Młodzi tyrani żerują na rodzicach
Należę do pokolenia, które musiało się upokarzać dla rzeczy. Rzeczy były dla nas fetyszem, bo wiecznie ich brakowało. Spełnianie zachcianek syna to dla mnie również sposób na odreagowanie szarych, szczenięcych, peerelowskich lat - przyznaje Zbigniew Hołdys, muzyk, ojciec piętnastoletniego Tytusa. - Staram się nie ulegać naciskom mojej córki, ale często wychodząc na zakupy, postanawiam sprawić jej niespodziankę - mówi Hanna Smoktunowicz, dziennikarka telewizyjna. - Pamiętam ze swego dzieciństwa uczucie zakompleksienia i zazdrości. Byliśmy bardzo biedni i myślę, że mama cierpiała razem z nami, nie mogąc kupić nam butów, ptasiego mleczka albo karnetu na basen. Wiele z tego smutku zostało we mnie do dziś i dlatego kupowanie traktuję jak rekompensatę - tłumaczy Ewa Bem, piosenkarka.
Dzieci rządzą w naszych domach! To przede wszystkim dla nich kupuje się luksusową odzież, kosmetyki i gadżety cywilizacji. Nastolatki pochłaniają do 80 proc. budżetu rodzin uboższych i średniozamożnych. Rośnie nam pokolenie egoistów nastawionych na branie i zaspokajanie własnych potrzeb, mających za nic nawet ludzi bliskich - ostrzegają jednym głosem socjologowie od Rzymu, przez Paryż i Berlin, po Warszawę.
Zespół młodego despoty |
---|
według Małgorzaty Rymkiewicz z Uniwersytetu dla Rodziców
|
Wśród polskich nastolatków piosenkarka Britney Spears cieszy się trzykrotnie większym poważaniem niż matka, a raper Puff Daddy jeszcze większym niż ojciec. "Po pokoleniu dzieci-kwiatów rozpleniła się nam generacja dzieci-chwastów!" - bije na alarm Hans Peter Jörg z Hamburga. Jak rozpoznać, czy już się dochowaliśmy dziecka obarczonego "zespołem młodego despoty"? Małgorzata Rymkiewicz z warszawskiego Uniwersytetu dla Rodziców wskazuje kilka objawów: dziecko żąda coraz więcej, jest niezadowolone z tego, co ma, i jest agresywne, z nikim się nie liczy. Czemu wszyscy mają, a ja nie? - to pytanie nastolatka powala na kolana wielu rodziców. Pertraktują z dziećmi w sprawie ceny, rzadko w sprawie zakupu. Zamiast podziękowania słyszą kolejne żądania czegoś nowszego, modniejszego.
Hodowla tyranów
- Popełniamy elementarne błędy wychowawcze, już kilkulatkom pozwalamy wejść sobie na głowę - mówi Małgorzata Rymkiewicz. Aż 84,6 proc. Polaków preferuje metody wychowawcze pozbawione elementów nauki odpowiedzialności i dyscypliny - wynika z badań przeprowadzonych przez "Pentor" dla "Wprost". Psychologowie są zgodni: granice, jakie wyznaczy sobie nastolatek, zależą od tych, jakie mu się wytyczyło, kiedy miał od roku do czterech lat. - Nie chcemy uchodzić za postrach naszych dzieci, z anielską cierpliwością przekonujemy, perswadujemy, co wydaje nam się dojrzałe i nowoczesne. Równocześnie jednak, ulegając każdej formie sprzeciwu i agresji nastolatka, najzwyczajniej hodujemy tyranów. Miłości i szacunku na pewno nie kupimy - ocenia Katarzyna Floryan z Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.
Szaleństwu zakupów dla najmłodszych ulegają niemal wszyscy, także osoby z najuboższych rodzin. - Biedni rodzice chcą w ten sposób zrekompensować dzieciom swój brak zaradności, ubarwić im rzeczywistość. Rezygnują z realizacji swoich podstawowych potrzeb, aby kupić dziecku jakąś topową rzecz - mówi Małgorzata Rymkiewicz. - Znam wiele wypadków zapożyczania się u znajomych i zaciągania kredytów na zakupy dla dzieci.
Tymczasem z badań prof. Barbary Fatygi z Uniwersytetu Warszawskiego wynika, że prawie 40 proc. młodzieży uważa, iż rodzice ich nie rozumieją i są anachroniczni. Zaledwie 12 proc. ankietowanych nastolatków zadeklarowało, że pomaga w domu. W ostatnich latach znacząco zmalała też liczba dzieci szukających zajęć sezonowych. Z kolei aż 60 proc. gimnazjalistów przyznaje, że kiedy proszą rodziców o pieniądze, to je dostają. Rodzice równie chętnie spełniają zachcianki dzieci: - Nie wiem, co to jest histeryczne wymuszanie na rodzicach dziecięcych zachcianek. Wobec obu córek stosowałam zawsze rozsądną perswazję, ale jeśli mogłam, chętnie ustępowałam, by zobaczyć ich radość - mówi Ewa Bem.
