Zauważył, że po wprowadzeniu euro zawsze rosną ceny, bez względu na kurs euro. "Jest to wykorzystywane do podnoszenia cen. Były już doświadczenia wielu krajów i wszędzie było tak samo, wszędzie ceny wzrosły" - mówił.
"Jeżeli ostatnich kilka lat przyniosło pewną poprawę, choć nie wszyscy ją odczuli, to ta poprawa może zostać cofnięta poprzez wprowadzenie euro. I dlatego jesteśmy przeciw i dlatego jednocześnie możemy łatwo stosunkowo wyjaśniać to, czym kierują się ludzie rządzący dzisiaj Polską" - dodał.
Przypomniał też, że chcąc wprowadzić w Polsce euro w ciągu najbliższych lat konieczne jest ograniczenie wydatków budżetowych, choć - jak zaznaczył - nie są one bardzo wysokie, ale takie ograniczenia nakazują wymogi dotyczące wprowadzenia euro. Tymczasem - jak mówił - w Polsce "trzeba wyraźnie - nie o 5 czy 10 proc. (...) - ale o kilkadziesiąt procent podnieść płace w całej sferze publicznej". "Dotyczy to łącznie 2 mln pracowników" - dodał.
Zauważył także, że wprowadzenie euro pociągnie za sobą konieczność rozstrzygnięcia dylematu, jaki ma być jego kurs. Wyjaśniał, że jeżeli euro będzie drogie, to stracą na tym Polacy, jeżeli zaś euro będzie tanie, to straci eksport, czyli potężna dziedzina polskiej gospodarki.
Podkreślił jednocześnie, że euro musi kiedyś zostać wprowadzone, bo takie są zobowiązania unijne, ale może to być np. za kilkanaście lat, kiedy Polska będzie na to gotowa.
Jarosław Kaczyński gościł w czwartek na Podkarpaciu. Wcześniej był w Przemyślu, gdzie spotkał się z samorządowcami i wziął udział w posiedzeniu zarządu okręgowego PiS.
ab, pap