Według porannego oświadczenia rosyjskiego MSZ, Rosja z zadowoleniem przyjęła wyniki szczytu UE, poświęconego konfliktowi w Gruzji. Z wypowiedzi jej kolejnych przedstawicieli wynika jednak, że trochę zaskoczyło ją zawieszenie rozmów w sprawie partnerstwa z Unią Europejską.
"Niektóre kraje UE domagały się nałożenia sankcji i zamrożenia stosunków (...) najważniejszą jednak sprawą jest to, że większość państw Unii wykazała się odpowiedzialnym podejściem, potwierdzając kurs na partnerstwo z Rosją i zdając sobie sprawę ze znaczenia wzajemnie korzystnej współpracy" - napisano w oświadczeniu rosyjskiego resortu dyplomacji.
Szefowie państw i rządów UE zebrani w poniedziałek na nadzwyczajnym szczycie w Brukseli potępili Rosję za wojnę z Gruzją i żądali pełnego wycofania rosyjskich wojsk na pozycje sprzed wybuchu konfliktu. Do tego czasu wstrzymali rozmowy na temat nowego porozumienia o partnerstwie UE-Rosja.
Nicolas Sarkozy, prezydent Francji, która w tym półroczu przewodniczy UE, zapowiedział, że 8 września uda się z kolejną misją do Moskwy, tym razem w towarzystwie przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso i koordynatora unijnej dyplomacji Javiera Solany.
Ambasador Rosji przy UE Władimir Czyżow na konferencji prasowej w Brukseli ocenił wyniki szczytu jako "do przewidzenia". Cieszył się, że UE nie zdecydowała się na sankcje przeciwko Rosji, przed czym wcześniej wielokrotnie ostrzegał. "Miałem nadzieję, że to nie jest opcja brana na poważnie. W XXI wieku, w świecie pełnym współzależności, kraju rozmiaru Rosji po prostu nie można izolować" - powiedział.
Jednocześnie usiłował przekonać światową opinię publiczną, że Unia Europejska nie ma powodu, by wstrzymywać rozmowy o nowym partnerstwie z Rosją, uzależniając je od wycofania rosyjskich oddziałów z terytorium Gruzji.
"Unia próbuje wyważyć otwarte drzwi" - powiedział Czyżow i zarzucił UE, że między wycofaniem wojsk a kontynuowaniem rozmów robi "sztuczny związek". Zdaniem Czyżowa, decyzja poniedziałkowego unijnego szczytu o wstrzymaniu rozmów jest bezzasadna, "bowiem oddziały rosyjskie są już wycofane, zostały tylko małe patrole w strefach buforowych" przy granicy z Abchazją i Osetią Południową - powiedział. Jego zdaniem, chodzi o około 500 żołnierzy.
"Rosja w pełni wdrożyła sześciopunktowy plan pokojowy" - przekonywał Czyżow. Dlatego kolejna, zaplanowana na 16 września runda negocjacji nowego porozumienia UE-Rosja "może się odbyć w zaplanowanym terminie".
Zdaniem ambasadora Czyżowa, spotkanie w Moskwie pozwoli wyjaśnić "różnice w interpretacji" sześciopunktowego porozumienia wynegocjowanego z udziałem Sarkozy'ego, które miało zakończyć konflikt z Gruzją. Ambasador powiedział, że są one wynikiem różnych wersji dokumentu podpisanego w Moskwie i Tbilisi. "To, co podpisał (prezydent Gruzji Micheil) Saakaszwili to nie był pełny tekst" - powiedział.
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew w wywiadzie dla telewizji Euronews oświadczył, ze odrzucenie przez UE sankcji wobec Rosji jest pozytywne, natomiast rozczarowuje to, że ten blok nie rozumie motywów Kremla wobec Gruzji.
"Po pierwsze, niestety, wciąż nie rozumie się, jakimi motywami kierowała się Rosja, podejmując decyzje o odparciu gruzińskiej agresji oraz o uznaniu Osetii Południowej i Abchazji jako niepodległych podmiotów prawa międzynarodowego. To smutne, ale nie fatalne, bo przecież na tym świecie wszystko się zmienia" – żalił się rosyjski prezydent.
