Oskarżenia Polski o to, że jest piątą kolumną Ameryki na Starym Kontynencie, wreszcie się potwierdzają
Ranking polityków: Amerykanie górą!
Mało tego, okazuje się, że Polacy deklarujący przywiązanie do europejskiego modelu państwa socjalnego chcieliby, żeby rządzili nimi ludzie, którzy wolą liberalny model amerykański. Pierwszych czterech polityków w rankingu "Wprost" - Aleksander Kwaśniewski, Andrzej Olechowski, Lech Kaczyński i Leszek Miller - to mniej lub bardziej zdeklarowani zwolennicy Ameryki (do tego jeszcze Maciej Płażyński - 10. miejsce - i Donald Tusk - 11. miejsce). Wygląda na to, że nasi politycy zostali nagrodzeni za sympatię dla lepszego, amerykańskiego modelu rozwoju. Politycy proamerykańscy wygrywają z europejskimi etatystami oraz zwolennikami swojskości, czyli autarkii, trzeciej drogi bądź orientacji na Wschód.
Biurokratyczny skansen Europa
W ostatnim czasie ukazało się co najmniej kilka esejów i studiów, w tym głośny artykuł Roberta Kagana w "Policy Review", wieszczących nieuchronny rozwód Europy i Ameryki spowodowany szybko pogłębiającymi się różnicami interesów gospodarczych, militarnych, politycznych, a nawet kulturowych. Po prostu Europa staje się biurokratycznym skansenem, niezdolnym do podejmowania decyzji. O amerykańsko-europejskim rozwodzie już kilka lat temu mówił prof. Lester Thurow, ekonomista i politolog z Harvardu: "Problemem Europy jest nieumiejętność dostosowania się do nowych sytuacji". Socjolog i politolog Francis Fukuyama stwierdził: "Jeśli próbujemy definiować kraje Unii Europejskiej, to okazuje się, że jest to region socjaldemokratyczny, bardzo odległy od amerykańskiego modelu kapitalizmu". Kropkę nad i postawił nieżyjący już noblista Octavio Paz: "Religia, moralność i polityka są w Stanach Zjednoczonych nierozłączne. Oto wielka różnica między liberalizmem europejskim - prawie zawsze świeckim, antyklerykalnym - a amerykańskim".
Amerykańskie efekty kontra europejskie metody
Można by się cieszyć z wyróżnienia przez Polaków proamerykańskich polityków, gdyby jednocześnie w innych badaniach (CBOS, OBOP) trzy czwarte Polaków nie deklarowało przywiązania do państwa opiekuńczego. Na razie popieranie proamerykańskich polityków to raczej przejaw ciężkiej schizofrenii społeczeństwa niż lepszy wybór. Polacy widzą, że amerykański model jest co najmniej efektywniejszy, ale boją się zmian i odpowiedzialności. Nie przez przypadek Polacy bardzo lubią Amerykanów (77 proc. naszych rodaków deklaruje sympatię dla tego narodu). Podziwiają wszak ich dążenie do sukcesu i pracowitość. Kiedy są w Ameryce, wielu próbuje się zachowywać tak samo, ale w Polsce postępują inaczej. To samo dotyczy, niestety, polskich polityków. Chyba tylko Andrzej Olechowski jest od lat zwolennikiem amerykanizacji Polski i Europy: odetatyzowania państwa, likwidacji socjalnego garbu, liberalizacji gospodarki i uproszczenia podatków. Inni chcieliby osiągać amerykańskie efekty, stosując europejskie metody.
Po niedawnej wizycie Aleksandra Kwaśniewskiego w Stanach Zjednoczonych można stwierdzić, że podziela on amerykański punkt widzenia w kwestiach militarnych i geopolitycznych, ale już nie w gospodarce. Wszak to Kwaśniewski zawetował podatkowy pakiet Leszka Balcerowicza, który odrobinę zbliżał nas do amerykańskich rozwiązań. To Kwaśniewski zawetował także nowelizację kodeksu karnego, zaostrzającą kary na wzór amerykańskich rozwiązań. Lech Kaczyński jest zwolennikiem amerykańskiego modelu prawa - surowego (łącznie z przywróceniem kary śmierci), ale efektywnego i "świętego" - jednocześnie jednak jego poglądy na gospodarkę tkwią głęboko w europejskiej koncepcji państwa socjalnego. Podobnie jest z Leszkiem Millerem, który ujmuje Amerykanów gotowością do wspólnych działań na rzecz bezpieczeństwa i poparciem dla amerykańskiej polityki w NATO, ale nie metodami zarządzania gospodarką i finansami państwa, które proponuje - przy poparciu premiera - Grzegorz Kołodko.
