W czwartek ugodą zakończył się proces karny o zniesławienie, jaki SLD wytoczył Kaczmarkowi. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa umorzył postępowanie po wycofaniu przez SLD prywatnego aktu oskarżenia. SLD wycofa też pozew wobec Kaczmarka za jego słowa.
Sądowi złożono w czwartek tekst ugody z przeprosinami Kaczmarka. Przyznał w nich, że jako szef MSWiA w maju 2007 r., wprowadzony w błąd (nie ujawnił przez kogo), użył w wywiadzie radiowym nieuzasadnionych słów, że "są politycy z SLD, którzy mają swoje konta za granicą, co wcale nie znaczy, że są to zwykłe konta prawne, tylko są to konta, na których są dziwne przepływy finansowe (...) i są to prawdopodobnie pieniądze pochodzące ze źródeł przestępczych".
"Nie było moją intencją naruszenie dobrego imienia polityków należących do SLD. Za zaistniałą sytuację przepraszam wszystkich, których ta wypowiedź dotknęła" - głosi tekst przeprosin. Ich tekst ma być wkrótce opublikowany w "Gazecie Wyborczej".
Pytany czy kont nie było, Kaczmarek powiedział w sądzie dziennikarzom, że "nie było jego intencją naruszenie dobrego imienia SLD i tylko w takim zakresie należy ugodę traktować". "Taką ugodę wypracowaliśmy i nie chcę do tego wracać" - dodał. Przyznał, że "nie do końca znał" akta śledztwa wobec lobbysty Marka Dochnala, które - jak podkreślił - ciągle trwa.
Kaczmarek oświadczył, że ugodę dedykuje "innym politykom, którzy przegrywają procesy i którzy nie mają zamiaru przepraszać, bo to wyraz pewnej odwagi cywilnej". Zaprzeczył, by zawarł ugodę, obawiając się przegrania procesu, choć przyznał, że zawsze trzeba się z tym liczyć.
"Usłyszeliśmy, że te zarzuty były nieuzasadnione i otrzymaliśmy satysfakcję, bo mój klient został przeproszony" - powiedział pełnomocnik SLD mec. Jacek Dubois. "Naszym celem nie była zemsta, tylko wyjaśnienie stanu faktycznego" - dodał.
Kaczmarek został oskarżony przez SLD o zniesławienie ugrupowania wypowiedzią, że widział listę polityków SLD, którzy mają konta w Szwajcarii, ze środkami pochodzącymi prawdopodobnie z przestępstw. Za zniesławienie w mediach grozi do dwóch lat więzienia.
W procesie, który ruszył w marcu, Kaczmarek nie przyznał się do winy i powiedział, że nie wycofuje się ze swych słów. Zeznawał, że jako prokurator krajowy "miał okazję zetknąć się z częścią materiału dowodowego" sprawy Dochnala, w której - jak dodał - "stosowano technikę operacyjną" oraz miał okazję słuchać referatów prokuratorów prowadzących śledztwo. Dodał, że prasa pisała, powołując się na zeznania Dochnala, że konta mieli mieć Jacek Piechota i Wiesław Kaczmarek. Zeznał, że wyjechał z prokuratorami do Szwajcarii. Przed sądem zeznawali m.in. ci prokuratorzy.
Gdy w 2007 r. Kaczmarek wypowiedział swe słowa, nie podał żadnych nazwisk. Ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro odmówił wtedy potwierdzenia, że Szwajcaria zgodziła się przekazać listę tych kont - jak podawały media. Katowicka prokuratura, która zwróciła się o pomoc prawną do Szwajcarii, podała, że nie prowadzi osobnego śledztwa co do kont polityków.
SLD wytoczył też Kaczmarkowi oddzielny proces cywilny, żądając przeprosin i wpłaty 15 tys. zł na rzecz PCK. On też będzie wkrótce umorzony.
Kaczmarka odwołano w sierpniu 2007 r. z MSWiA, bo "znalazł się w kręgu podejrzenia" w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. Zatrzymano go, razem z b. szefem policji Konradem Kornatowskim i ówczesnym szefem PZU Jaromirem Netzlem. Ma zarzut zatajenia spotkania z Ryszardem Krauzem w hotelu Marriott i utrudniania śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA - za co grozi do pięciu lat więzienia. Sąd uznał potem jego zatrzymanie za "bezzasadne i nieprawidłowe". Kaczmarek mówi, że nie był źródłem przecieku; nie ujawnia jednak, czemu ukrywał spotkanie z Krauzem.pap, em