Chamenei - po raz drugi na przestrzeni mniej niż miesiąca - udzielił poparcia prezydentowi i rządowi, nad którym zawisła groźba sankcji ze strony Zachodu w związku z jądrowym programem Teheranu. Teheran konsekwentnie odmawia wstrzymania wzbogacania uranu, twierdząc, że ma on służyć do celów cywilnych. Zachód obawia się, że proces ten Iran prowadzi po to, by wyprodukować broń jądrową.
Zwracając się do wiernych podczas piątkowych modłów w kazaniu transmitowanym przez państwowe media, Chamenei nie wymienił prezydenta z nazwiska, ostrzegał jednak przed destrukcyjną i niesprawiedliwą krytyką rządu Ahmadineżada.
Przestrzegł, że podziały opinii publicznej w Iranie mogą być wykorzystane przez tych, "którzy sprzeciwiają się systemowi Republiki Islamskiej".
"Jeśli ktoś ma plany na przyszłość (...) niech to powie. Jeśli zna rozwiązanie istniejących problemów, takich jak problem wysokich cen i inflacji, niech to powie. Rujnowanie urzędników i rządu nie leży w interesie Iranu" - mówił.
Chamenei, który ma ostatnie słowo we wszystkich sprawach państwowych, poprzednio chwalił Ahmadineżada zwłaszcza za jego stanowisko w kwestii jądrowej. Prezydent w czwartek powtórzył, że Iran będzie kontynuować wzbogacanie uranu, i bagatelizował groźbę sankcji.
Ahmadineżad, który - jak się oczekuje - będzie ubiegać się o kolejną czteroletnią kadencję, zbiera przed wyborami ostrą krytykę, zwłaszcza w związku z rosnącymi cenami.
"Martwi mnie nie to, że coś się mówi i że kogoś się krytykuje (...) martwi mnie szerzące się w społeczeństwie niesprawiedliwe podejście - powiedział Chamenei. - Nie kieruję tego do żadnej konkretnej osoby, ugrupowania czy partii, mówię to do wszystkich". Zaznaczył, że destrukcyjność nie musi być wynikiem konfrontacji.
Okazane przez Chameneiego wsparcie może mieć wpływ na lojalistów, jak ochotnicza milicja Basidż, której liczebność ocenia się na 12 mln - uważają analitycy. Iran ma 70 mln mieszkańców.
Chamenei powiedział też, że najlepiej, by pomysły, jak rozwiązywać kwestie ekonomiczne, takie jak inflacja, omawiali w swoim gronie eksperci.
Inflacja w Iranie wzrosła z 11 procent, kiedy w 2005 roku Ahmadineżad obejmował urząd prezydenta, do 27 procent. Ekonomiści kładą ją na karb rozrzutnego wydawania dochodów z ropy. Najbardziej z powodu inflacji cierpią biedni, ale analitycy dodają, że właśnie w biednych prowincjach wydatki rządowe są najbardziej zauważalne, tak więc Ahmadineżad nadal ma tam swoich zwolenników.
Chamenei pod koniec sierpnia powiedział Ahmadineżadowi, by "pracował, jakby miał zostać na swoim stanowisku przez pięć lat", a nie tylko przez rok do końca kadencji. Co do inflacji, Chamenei prosił rząd, by ograniczył podwyżki cen.
Ostatnio burzę w Iranie wywołały słowa bliskiego sojusznika Ahmadineżada, jednego z wiceprezydentów Esfandjara Rahima Moszaiego. Moszai w połowie lipca oznajmił, że Iran jest "przyjacielem izraelskiego ludu". Izrael jest zaprzysięgłym wrogiem Iranu. W czwartek Ahmadineżad dementował, jakoby Moszai deklarował przyjaźń ze strony Iranu wobec ludu izraelskiego.
Bez wymieniania nazwiska Moszaiego Chamenei również odniósł się do jego wypowiedzi, uznając ją za niesłuszną i dodając, że sprawa ta powinna zostać zakończona. "Ktoś robi uwagi o ludzie, który żyje w Izraelu. To oczywiście błędna uwaga - powiedział. - Sprawa ta powinna zostać zakończona".
pap, keb