"Inna sytuacja jest, moim zdaniem, bardziej pozytywna. Mimo pewnych podziałów wśród państw UE w tej kwestii, rozsądny, realistyczny punkt widzenia przeważył, jako że niektóre państwa nawoływały do jakichś mitycznych sankcji, kar" - mówił Miedwiediew.
Rosyjski prezydent uznał, że takie rozwiązanie leżało "w interesie Europy, przede wszystkim w interesie Unii Europejskiej".
Z kolei rzecznik rosyjskiego MSZ Andriej Niestierienko skrytykował Unię Europejską za odroczenie rozmów na temat nowej umowy o partnerstwie z Rosją, zarzucając jej przedstawianie wypaczonego obrazu gruzińskiego konfliktu. "Partnerstwo z Unią Europejską nie powinno być zakładnikiem konfliktu" - oświadczył na konferencji prasowej.
"Oczywiście nie możemy się zgodzić z szeregiem tendencyjnych twierdzeń dotyczących Rosji w końcowej deklaracji szczytu (UE w Brukseli), w tym z tezą, że nasza reakcja na gruzińską agresję była nieproporcjonalna" - napisano w komunikacie rosyjskiego MSZ.
Niestierienko zaatakował stronę gruzińską, twierdząc, że to ona nie realizuje postanowień rozejmowych. Rosja "nie widzi realizacji jednego z głównych punktów planu Miedwiediew-Sarkozy, czyli wycofania wszystkich wojsk gruzińskich do koszar", mówił, mimo że wbrew postanowieniom rozejmowym to właśnie rosyjskie oddziały wciąż pozostają na terytorium Gruzji.
Według niego Gruzja odbudowuje swą gotowość bojową w strefie bezpieczeństwa. "Gruzja dopuszcza się prowokacji wobec rosyjskich sił pokojowych. Rosja dysponuje informacjami, że prowokacje te są specjalnie organizowane, być może przez odpowiednie ministerstwa Gruzji w celu zdestabilizowania sytuacji" - powiedział.
Niestierienko oświadczył, że na Morzu Czarnym znajduje się obecnie 5 okrętów państw NATO: 2 amerykańskie, jeden polski, jeden hiszpański i jeden niemiecki. Tymczasem - jak zaznaczył - "na akwen Morza Czarnego tylko trzy państwa (oprócz Rosji i Ukrainy) - Turcja, Rumunia i Bułgaria - mają prawo wysyłać tyle okrętów, ile uznają za stosowne, bo są państwami leżącymi nad tym morzem".
Premier Putin zagroził natomiast, że nastąpi reakcja na obecność tych okrętów.
ND, em, PAP
Szefowie państw i rządów UE zebrani w poniedziałek na nadzwyczajnym szczycie w Brukseli potępili Rosję za wojnę z Gruzją i żądali pełnego wycofania rosyjskich wojsk na pozycje sprzed wybuchu konfliktu. Do tego czasu wstrzymali rozmowy na temat nowego porozumienia o partnerstwie UE-Rosja.
Nicolas Sarkozy, prezydent Francji, która w tym półroczu przewodniczy UE, zapowiedział, że 8 września uda się z kolejną misją do Moskwy, tym razem w towarzystwie przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso i koordynatora unijnej dyplomacji Javiera Solany.
Ambasador Rosji przy UE Władimir Czyżow na konferencji prasowej w Brukseli ocenił wyniki szczytu jako "do przewidzenia". Cieszył się, że UE nie zdecydowała się na sankcje przeciwko Rosji, przed czym wcześniej wielokrotnie ostrzegał. "Miałem nadzieję, że to nie jest opcja brana na poważnie. W XXI wieku, w świecie pełnym współzależności, kraju rozmiaru Rosji po prostu nie można izolować" - powiedział.
Jednocześnie usiłował przekonać światową opinię publiczną, że Unia Europejska nie ma powodu, by wstrzymywać rozmowy o nowym partnerstwie z Rosją, uzależniając je od wycofania rosyjskich oddziałów z terytorium Gruzji.
"Unia próbuje wyważyć otwarte drzwi" - powiedział Czyżow i zarzucił UE, że między wycofaniem wojsk a kontynuowaniem rozmów robi "sztuczny związek". Zdaniem Czyżowa, decyzja poniedziałkowego unijnego szczytu o wstrzymaniu rozmów jest bezzasadna, "bowiem oddziały rosyjskie są już wycofane, zostały tylko małe patrole w strefach buforowych" przy granicy z Abchazją i Osetią Południową - powiedział. Jego zdaniem, chodzi o około 500 żołnierzy.