Tak zwane bezstresowe wychowanie, prowadzące niekiedy do "hodowli tyranów", ma w sobie pierwiastek racjonalności. "Paradoksalnie - zauważa francuska psycholog Edith Tartar-Goddet - niektórzy rodzice mają świadomość, że ich nastoletnie dzieci są mocno despotyczne, ale są przekonani, iż właśnie dzięki temu poradzą sobie w życiu".
Kult marki
Wielkie zamieszanie wywołała wydana w 1998 r. książka Judith Rich Harris "Geny czy wychowanie". Harris stwierdziła, że rodzice - niezależnie od tego, ile trudu i uczucia wkładają w wychowanie dzieci - nie mają wpływu na kształtowanie ich charakteru albo jest to co najwyżej wpływ minimalny. Według niej, w największym stopniu na wychowanie dzieci wpływają ich rówieśnicy. Teoria Harris tłumaczyłaby niewyobrażalny wręcz wpływ środowiska rówieśniczego na zachowania, preferencje i gusta naszych dzieci. Niemal wszystkie one chcą być dziś trendy. Szkoły to prawdziwe wybiegi dla modeli i modelek. Z pozoru każdy chce wyglądać inaczej, ale tak naprawdę wszyscy chcą wyglądać tak samo - marka nade wszystko! To dlatego prawie 60 proc. reklam kierowanych jest do dzieci i młodzieży. Roczne wydatki dzieci z kieszonkowego szacowane są w Polsce na prawie 3 mld zł! To spory tort do podziału. O dzieci zaciekle walczą producenci ubrań, napojów, słodyczy, wydawcy płyt i czasopism.
Coraz więcej banków umożliwia rodzicom założenie ich dzieciom kont z prawdziwego zdarzenia - młodzi dostają karty płatnicze lub czeki. Co trzeci nastolatek mieszkający w większym mieście korzysta z komórki. - Przed wakacjami i w okresie przedświątecznym obserwujemy wzrost sprzedaży telefonów bezabonamentowych - mówi Jolanta Cholewińska, rzecznik Ery. - Z naszych badań wynika, że to rodzice kupują swoim dzieciom telefony komórkowe - dodaje. Rodzicom wydaje się, że kupują bezpieczeństwo dziecka. Jednak, jak podkreślają psychologowie, "komórka jest narzędziem emancypacyjnym" - urządzeniem, dzięki któremu można gadać do późna w nocy, odseparowując się od domowników, a rachunek i tak zapłacą starzy.
Chęć bycia cool za wszelką cenę prowadzi często do patologii. W czerwcu wnuk poturbował i obrabował w Kutnie babcię, aby kupić sobie konsolę do gier. W lipcu nastolatka okradła w Lesznie wychowującą ją samotnie matkę, bo zapragnęła wojażu w gronie rówieśników po włoskim wybrzeżu. Na początku lat 90. rocznie odnotowywano 3100 kradzieży i wymuszeń rozbójniczych, których sprawcami byli nieletni, w roku 2001 - już prawie 11 tys. Młodzi szukają źródeł finansowania przyjemności - wynika z danych policji.
"Dyktatura dzieci" ma także swoje dobre strony. Z badań marketingowych wynika na przykład, że w wyborze i zakupie nowego modelu auta uczestniczy dziś aż 33 proc. polskich nastolatków. Magnetowid lub komputer dla całej rodziny wybiera 45 proc. dzieci. Młodzi doskonale orientują się, kiedy i jaki sprzęt pojawił się na rynku, potrafią obsługiwać najnowsze urządzenia. Dzieci uczą rodziców poruszania się po rynku technicznych nowinek.
Generation mammoni
- Kilka lat temu przetoczyła się przez Europę dyskusja na temat "toksycznych rodziców". Opowiadano, jak trudno się uwolnić od wspomnień złego dzieciństwa i jaki może mieć ono wpływ na życie człowieka - mówi dr Małgorzata Jacyno, socjolog z PAN. - Teraz z kolei zastanawiamy się, co zrobić, żeby się uwolnić od własnych dzieci - "toksycznych dzieci".
We Francji i Niemczech obserwuje się zjawisko coraz późniejszego odchodzenia z domu. Nazywa się je w skrócie "lodówką i pralką", ponieważ młode osoby zostają w domu ze względu na wikt i opierunek - nie opłaca im się usamodzielniać. We Włoszech prawdziwą plagą stali się mammoni (czyli maminsynki). Ponad 70 proc. włoskich dwudziestolatków żyje na utrzymaniu rodziców. Zgodnie z prawem rodzice muszą ich utrzymywać dopóty, dopóki się nie usamodzielnią.
