Czy się stoi, czy się leży, od Kołodki się należy
"Nie reguluj swoich zobowiązań - nie płać podatków, nie spłacaj kredytów, a potem się oddłuż!" - mówi pierwsze prawo Kołodki. "Nie bądź frajer pompka i powtórz tę samą operację tyle razy, ile tylko zdołasz!" - mówi z kolei drugie, kluczowe prawo Kołodki.
Nowy minister finansów Grzegorz Kołodko otworzył w ubiegłym tygodniu nowy rozdział w krótkich dziejach polskiego kapitalizmu, zastępując niewidzialną prawą rękę rynku - własną lewicą. Zgodnie z postanowieniami antykryzysowego pakietu Kołodki, który śmiało można określić mianem "O (częściowym) wstrzymaniu praw rynku na obszarze między dolnym Bugiem a górną Odrą i między Bałtykiem a Tatrami od połowy sierpnia do końca kadencji", to państwo ma teraz płacić podatki za niektórych podatników, silni mają jeszcze silniej pomagać słabym, słabi mają przestać biadolić, a długi mają być odpuszczone (vide: "Reanimowanie bankruta" i "Barometr wprost").
Od tej pory Kołodko tak długo będzie duże firmy oddłużał, a małym udzielał kredytów podatkowych, tak długo będzie zaliczał bankom w koszty rezerwy stworzone na pokrycie złych kredytów, aż rynki finansowe od Bugu po Potomac zaniemówią z wrażenia, prawo popytu i podaży dostanie kolki w boku, hossa i bessa zamienią się definicjami, inflacja skrzyżuje się z deflacją, zaś przedsiębiorcy przestaną się kierować prymitywnym prawem maksymalizowania zysku, a zaczną - wysublimowanym prawem maksymalizowania zatrudnienia, czyli minimalizowania zysku. W rezultacie - albo polski kapitalizm ostatecznie stanie na głowie i zacznie chodzić tyłem do przodu przez lewe ramię, albo tylko skona ze śmiechu, a nasi przedsiębiorcy wystąpią o przyznanie Kołodce dożywotniego wpisu do "Księgi rekordów Guinnessa" w sekcji ekonomia księżycowa oraz Nagrody Nobla za rok 2002 - oczywiście w dziedzinie literatury, rzecz jasna, science fiction.
"Ten program to dno" - celnie sumuje ostatnie pomysły Kołodki ekspert Centrum im. Adama Smitha Robert Gwiazdowski. Na szczęście, nie takiego Kołodkę nasz kapitalizm potrafił przetrzymać i jeszcze ciągle jakoś się trzyma. Najkrótszą drogą do uwolnienia się od epidemii kołodkizmu byłaby oczywiście szokowa terapia prawdą. Pytanie, kto znajdzie w sobie dość odwagi, by twardo przypominać, że ani państwo (dysponujące wyłącznie pieniędzmi podatników), ani banki (dysponujące wyłącznie pieniędzmi właścicieli i depozytariuszy) nie są od pomagania przedsiębiorstwom, że przedsiębiorstwa muszą być przedsiębiorcze, czyli radzić sobie same, a jak sobie nie radzą, muszą upadać, a tracący pracę - szukać innego zajęcia.
W przeciwieństwie do stoczniowców czy górników dobrze rozumieją to bohaterki "Seks city", okładkowego artykułu tego wydania "Wprost". Polskie prostytutki każdej nocy muszą się starać o nowych klientów, a gdy ich nie znajdują, nie domagają się od rządu, by wypłacał im pensje. Choć oczywiście niewykluczone, że jeśli i w tej sprawie spojrzymy wreszcie prawdzie prosto w oczy, zerwiemy z hipokryzją i zalegalizujemy domy publiczne, również prostytutki - zarażone przez swych klientów kołodkizmem - zjawią się któregoś dnia przed Sejmem z żądaniem: "Czy się stoi, czy się leży, nam też się od Kołodki należy".
Nowy minister finansów Grzegorz Kołodko otworzył w ubiegłym tygodniu nowy rozdział w krótkich dziejach polskiego kapitalizmu, zastępując niewidzialną prawą rękę rynku - własną lewicą. Zgodnie z postanowieniami antykryzysowego pakietu Kołodki, który śmiało można określić mianem "O (częściowym) wstrzymaniu praw rynku na obszarze między dolnym Bugiem a górną Odrą i między Bałtykiem a Tatrami od połowy sierpnia do końca kadencji", to państwo ma teraz płacić podatki za niektórych podatników, silni mają jeszcze silniej pomagać słabym, słabi mają przestać biadolić, a długi mają być odpuszczone (vide: "Reanimowanie bankruta" i "Barometr wprost").
Od tej pory Kołodko tak długo będzie duże firmy oddłużał, a małym udzielał kredytów podatkowych, tak długo będzie zaliczał bankom w koszty rezerwy stworzone na pokrycie złych kredytów, aż rynki finansowe od Bugu po Potomac zaniemówią z wrażenia, prawo popytu i podaży dostanie kolki w boku, hossa i bessa zamienią się definicjami, inflacja skrzyżuje się z deflacją, zaś przedsiębiorcy przestaną się kierować prymitywnym prawem maksymalizowania zysku, a zaczną - wysublimowanym prawem maksymalizowania zatrudnienia, czyli minimalizowania zysku. W rezultacie - albo polski kapitalizm ostatecznie stanie na głowie i zacznie chodzić tyłem do przodu przez lewe ramię, albo tylko skona ze śmiechu, a nasi przedsiębiorcy wystąpią o przyznanie Kołodce dożywotniego wpisu do "Księgi rekordów Guinnessa" w sekcji ekonomia księżycowa oraz Nagrody Nobla za rok 2002 - oczywiście w dziedzinie literatury, rzecz jasna, science fiction.
"Ten program to dno" - celnie sumuje ostatnie pomysły Kołodki ekspert Centrum im. Adama Smitha Robert Gwiazdowski. Na szczęście, nie takiego Kołodkę nasz kapitalizm potrafił przetrzymać i jeszcze ciągle jakoś się trzyma. Najkrótszą drogą do uwolnienia się od epidemii kołodkizmu byłaby oczywiście szokowa terapia prawdą. Pytanie, kto znajdzie w sobie dość odwagi, by twardo przypominać, że ani państwo (dysponujące wyłącznie pieniędzmi podatników), ani banki (dysponujące wyłącznie pieniędzmi właścicieli i depozytariuszy) nie są od pomagania przedsiębiorstwom, że przedsiębiorstwa muszą być przedsiębiorcze, czyli radzić sobie same, a jak sobie nie radzą, muszą upadać, a tracący pracę - szukać innego zajęcia.
W przeciwieństwie do stoczniowców czy górników dobrze rozumieją to bohaterki "Seks city", okładkowego artykułu tego wydania "Wprost". Polskie prostytutki każdej nocy muszą się starać o nowych klientów, a gdy ich nie znajdują, nie domagają się od rządu, by wypłacał im pensje. Choć oczywiście niewykluczone, że jeśli i w tej sprawie spojrzymy wreszcie prawdzie prosto w oczy, zerwiemy z hipokryzją i zalegalizujemy domy publiczne, również prostytutki - zarażone przez swych klientów kołodkizmem - zjawią się któregoś dnia przed Sejmem z żądaniem: "Czy się stoi, czy się leży, nam też się od Kołodki należy".
Więcej możesz przeczytać w 31/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.