Z życia koalicji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kolejną dyscyplinę sportu wprowadził do swych prawyborów SLD. Zblazowanym bydgoskim działaczom znudził się już banalny boks i dla urozmaicenia poszli w zapasy. W walce o miejsce na liście kandydatów na radnych brał udział miejscowy dżolero Andrzej Narolewski oraz lokalna piękność Zuzanna Dziża. Dżolero twierdzi, że wziął po pysku, a piękność wymachuje obdukcją, na której jak byk: siniaki i zadrapania. Dziwne, ale nikt nie chce się przyznać, że zwyciężył.

Znacznie łagodniej przebiegała dyskusja między Jarosławem Kalinowskim (PSL) i Jackiem Piechotą (SLD). Chodziło o jakichś Węgrów, którzy mieliby Polakom sprzedawać pszenicę i inne takie, czego chce Piechota, a nie chce Kalinowski. I choć Kalinowski chłop jak ta lala, to nawet Piechocie nie dosunął za to, że tamten podstępem tę umowę machnął. Piechota z kolei jest nie bijący, bo były harcerz.

Pieski żywot wiedzie pies Michała Tobera. Co z tego, że służbową lancią z kierowcą podróżuje (psom teraz też przysługują), kiedy całe dnie bez pana?! Siedzi biedaczysko u rodziców rzecznika rządu i tęskni. Nie dalej jak w ostatni poniedziałek rządowa lancia z kierowcą i Toberem odbierała go o 22.37. Może by mu choć przyznać dodatek za rozłąkę?

Haruje nie tylko rzecznik, ale i ministrowie. Do późna w nocy trwają nasiadówy nad budżetem w kancelarii premiera. A po nich taki zmarnowany wiceminister finansów Wiesław Ciesielski z SLD (rzeszowski poręczyciel aferzystów i specjalista od specyficznych ubezpieczeń) musi wracać do hotelu sejmowego. Sami widzieliśmy. I tam, po nocach, smaruje felietony do "Faktów i Mitów" (takiej gadzinówki specjalizującej się w dokopywaniu papieżowi). Co za poświęcenie! I pomyśleć, że nikt tego od niego nie żąda, że nikomu taki Ciesielski nie jest potrzebny, że nikt by jego zniknięcia nie zauważył!

W Warszawie pojawiły się plakaty reklamujące SLD-owskiego kandydata na prezydenta miasta. "Marek Balicki. Kto to jest!!!" - głosi napis. W tym wypadku powinno raczej być: "Marek Balicki. O Jezu, co myśmy zrobili!!!".

A, jest już werdykt jury w sprawie bydgoskich zapasów. Miejscowy SLD uznał, że wygrała jednak Dziża (podobno to dla niej nie pierwszyzna facetowi przylać). Ale zamiast kobiecinę przesunąć o miejsce wyżej, to ją z listy wylali. Hańba!

Jak się okazuje, SLD masowo kobiety dyskryminuje. A te wypłakują się w rękaw "Gazecie Wyborczej". Oho, już wiemy, że minister Izabeli Jarudze-Nowackiej nie spodoba się ta notka, to dalej nie brniemy. Jeszcze naśle na nas Dziżę.

Pani minister! Pani Izabelo! Pani Izo kochana! Jest! Mamy przykład, że w SLD-UP dyskryminują też facetów. Na warszawskiej Pradze Unia Pracy chciała wystawić Marka Maldisa (niegdyś wyjątkowo nudny dziennikarz telewizyjny), ale jest weto. Bo zgodnie z parytetem powinna być kobieta. A Maldisa nie da się nijak przerobić?

Łapiński się nie stawia i to się mediom nie podoba. Chodzi o to, że minister zdrowia jeszcze jako zwykły dyrektor szpitala i działacz SLD trafił pewną panią w auto i się po angielsku oddalił. I kobieta go po sądach ciągała, a raczej usiłowała ciągać, bo się minister nie stawiał, a obrońca immunitetem Łapińskiego wywijał, i tak to było. Ostatecznie sąd podliczył ministra na 600 złotych, plus stówa za koszty postępowania. Szanowna Pani Powódko, to była małostkowość. Łapiński tak się wtedy spieszył, bo ratować służbę zdrowia leciał.

Powszechnie znana jest miłość Leszka Millera do jedynej wnuczki. I w ogóle do dzieci. I troska o edukację też jest znana. Na razie premier zatroszczył się o edukację wnuczki i posłał ją do prywatnej szkoły za marne kilka tysięcy czesnego miesięcznie. I czego się dziwić, Miller najlepiej wie, że skoro ministrem edukacji jest Łybacka, to szkoda dzieci na te jej szkoły.

Monika Olejnik nie ustaje w dręczeniu ministra sprawiedliwości w sprawie naszych informacji o tym, jak Rywin chciał "Gazecie Wyborczej" pomóc i z Millerem ich skontaktować. Grzegorz Kurczuk obiecał, że się sprawą zajmie, ale my ciągle na wolności, więc go pani Monika jeszcze raz spytała. - Trudno mi na podstawie jednego, bardzo ogólnego artykułu wdrażać całą machinę prokuratorską, choć temat wydaje się bardzo ciekawy - uznał minister. Hmm, nam się wydaje, że skoro wszystko było po nazwiskach opisane, to nie był to za "bardzo ogólny artykuł", ale co tam. Teraz najbardziej boimy się, że to na nas "wdrożą machinę prokuratorską". Czy to bardzo boli?
Więcej możesz przeczytać w 39/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.