Europejczycy kontra swojacy
Z proamerykańską czwórką przegrywa dwóch typowych polityków europejskich - Marek Borowski i Grzegorz Kołodko. Obaj zmieściliby się w każdej europejskiej socjaldemokracji, choćby dzięki przywiązaniu do mitu, że w Europie nie można się rozwijać wedle modelu innego niż państwo socjalne. Do grupy "europejskiej" należą też Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Pol i Krzysztof Janik. Nie przypadkiem "prawdziwi" Europejczycy w rankingu "Wprost" to prawie wyłącznie socjaliści z SLD i UP. Przecież naprawdę konserwatywne rządy na Starym Kontynencie (we Włoszech i Hiszpanii) chcą uciec jak najdalej od socjalnego modelu państwa, tyle że nie jest łatwo odebrać ludziom to, czym rządzący socjaliści przez dziesięciolecia ich karmili.
Na pocieszenie warto dodać, że więcej Polaków stawia na polityków proeuropejskich niż na zwolenników rodzimego grajdołu czy trzeciej drogi (Kalinowski, Lepper, Jurczyk, Macierewicz). Oznacza to, że mamy jeszcze instynkt samozachowawczy. Gdyby traktować poważnie sympatie wyborców, okazałoby się, że wielu Polaków chce, by rządzili nimi zwolennicy innego państwa niż to, w którym większość wolałaby żyć.
Egzamin z europejskości
Czy nasi "amerykańscy" i "europejscy" politycy mieliby szansę zaistnieć w krajach, na które z sympatią zerkają. "Amerykanie" mieliby pewne szanse, ale nasi "Europejczycy" nie mieliby łatwo. Borowski i Kołodko proponują mniej więcej to, co doprowadziło do klęski francuskich socjalistów. Poza tym w karierze na Zachodzie zaszkodziłby im wybujały narcyzm oraz wyniosłość wobec prostych ludzi (ta ostatnia cecha dotyczy także Cimoszewicza).
Największe szanse za granicą, na przykład w Rosji, mieliby rodzimi zwolennicy trzeciej drogi i bliższych więzi ze Wschodem. Andrzej Lepper nie bardzo się różni od Władimira Żyrinowskiego, a Antoni Macierewicz od Wiktora Ałksnisa. To pokazuje, że nasi "Amerykanie" i "Europejczycy" muszą jeszcze nad sobą pracować, a swojacy już osiągnęli standardy, do których się odnoszą. Na szczęście większość Polaków nie uważa tych standardów za swoje.
Mało tego, okazuje się, że Polacy deklarujący przywiązanie do europejskiego modelu państwa socjalnego chcieliby, żeby rządzili nimi ludzie, którzy wolą liberalny model amerykański. Pierwszych czterech polityków w rankingu "Wprost" - Aleksander Kwaśniewski, Andrzej Olechowski, Lech Kaczyński i Leszek Miller - to mniej lub bardziej zdeklarowani zwolennicy Ameryki (do tego jeszcze Maciej Płażyński - 10. miejsce - i Donald Tusk - 11. miejsce). Wygląda na to, że nasi politycy zostali nagrodzeni za sympatię dla lepszego, amerykańskiego modelu rozwoju. Politycy proamerykańscy wygrywają z europejskimi etatystami oraz zwolennikami swojskości, czyli autarkii, trzeciej drogi bądź orientacji na Wschód.
Biurokratyczny skansen Europa
W ostatnim czasie ukazało się co najmniej kilka esejów i studiów, w tym głośny artykuł Roberta Kagana w "Policy Review", wieszczących nieuchronny rozwód Europy i Ameryki spowodowany szybko pogłębiającymi się różnicami interesów gospodarczych, militarnych, politycznych, a nawet kulturowych. Po prostu Europa staje się biurokratycznym skansenem, niezdolnym do podejmowania decyzji. O amerykańsko-europejskim rozwodzie już kilka lat temu mówił prof. Lester Thurow, ekonomista i politolog z Harvardu: "Problemem Europy jest nieumiejętność dostosowania się do nowych sytuacji". Socjolog i politolog Francis Fukuyama stwierdził: "Jeśli próbujemy definiować kraje Unii Europejskiej, to okazuje się, że jest to region socjaldemokratyczny, bardzo odległy od amerykańskiego modelu kapitalizmu". Kropkę nad i postawił nieżyjący już noblista Octavio Paz: "Religia, moralność i polityka są w Stanach Zjednoczonych nierozłączne. Oto wielka różnica między liberalizmem europejskim - prawie zawsze świeckim, antyklerykalnym - a amerykańskim".
