Przewiduje to ugoda, zawarta w piątek przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie w procesie wytoczonym b. asystentce b. szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza przez naczelnego "GW".
W 2006 r. Jarucka przegrała proces wytoczony jej przez Michnika za słowa wypowiedziane w 2005 r., gdy zeznawała przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen. Mocą tamtego wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, oprócz przeprosin w "GW" i "Rzeczpospolitej", Jarucka miała wpłacić Zakładowi dla Niewidomych w Laskach 1000 zł (co już uczyniła).
Jarucka złożyła apelację od reszty wyroku. W piątek przed SA zawarła ugodę, na mocy której ogłosi na swój koszt stosowne przeprosiny w "GW" i zwróci Michnikowi koszty procesu, a on zrezygnuje z domagania się przeprosin także w "Rz".
Wydając wyrok w I instancji, sędzia Joanna Piwowarun-Kołakowska mówiła, że Jarucka nie wykazała by coś usprawiedliwiało taką treść jej zeznań przed komisją śledczą. Sędzia zaznaczyła, że świadomie dla podważenia wiarygodności Michnika użyła ona słów "grupa trzymająca władzę", które od czasu afery Rywina mają negatywne znaczenie.
Od początku 2007 r. trwa proces karny Jaruckiej, w którym odpowiada m.in. za posługiwanie się podrobionym dokumentem, w którym Cimoszewicz miał ją rzekomo upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego.
O 38-letniej dziś Jaruckiej zrobiło się głośno, gdy w sierpniu 2005 r. oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że Cimoszewicz jako szef MSZ miał ją w 2002 r. upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. Na prośbę Cimoszewicza miała ona wtedy usunąć z jego pierwotnego oświadczenia informacje o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen.
Cimoszewicz zaprzeczył, a prokuratura oskarżyła Jarucką o posłużenie się przed komisją sfałszowanym dokumentem, fałszywe zeznania przed nią i o ukrywanie akt MSZ. Motywem kobiety miała być chęć zemsty, bo bez skutku zwracała się do szefa MSZ o załatwienie placówki dyplomatycznej we Włoszech. Grozi jej do 5 lat więzienia. Nie przyznaje się do zarzutów. Mówi, że nie działała na niczyje zlecenie i że nie było jej celem "obciążanie kogokolwiek, ani branie udziału w kampanii prezydenckiej".
Wywołała jednak zamieszanie na scenie politycznej. We wrześniu 2005 r. Cimoszewicz zrezygnował z kandydowania na prezydenta RP. "Zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek" - oświadczył wtedy.
pap, keb