W środę wieczorem w Monachium prawie 500 słuchaczy, polityków i zwolenników SPD oraz 140 przedstawicieli mediów przysłuchiwało się przemówieniu 68-letniego Muenteferinga.
Było to pierwsze publiczne wystąpienie polityka, od kiedy w listopadzie zeszłego roku złożył on urzędy wicekanclerza i ministra pracy w związku z ciężką chorobą żony; chora na raka Ankepetra zmarła w lipcu obecnego roku.
Już w połowie sierpnia w SPD rozgorzała dyskusja na temat przyszłej roli Muenteferinga w ugrupowaniu.
W środę Muentefering nie nawiązał do tej dyskusji, jak również do kryzysu i wewnętrznych sporów w SPD. Włączając się w kampanię przed zaplanowanymi na koniec września wyborami parlamentarnymi w Bawarii ostro zaatakował rządzącą w tym kraju związkowym CSU.
"Kto chce być przywódcą, musi być też gotowy ponieść sztandar - mówił. - Potrzebujemy polityków, którzy dotrzymują słowa."
Zdaniem Muenteferinga szef CSU Erwin Huber oraz premier Bawarii Guenther Beckstein to "tchórze", którzy w Berlinie zgodzili się na likwidację przywilejów dla mieszkańców Niemiec, jak ryczałty na dojazdy do pracy, a podczas kampanii wyborczej ze strachu przed odpowiedzialnością obiecują ich przywrócenie.
Były wicekanclerz bronił też przyjętej jeszcze przez rząd socjaldemokraty Gerharda Schroedera Agendy 2010, czyli programu reform społecznych i ekonomicznych.
"(Agenda) to coś z czego możemy być dumni" - powiedział, czyniąc aluzję do lewego skrzydła SPD, które domaga się odejścia od programu schroederowskich reform.
Muentefering zaatakował również postkomunistyczną Lewicę, która zyskuje poparcie kosztem socjaldemokratów. "Obiecują niebo na ziemi" - mówił.
Czwartkowe media komentują, że socjaldemokraci powitali w Monachium Muenteferinga jak "mesjasza". Oceniają, że polityk może być "kompasem" dla zdezorientowanego ugrupowania i pogodzić lewe i umiarkowane skrzydło spierające się m.in. o możliwość współpracy z Lewicą w zachodnich landach Niemiec; niebawem nieformalna koalicja SPD, Zielonych i Lewicy może powstać w Hesji.
Jednocześnie rośnie presja na obecnego szefa SPD Kurta Becka. Jest on obwiniany o spadek poparcia dla partii, której notowania balansują na granicy 20-21 procent.
W środę dziennik "Bild" napisał, że już w niedzielę na zamkniętym posiedzeniu kierownictwa SPD może zapaść decyzja, iż to nie Beck a szef niemieckiej dyplomacji Frank-Walter Steinmeier będzie kandydatem na kanclerza w przyszłorocznych wyborach. W czwartek szef frakcji parlamentarnej SPD Peter Struck zdementował jednak te doniesienia.
pap, em