Premier poinformował jednocześnie na wtorkowej konferencji prasowej, że stanowisko rządu, z którym na piątkowy szczyt pojedzie prezydent Lech Kaczyński, powstanie po powrocie ministra Jacka Rostowskiego ze spotkania szefów resortów finansów UE i po środowym szczycie Grupy Wyszehradzkiej w Warszawie.
Tusk mówił, że chce "ustalić jeszcze pewne szczegóły z partnerami z Grupy Wyszehradzkiej" i przede wszystkim zaczekać na powrót do kraju Rostowskiego.
Jak podkreślił, na wtorkowym spotkaniu ministrowie finansów UE "przygotowują szansę na wspólne stanowisko całej Rady Europejskiej w odniesieniu do sytuacji kryzysu finansowego".
Tusk zapewnił, że strona rządowa chce przygotować możliwie szczegółowe stanowisko na szczyt UE i "z najlepszą wolą" poinformować o nim prezydenta. Jak dodał, rząd oddaje także "do dyspozycji" Lecha Kaczyńskiego "wiedzę i zaangażowanie" ministra Rostowskiego. "Czy to przyniesie pożądany efekt? Zobaczymy" - dodał premier.
"Szybkie euro, dwa - jak najszybsza ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego" - powiedział Tusk zapytany co będzie zawierało polskie stanowisko na szczyt UE.
Szef rządu zastrzegł, że postulatów dotyczących euro i Traktatu Lizbońskiego nie należy traktować jako "złośliwości" wobec prezydenta, choć przyznał, że zdaje sobie sprawę, że Lech Kaczyński ma w tych sprawach odmienne zdanie.
"Ale z punktu widzenia rządu, a także parlamentu (...) jak najszybsza, większa integracja całej Unii Europejskiej to także lepszy sposób na zdobycie lepszych, szybciej działających sposobów w warunkach kryzysu finansowego" - podkreślił Tusk.
Dodał jednak, że "jest w stanie" wyobrazić sobie, że prezydent Kaczyński podczas szczytu UE wygłosi swoje własne zdanie, a nie stanowisko rządu. "Jestem w stanie sobie wyobrazić taką sytuację, chociaż jej nie akceptuję" - podkreślił Tusk.
Jego zdaniem, ostatni unijny szczyt w październiku "pokazał, iż możliwości wpływania (na prezydenta) są ograniczone", bo - jak zauważył premier - "przecież rząd nie zastosuje jakiś nadzwyczajnych środków dyscyplinujących, bo ich nie ma". "Możemy tylko liczyć na elementarną odpowiedzialność i ja na tą odpowiedzialność liczę" - zaznaczył Tusk.
Według premiera, zadaniem rządu jest "unikanie sytuacji, które mogą być kompromitujące dla Polski". "I dlatego podjąłem decyzję niełatwą i na pewno obarczoną pewnym ryzykiem, tzn. w składzie delegacji jest pan prezydent i on będzie reprezentował nasze stanowisko" - powiedział Tusk.
Szef rządu dodał, że chciał "za wszelką cenę uniknąć tego, co było przedmiotem tak dramatycznych komentarzy, nie tylko tu w Polsce" w czasie ostatniego szczytu UE w Brukseli. W październikowym szczycie UE wzięli udział i prezydent i premier.
Zapytany, co będzie jeśli Lech Kaczyński zaprezentuje w piątek inne niż rządowe stanowisko, Tusk odparł, że to pytanie jest dla niego "za trudne".
Obecny na konferencji po posiedzeniu rządu minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski powiedział, że nie jest "entuzjastą" tego, że na posiedzenia Rady Europejskiej, czy nieformalne spotkania jeździ prezydent, który - jak mówił - za takie kwestie jak sprawy finansowe nie odpowiada przed wyborcami i parlamentem.
"Ale skoro już pan prezydent zdecydował się jechać, to apeluję jeszcze raz, by uzgadniał swoje stanowisko" - podkreślił Sikorski.
Premier powiedział, że gdyby miał nadać tytuł rządowemu stanowisku na piątkowy szczyt UE, byłoby to: "Więcej Europy".
"To oznacza, powinno oznaczać, z punktu widzenia takich krajów jak Polska starania nad szybkim przystąpieniem do strefy euro, tak szybkim jak to tylko możliwe, aby w dającej się przewidzieć przyszłości Polska była lepiej zabezpieczona przed skutkami kryzysu i żeby miała większy wpływ na to, jak Europa zachowuje się w czasie kryzysu" - tłumaczył szef rządu.
Według premiera, "dzisiaj mamy do wynegocjowania takie stanowisko, które uniemożliwi tworzenie grupy państw ważniejszych i narzucających rozwiązania finansowe i ekonomiczne z tego tytułu, że są uczestnikami strefy euro".
"Najlepszym sposobem, z punktu widzenia polskich interesów narodowych jest przyjęcie tego naszego, ambitnego programu szybkiego, jak najszybszego wejścia do strefy euro" - uważa Tusk.
Zaznaczył też, że najbardziej dotknięte skutkami kryzysu finansowego kraje, to "bez wyjątku państwa europejskie spoza strefy euro, choćby Islandia czy Węgry".ND, ab, PAP