"Rosja w pełni wdrożyła sześciopunktowy plan pokojowy" - przekonywał Czyżow. Dlatego kolejna, zaplanowana na 16 września runda negocjacji nowego porozumienia UE-Rosja "może się odbyć w zaplanowanym terminie".
Zdaniem ambasadora Czyżowa, spotkanie w Moskwie pozwoli wyjaśnić "różnice w interpretacji" sześciopunktowego porozumienia wynegocjowanego z udziałem Sarkozy'ego, które miało zakończyć konflikt z Gruzją. Ambasador powiedział, że są one wynikiem różnych wersji dokumentu podpisanego w Moskwie i Tbilisi. "To, co podpisał (prezydent Gruzji Micheil) Saakaszwili to nie był pełny tekst" - powiedział.
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew w wywiadzie dla telewizji Euronews oświadczył, ze odrzucenie przez UE sankcji wobec Rosji jest pozytywne, natomiast rozczarowuje to, że ten blok nie rozumie motywów Kremla wobec Gruzji.
"Po pierwsze, niestety, wciąż nie rozumie się, jakimi motywami kierowała się Rosja, podejmując decyzje o odparciu gruzińskiej agresji oraz o uznaniu Osetii Południowej i Abchazji jako niepodległych podmiotów prawa międzynarodowego. To smutne, ale nie fatalne, bo przecież na tym świecie wszystko się zmienia" – żalił się rosyjski prezydent.
"Inna sytuacja jest, moim zdaniem, bardziej pozytywna. Mimo pewnych podziałów wśród państw UE w tej kwestii, rozsądny, realistyczny punkt widzenia przeważył, jako że niektóre państwa nawoływały do jakichś mitycznych sankcji, kar" - mówił Miedwiediew.
Rosyjski prezydent uznał, że takie rozwiązanie leżało "w interesie Europy, przede wszystkim w interesie Unii Europejskiej".
Z kolei rzecznik rosyjskiego MSZ Andriej Niestierienko skrytykował Unię Europejską za odroczenie rozmów na temat nowej umowy o partnerstwie z Rosją, zarzucając jej przedstawianie wypaczonego obrazu gruzińskiego konfliktu. "Partnerstwo z Unią Europejską nie powinno być zakładnikiem konfliktu" - oświadczył na konferencji prasowej.
"Oczywiście nie możemy się zgodzić z szeregiem tendencyjnych twierdzeń dotyczących Rosji w końcowej deklaracji szczytu (UE w Brukseli), w tym z tezą, że nasza reakcja na gruzińską agresję była nieproporcjonalna" - napisano w komunikacie rosyjskiego MSZ.
Niestierienko zaatakował stronę gruzińską, twierdząc, że to ona nie realizuje postanowień rozejmowych. Rosja "nie widzi realizacji jednego z głównych punktów planu Miedwiediew-Sarkozy, czyli wycofania wszystkich wojsk gruzińskich do koszar", mówił, mimo że wbrew postanowieniom rozejmowym to właśnie rosyjskie oddziały wciąż pozostają na terytorium Gruzji.
Według niego Gruzja odbudowuje swą gotowość bojową w strefie bezpieczeństwa. "Gruzja dopuszcza się prowokacji wobec rosyjskich sił pokojowych. Rosja dysponuje informacjami, że prowokacje te są specjalnie organizowane, być może przez odpowiednie ministerstwa Gruzji w celu zdestabilizowania sytuacji" - powiedział.
Niestierienko oświadczył, że na Morzu Czarnym znajduje się obecnie 5 okrętów państw NATO: 2 amerykańskie, jeden polski, jeden hiszpański i jeden niemiecki. Tymczasem - jak zaznaczył - "na akwen Morza Czarnego tylko trzy państwa (oprócz Rosji i Ukrainy) - Turcja, Rumunia i Bułgaria - mają prawo wysyłać tyle okrętów, ile uznają za stosowne, bo są państwami leżącymi nad tym morzem".
Premier Putin zagroził natomiast, że nastąpi reakcja na obecność tych okrętów.
ND, em, PAP