Jako zatwardziały heteroseksualista wolałbym nie być zmuszony do przemykania pod ścianami w poczuciu winy
Nadejście lata będziemy niedługo poznawać po pojawieniu się na ulicach flag w kolorach tęczy. W końcu czerwca odbyła się największa z dotychczasowych dorocznych paryskich parad lesbijek i homoseksualistów. Według oficjalnych danych policji, na trasie przemarszu zgromadziło się mniej więcej pół miliona osób. Pierwszy przemarsz lesbijek i homoseksualistów - wówczas kilkuset - ulicami Paryża odbył się w 1981 r. Wtedy można było mówić o przedsięwzięciu dość śmiałym, bo homoseksualizm był jeszcze karalny - przepis ten zniesiono dopiero rok później, czyli dokładnie dwadzieścia lat temu. Od tego czasu wiele się zmieniło, na przykład zdeklarowanym homoseksualistą jest sam mer Paryża, Bertrand Delanoe. Obecnie paryska Gay Pride gromadzi nie tylko bezpośrednio zainteresowanych, którzy kolorową i fantazyjną demonstrację siły wykorzystują w walce o tolerancję dla swoich upodobań. Na imprezę przychodzi mnóstwo ludzi mających skłonności zdecydowanie heteroseksualne, wiedzionych ciekawością albo przekonaniem, że jeśli się chce być modnym, na czasie i na fali, to wypada tam być. Dlatego dość trudno oceniać wzrost liczby osób obecnych na pochodzie w kategoriach narastania zjawiska homoseksualizmu lub choćby wzrostu siły organizacji bezpośrednio w to zjawisko zaangażowanych. Policja, siłą rzeczy, nie odróżnia gejów od ciekawskich i liczy ich wszystkich razem.
Paryżanie przychodzą oglądać coroczną Gay Pride nierzadko całymi rodzinami, jak na sobotni piknik wśród przyjaciół - rodzice z dziećmi, a czasami nawet dziadkowie z wnukami - jest to bowiem widowisko ciekawe, wesołe, bardzo barwne i lekko szalone, choć za tą fasadą kryją się poważne postulaty dotyczące tolerancji i walki z dyskryminacją, zwłaszcza w miejscu pracy. Po raz pierwszy defilował w tym roku związek homoseksualnych policjantów, pragnąc spopularyzować twierdzenie, iż pociąg do tej samej płci nie wyklucza pełni walecznej męskości, jakiej się powszechnie oczekuje od przedstawicieli tego zawodu. Po raz pierwszy też na Gay Pride pojawiła się delegacja jednego z największych związków nauczycieli pod własnym transparentem. Ów związek postanowił w ten sposób oficjalnie poprzeć postulat zaprzestania "wytykania palcem" nauczycieli o skłonnościach homoseksualnych.
Również po raz pierwszy nie defilowano pod nazwą angielską - Gay Pride - lecz pod francuską jej wersją: Marsz Dumy Gejów, Lesbijek, Biseksualistów i Transseksualistów. Francuzi, jak widać, muszą wszystko wytłumaczyć dokładnie, szczegółowo, żeby wszyscy dobrze zrozumieli, o co chodzi, żeby nikt nie został pominięty i żeby, broń Boże, nikt nie poczuł się urażony. Widać od razu, że mamy do czynienia ze społeczeństwem, które hasła wolności, równości i braterstwa ma wypisane na frontonie każdego ważniejszego budynku. Równocześnie tradycje protokołu dworskiego są w nim wiecznie żywe.
Najciekawsze w tej nazwie - w angielskiej zresztą też - jest jednak co innego: użycie w niej pojęcia "duma". Jeśli wiadomości pozyskane na lekcjach wychowania seksualnego są ścisłe, to różnicę między homoseksualistami a heteroseksualistami da się zawrzeć w stwierdzeniu, że jedni lubią uprawiać fiku miku tak, a drudzy inaczej. Jest to bez wątpienia powód do odmiennego dobierania sobie towarzystwa, ale czy jest to dla którejkolwiek ze stron powód do dumy? Pojęcia tego używa się tu chyba w niezbyt adekwatnym kontekście. Czy można być dumnym z tego, że bardziej się lubi kotlety mielone niż fasolkę?
Takie stawianie sprawy kryje w sobie niebezpieczeństwa, które łatwo mogą się obrócić przeciwko tym, którzy właśnie tak sprawę stawiają. Najważniejsze z tych niebezpieczeństw to powstanie "frakcyjnego szowinizmu". Łatwo rodzi się on w grupach społecznych, które po długich latach doświadczania nieusprawiedliwionej przemocy i upokorzeń nareszcie się z nich wyzwalają i mogą się zachłysnąć swobodą i siłą. Przypomnijmy sobie radykalne odłamy Murzynów amerykańskich, które nie tylko głosiły swoją wersję hasła o lokalnej dumie: "Say it loud: I’m Black and I’m proud!" (Powiedz głośno: jestem czarny i jestem dumny!), ale popadały także w rodzaj "rasizmu na odwrót". Przypomnijmy sobie najbardziej radykalnych szowinistów żydowskich, którzy w końcu w każdym zmarszczeniu brwi goja zaczęli się dopatrywać rozszalałego antysemityzmu. Problem polega również na tym, że niejako lustrzanym odbiciem własnej dumy bywa pogarda dla innych. Wolałbym - jako zatwardziały heteroseksualista przekonany o urokach i zaletach tego stanu - nie być zmuszony do przemykania się pod ścianami w poczuciu winy i kompleksów, że jestem zbyt staromodny i nie umiem zorganizować takiej ładnej parady. To prawda, że nie jesteśmy jeszcze na tym etapie, ale to eksponowanie "dumy", te tłumy i ten hałas wydają mi się niezupełnie na miejscu.
Więcej możesz przeczytać w 28/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.