zmiennych czasach, które jeszcze nadejdą"
- mówi królowa.
Poczet królów
Złota klatka Wiesław HorabikHistoryk i biograf brytyjskiej rodziny królewskiej. Napisał książkę "Elżbieta II, królowa dwóch epok" Elżbieta II żyje dosłownie w złotej klatce (wątpliwe, czy kiedykolwiek korzystała choćby z ulicznego aparatu telefonicznego), a dworskie obyczaje nie zmieniły się od stuleci. Nawet do prywatnej kolacji królewska para przebiera się w wieczorowe stroje. Na dworskich herbatkach podaje się wciąż ten sam rodzaj ciasteczek, listę gości na garden party królowej zatwierdza ona sama (nie ma prawa pojawić się na niej rozwodnik lub rozwódka), władczyni patronuje balom debiutantek, a warzywa trafiające na królewski stół są krojone w równą kostkę. Korona, którą 50 lat temu włożono na skronie Elżbiety, wykonana jest ze złota, waży 6 kg, ozdabiają ją 2783 diamenty, 273 duże perły, 16 szafirów, 11 szmaragdów i 5 rubinów. Suknia koronacyjna była tak nafaszerowana klejnotami, że groziło to nie kontrolowanym przesuwaniem się stroju. Trzeba było usztywnić suknię warstwami tafty i krynoliny z dodatkiem końskiego włosia. O wierności tradycji świadczy i to, że nawet święty olej używany do ceremonii namaszczenia władczyni został przygotowany wedle średniowiecznej receptury. Do podniosłego aktu przygotowano nakazane obyczajem regalia: złote ostrogi (emblemat rycerstwa) i pięć mieczy symbolizujących istotę władzy królewskiej - prawość, odpowiedzialność, miłosierdzie, pokorę i waleczność. W jednej ręce monarchini trzymała jabłko, w drugiej berło. Na palec włożono jej pierścień. Uroczystość była okazją do otwarcia królewskiego skarbca. Na kolejną sposobność trzeba było czekać pół wieku. Na doroczne otwarcie obrad parlamentu Elżbieta II udaje się zwykle w jednej ze wspaniałych karet. Anglicy uwielbiają pikniki ku czci korony w czasie ważniejszych uroczystości. Wzdłuż wybrzeży Wysp Brytyjskich płoną wówczas tysiące ognisk - jak siedemset lat temu, kiedy rodziła się ta tradycja. Ceremoniał dworski w pałacu Buckingham przewyższa najbardziej wyrafinowane protokoły dyplomatyczne. Wszystkie damy witane przez królową muszą wykonać ceremonialny dyg, w żadnym razie nie wolno się odwrócić do monarchini plecami. Obowiązuje to także ambasadorów obcych państw. Przyjęcia w londyńskim pałacu bądź w Windsorze to imprezy bardzo wystawne, pełne przepychu. Do pałacu pełnego wielkich polerowanych luster, adamaszków i finezyjnych tapet poddani mogą zaglądać niemal od dziesięciu lat. Królowa częściowo otworzyła jego podwoje w 1993 r. Królewska galeria przeszła niedawno renowację i została otwarta wiosną tego roku. Można w niej podziwiać między innymi obrazy Rubensa i Rembrandta oraz rzeźby Canovy i Chanteya. W powozowni największym powodzeniem cieszy się Złota Kareta (Gold State Coach) z 1762 r., którą niedawno królowa przemierzała ulice Londynu wśród wiwatujących poddanych. |
Więcej możesz przeczytać w 26/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.