Planowana od dawna wizyta w mieście, które ma być gospodarzem zimowych igrzysk olimpijskich w 2014 roku, stanie się jednak spotkaniem kryzysowym, a rozmowy w letniej rezydenci rosyjskiego prezydenta zdominuje najbardziej aktualny temat: rozlew krwi w Gruzji oraz udział w nim Rosji.
"Kanclerz nie jedzie do Rosji w charakterze mediatorki" - zaznaczył rzecznik niemieckiego rządu Thomas Steg na środowej konferencji prasowej. Zapewnił jednak, że Angela Merkel zamierza otwarcie i krytycznie rozmawiać z Miedwiediewem o konflikcie wokół separatystycznych republik gruzińskich - Osetii Południowej i Abchazji.
"(Merkel) zamierza wyraźnie powiedzieć prezydentowi Miedwiediewowi, że także konflikt na Kaukazie jest do rozwiązania środkami politycznymi, a nie zbrojnymi" - powiedział rzecznik.
Steg podkreślił, że dla niemieckiego rządu nie do zaakceptowania jest kwestionowanie terytorialnej integralności Gruzji oraz podawanie w wątpliwość legitymacji demokratycznie wybranych władz gruzińskich.
Berlin jak na razie powstrzymuje się od wskazywania winnych kryzysu na Kaukazie oraz od odpowiedzi na pytanie, jakie konsekwencje Zachód powinien wyciągnąć wobec Rosji i Gruzji. "Żadna strona nie jest bez winy, ale czas na analizę przyjdzie później" - mówił dyplomatycznie Steg.
Nieoczekiwanie poinformował także, że w przyszłym tygodniu szefowa rządu w Berlinie zamierza udać się do Tbilisi i spotkać się z prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim, którego Rosjanie nie uważają za partnera do rozmów.
Komentując kryzys niektóre niemieckie media sugerują, że takie stanowisko wynika z poczucia bezsilności i zaskoczenia ostrą i "neoimperialną" reakcją Moskwy na gruzińską operację w Osetii Południowej.
"Kanclerz Niemiec, która potwierdza integralność terytorialną Gruzji i odrzuca próby kwestionowania legitymacji demokratycznie wybranego rządu w Tbilisi - nie bacząc na to, do czego ten (rząd ) da się jeszcze sprowokować - zderzy się w Moskwie ze szczerą obojętnością" - prognozuje dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung"
"To obojętność władzy, która ma neoimperialne zachcianki, która wie, że wiele europejskich państw jest uzależniona od rosyjskich dostaw surowców energetycznych i która wykorzystuje rozdarcie pomiędzy frazesami o dialogu a gniewną retoryką" - dodaje gazeta.
Z opiniami o bezsilności Zachodu wobec Rosji nie zgadza się analityk berlińskiej Fundacji Nauka i Polityka profesor Hans- Hennig Schroeder.
Jak zauważył, Władimir Putin a obecnie Dmitrij Miedwiediew, poprzez różne działania - proponując np. nowy porządek europejskiego bezpieczeństwa - dążyli do tego, by Rosja odgrywała istotną rolę międzynarodową.
"Po głupocie, jakiej teraz dopuścili się Rosjanie, jest mało prawdopodobne, by te plany się powiodły" - ocenił Schroeder. "Koncepcja rosyjskiej polityki zagranicznej, nakreślona m.in. w niedawnym berlińskim przemówieniu Dmitrija Miedwiediewa, nie wydaje się możliwa do przyjęcia w najbliższym czasie" - dodał.
Zdaniem niemieckiego eksperta, "Rosja próbuje odgrywać międzynarodową rolę na fali rosnących cen energii". Jednak pod względem liczby ludności, gospodarki, standardu życia obywateli nie dorównuje całej UE, a militarnie nie może mierzyć się z NATO.
"Można zakładać, że w Soczi kanclerz Merkel w sposób przyjazny, ale wyraźnie powie prezydentowi Rosji, że jeśli ktoś chce się bawić z dużymi chłopcami, należałoby się zachowywać w inny sposób, niż ma to miejsce obecnie" - ocenił Schroeder.
ND, PAP