Prokuratura zarzuca Jerzemu J. wyprowadzenie prawie 31 mln zł z kierowanej przez niego firmy Energobudowa, "wypranie" ok. 14 mln zł i uszczuplenia podatkowe. Na ławie oskarżonych zasiada łącznie dziewięć osób.
Według prokuratury, Jerzy J. jako prezes Energobudowy doprowadził do wystawienia faktur stwierdzających nieprawdę, co do usług konsultingowych świadczonych przez Biuro Obsługi Inwestycji S.C. w Gdyni i firmę J.B. Consulting w odniesieniu do różnych inwestycji spółki. Dwaj właściciele tych firm doradczych, w tym b. PRL-owski cenzor Janusz B., odpowiadają jako główni oskarżeni za udział w aferze Stella Maris w odrębnym procesie.
Krauze w czasie zarzucanych Jerzemu J. przestępstw był przewodniczącym rady nadzorczej Energobudowy.
"Z racji moich licznych obowiązków jako szefa Prokom Investments (Energobudowa była jedną ze spółek kapitałowych Prokom Investments) w pracach nadzorczych Energobudowy brali jednak udział moi współpracownicy, min. Zbigniew Okoński. Do moich zadań należało tylko pilnowanie, aby rada nadzorcza tej firmy zbierała się regularnie" - zeznał przed sądem jeden z najbogatszych Polaków.
Krauze podkreślił, że gdy dowiedział się z prasy o aferze Stella Maris i kontraktach Energobudowy z firmami konsultingowymi, zlecił wewnętrzną kontrolę w firmie. "Wyniki kontroli potwierdziły doniesienia medialne i zapadła wówczas decyzja, aby przekazać je prokuraturze" - wyjaśnił.
Krauze dodał, że Jerzy J. tłumaczył mu wówczas, że umowy ze spółkami Biuro Obsługi Inwestycji S.C. oraz J.B. Consulting były ważne i niezbędne dla Energobudowy.
"Ani od członków rady nadzorczej Energobudowy, ani z audytu przeprowadzonego przez jedną z największych firm na świecie w tej branży, nie miałem informacji, że działalność oskarżonego Jerzego J. mogła być niezgodna z prawem" - zaznaczył Krauze.
Krauze pytany o Janusza B. powiedział, że zna go od lat 90. "Poznałem go przy okazji organizacji turnieju tenisowego w Sopocie (jego głównym sponsorem była firma Krauzego), Janusz B. był wówczas związany z Sopockim Klubem Tenisowym" - wyjaśnił.
Biznesmen był też pytany o kontakty z b. kapelanem metropolity abp. Tadeusza Gocłowskiego, ks. Zbigniewem B., głównym oskarżonym w aferze Stella Maris. "Widziałem go tylko raz na jakimś meczu koszykówki" - powiedział.
W związku z aferą w wydawnictwie Stella Maris oskarżono już 40 osób. Przed gdańskim sądem toczy się kilka procesów w związku z tą sprawą.
Według prokuratury przestępstwo polegało na tym, że firmy konsultingowe J.B. i K.K. zawierały z różnymi spółkami kontrakty na doradztwo (jedną z nich była Energobudowa), których wykonanie powierzali z kolei wydawnictwu Stella Maris. W rzeczywistości usługi te były całkowicie fikcyjne i zlecenia nigdy nie zostały wykonane.
Pieniądze ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi B. i K., przelewane były najpierw na konta ich firm, a później, po odjęciu kilku procent, do Stella Maris. Wydawnictwo pobierało kolejne kilka procent prowizji i na końcu większość pieniędzy wracała do osób zarządzających spółkami.
Stella Maris, działając jako podmiot gospodarczy w ramach archidiecezji gdańskiej, była zwolniona z podatku dochodowego od osób prawnych w części przeznaczonej na cele statutowe Kościoła. Transfery pieniędzy miały miejsce w latach 1997-2001.
ND, PAP