"Dzieci-kwiaty, kontestatorzy z 1968 r., wyhodowali żmiję na swym łonie. Ich bezstresowo wychowane potomstwo terroryzuje dorosłych, domaga się przywilejów i oddaje się rozbuchanej konsumpcji. Biorą, co chcą, robią, co chcą. Ironia losu sprawiła, że dorastające dzieci dawnych dzieci-kwiatów upodabniają się do tych, przeciw którym 30 lat temu buntowali się ich rodzice" - napisał niedawno tygodnik "LExpress". A może problem "dyktatury dzieci" ma nieco inną naturę i inne podłoże? Może zawinił złudny, degenerujący model nadopiekuńczego państwa "socjalnej gospodarki rynkowej", którego ofiarami padli zarówno rodzice, jak i ich marne "pociechy"?
CZY ROZUMIEMY SIĘ Z DZIEĆMI? | |
---|---|
TAK | NIE |
Izabella Sierakowska posłanka SLD Mam dwoje dorosłych dzieci, wnuczka i synową, dla której jestem mamą, a nie teściową z dowcipów. Nie mam żadnych problemów, by się porozumieć ze swoimi dziećmi. Tak było zawsze. Zawsze rozmawiałam z nimi o wszystkim. Byłam dla nich matką i najlepszym kumplem. Mogły mi powierzać wszystkie swoje tajemnice, nawet te największe. Wiedziały, że nikomu ich nie zdradzę. Tak jest do dzisiaj. Ostatnio rozmawialiśmy z mężem o tym, co nam się w życiu najlepiej udało. I oboje uznaliśmy, że dzieci. Jestem z nich naprawdę dumna. | Janusz Korwin-Mikke polityk Jeżeli dom nie narzuca wspólnych wartości i metod postępowania, między rodzicami a dziećmi zaczynają występować różnice zdań. Dodatkowo dzieci są przez państwo wyrwane z domu do szkół i na tym tle dochodzi do konfliktów. Należałoby skasować szkoły państwowe, bo to rodzice powinni decydować, do jakich szkół chcą wysłać swoje dzieci. Szkoła jest głównym źródłem konfliktów w domach. |
Monika Luft prezenterka telewizyjna Między mną a moim synem nie ma dużej różnicy wieku i to ułatwia nam porozumienie. Łączą nas wspólne zainteresowania - słuchamy tej samej muzyki, czytamy te same książki, chodzimy na te same sztuki i filmy. Odkąd Filip trochę podrósł, mamy partnerskie układy. Zawsze możemy porozmawiać, nawet o trudnych sprawach. Traktuję syna jak dorosłego człowieka. Dzięki temu mam z nim dobry kontakt. | Jeremi Mordasewicz Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Ze swoimi dziećmi mam czasem problemy. To się wiąże z różnicą wieku i doświadczenia. Kryzys w porozumieniu z dziećmi zaczyna się pojawiać, gdy mają one czternaście, piętnaście lat. Wtedy przestają uznawać autorytet rodziców. Trwa to około dziesięciu lat. Po tym czasie dochodzi najczęściej do wzajemnego zrozumienia. Na takim etapie jestem z synem, który skończył studia i pracuje. |
Dzieci ankietowane przez Ośrodek Badań Młodzieży Uniwersytetu Warszawskiego miały dokończyć zdanie: "Kiedy siedzę w domu, moi rodzice...". Najczęściej padały odpowiedzi typu: "...są w pracy" albo "...są zajęci". Tylko raz pojawiło się stwierdzenie: "...rozmawiają ze mną". Od ponad dziesięciu lat socjologowie i psychologowie mówią o tzw. nieobecnym ojcu. Zwykle zapracowany, nie bierze udziału w wychowaniu dziecka. Matka jest znacznie bliższa młodemu człowiekowi. - To wcale jednak nie znaczy, że matce mówi się dziś wszystko. Ona już nie jest autorytetem, który pomaga dziecku kształtować swoje życie - twierdzi prof. Barbara Fatyga z UW. - Młoda kobieta nie chce być matką, ale raczej koleżanką swoich dzieci, chce się bawić z nimi czy ubierać tak samo jak córka. Tego wcześniej nie było - zauważa Monika Rościszewska-Woźniak, psycholog i matka pięciorga dzieci. - Widzę to wśród koleżanek, które czasami mają trudności z zaakceptowaniem siebie jako osoby w średnim wieku. Wyniki badań Pentora na temat relacji rodzice - dzieci jednych mogą zatrważać, inni zwrócą zapewne uwagę na nieuchronne negatywne skutki zmian cywilizacyjnych w naszym kraju. - Jak ja mogę szanować ojca, skoro muszę mu włączać komputer, bo stary tego nie potrafi! - stwierdził jeden z gimnazjalistów ankietowanych przez OBM. (JB) |
Więcej możesz przeczytać w 32/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.