Amerykańskie efekty kontra europejskie metody
Można by się cieszyć z wyróżnienia przez Polaków proamerykańskich polityków, gdyby jednocześnie w innych badaniach (CBOS, OBOP) trzy czwarte Polaków nie deklarowało przywiązania do państwa opiekuńczego. Na razie popieranie proamerykańskich polityków to raczej przejaw ciężkiej schizofrenii społeczeństwa niż lepszy wybór. Polacy widzą, że amerykański model jest co najmniej efektywniejszy, ale boją się zmian i odpowiedzialności. Nie przez przypadek Polacy bardzo lubią Amerykanów (77 proc. naszych rodaków deklaruje sympatię dla tego narodu). Podziwiają wszak ich dążenie do sukcesu i pracowitość. Kiedy są w Ameryce, wielu próbuje się zachowywać tak samo, ale w Polsce postępują inaczej. To samo dotyczy, niestety, polskich polityków. Chyba tylko Andrzej Olechowski jest od lat zwolennikiem amerykanizacji Polski i Europy: odetatyzowania państwa, likwidacji socjalnego garbu, liberalizacji gospodarki i uproszczenia podatków. Inni chcieliby osiągać amerykańskie efekty, stosując europejskie metody.
Po niedawnej wizycie Aleksandra Kwaśniewskiego w Stanach Zjednoczonych można stwierdzić, że podziela on amerykański punkt widzenia w kwestiach militarnych i geopolitycznych, ale już nie w gospodarce. Wszak to Kwaśniewski zawetował podatkowy pakiet Leszka Balcerowicza, który odrobinę zbliżał nas do amerykańskich rozwiązań. To Kwaśniewski zawetował także nowelizację kodeksu karnego, zaostrzającą kary na wzór amerykańskich rozwiązań. Lech Kaczyński jest zwolennikiem amerykańskiego modelu prawa - surowego (łącznie z przywróceniem kary śmierci), ale efektywnego i "świętego" - jednocześnie jednak jego poglądy na gospodarkę tkwią głęboko w europejskiej koncepcji państwa socjalnego. Podobnie jest z Leszkiem Millerem, który ujmuje Amerykanów gotowością do wspólnych działań na rzecz bezpieczeństwa i poparciem dla amerykańskiej polityki w NATO, ale nie metodami zarządzania gospodarką i finansami państwa, które proponuje - przy poparciu premiera - Grzegorz Kołodko.
Europejczycy kontra swojacy
Z proamerykańską czwórką przegrywa dwóch typowych polityków europejskich - Marek Borowski i Grzegorz Kołodko. Obaj zmieściliby się w każdej europejskiej socjaldemokracji, choćby dzięki przywiązaniu do mitu, że w Europie nie można się rozwijać wedle modelu innego niż państwo socjalne. Do grupy "europejskiej" należą też Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Pol i Krzysztof Janik. Nie przypadkiem "prawdziwi" Europejczycy w rankingu "Wprost" to prawie wyłącznie socjaliści z SLD i UP. Przecież naprawdę konserwatywne rządy na Starym Kontynencie (we Włoszech i Hiszpanii) chcą uciec jak najdalej od socjalnego modelu państwa, tyle że nie jest łatwo odebrać ludziom to, czym rządzący socjaliści przez dziesięciolecia ich karmili.
Na pocieszenie warto dodać, że więcej Polaków stawia na polityków proeuropejskich niż na zwolenników rodzimego grajdołu czy trzeciej drogi (Kalinowski, Lepper, Jurczyk, Macierewicz). Oznacza to, że mamy jeszcze instynkt samozachowawczy. Gdyby traktować poważnie sympatie wyborców, okazałoby się, że wielu Polaków chce, by rządzili nimi zwolennicy innego państwa niż to, w którym większość wolałaby żyć.
Egzamin z europejskości
Czy nasi "amerykańscy" i "europejscy" politycy mieliby szansę zaistnieć w krajach, na które z sympatią zerkają. "Amerykanie" mieliby pewne szanse, ale nasi "Europejczycy" nie mieliby łatwo. Borowski i Kołodko proponują mniej więcej to, co doprowadziło do klęski francuskich socjalistów. Poza tym w karierze na Zachodzie zaszkodziłby im wybujały narcyzm oraz wyniosłość wobec prostych ludzi (ta ostatnia cecha dotyczy także Cimoszewicza).
Największe szanse za granicą, na przykład w Rosji, mieliby rodzimi zwolennicy trzeciej drogi i bliższych więzi ze Wschodem. Andrzej Lepper nie bardzo się różni od Władimira Żyrinowskiego, a Antoni Macierewicz od Wiktora Ałksnisa. To pokazuje, że nasi "Amerykanie" i "Europejczycy" muszą jeszcze nad sobą pracować, a swojacy już osiągnęli standardy, do których się odnoszą. Na szczęście większość Polaków nie uważa tych standardów za swoje.
Więcej możesz przeczytać w 36/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.