Z drugiej jednak strony po eliminacji małych partii dojdzie do powstania układu kilku jedynie sił politycznych. Dotychczasowi członkowie marginalnych frakcji będą mieli do wyboru: albo przyłączyć się do któregoś z większych ugrupowań albo wybrać status niezrzeszonych. I tu pojawia się problem. Wejście do dużej frakcji łączyć się będzie - w mniejszym lub większym stopniu - z koniecznością zachowania dyscypliny partyjnej, czyli dostrojeniem się do wiodącego głosu. Inna sprawa, że partie o orientacji mocno prawicowej nie mają co liczyć na to, że znajdzie się w nich miejsce w którejś z dużych frakcji.
Jaki więc podział sceny politycznej w PE się zarysuje? Na centroprawicę, lewicę i liberałów. Bez mocno sprofilowanej prawicy. I to jest właśnie coś, co mnie niepokoi. Bo dla równowagi najlepiej byłoby, gdyby istnienie komunistów równoważyły partie prawicowe. Oczywiście wszystko zależy od samych wyborców w poszczególnych krajach, bo jeśli wybiorą wystarczająco wielu posłów z prawa, to będą oni w stanie założyć własną frakcję. O ile oczywiście przepisy nie zostaną w tym czasie ponownie zmodyfikowane.
Silni będą jeszcze silniejsi
Dodano: / Zmieniono:
W Parlamencie Europejskim nie od dziś układ opierał się na równowadze sił pomiędzy największymi frakcjami. To umowy między chadekami a socjalistami decydowały, kto będzie przewodniczącym PE. Nowelizacja ustawy o tworzeniu frakcji jeszcze bardziej umocni tę sytuację.
Osobiście mam bardzo mieszane uczucia co do zmian w ustawie o zakładaniu frakcji. Z jednej strony rozumiem logikę, która nakazuje eliminowanie ze sceny politycznej planktonu. Rozdrobiony na wiele małych frakcji Parlament działa w sposób mniej skuteczny. Małe partie nie są w stanie zrobić nic konstruktywnego, bo są za małe, ich rola jest więc mało znacząca.