Barackowi Obamie do zaprzysiężenia zostało 75 dni. W tym czasie, mimo że formalnie nie jest jeszcze prezydentem, będzie w oczach świata odgrywał zdecydowanie większą rolę niż odchodzący George W. Bush. Rozpoczynający się właśnie okres przejściowy w amerykańskiej polityce w dużej mierze zdecyduje, czy rządy pierwszego czarnoskórego gospodarza Białego Domu okażą się sukcesem.
Najwięcej zależeć będzie od ludzi, jakimi otoczy się Obama. Za najważniejszą postać w nowej administracji uznaje się Rahma Emanuela, który zgodził się objąć stanowisko szefa kancelarii prezydenckiej w Białym Domu. Obecny kongresmen z Illinois jest długoletnim przyjacielem Obamy i ma duże szanse zostać w jego gabinecie szarą eminencją. Co dla nas ważne, Emanuel kreuje się na wielkiego przyjaciela Polski i Polaków. Powtarzał, że jego idolem jest Lech Wałęsa i angażował się w sprawię zniesienia wiz. Trudno jednak określić, czy wynika to z jego autentycznych przekonań, czy walki o głosy Polonusów w Chicago.
Najszybciej, bo w ciągu kilku najbliższych dni, ma zostać podane do publicznej wiadomości nazwisko nowego sekretarza skarbu. Ma to uspokoić społeczeństwo amerykańskie, które oczekuje od administracji Obamy przede wszystkim uzdrowienia gospodarki. Najpoważniejszymi kandydatami są Lawrence Summers, który pełnił już tę funkcję za czasów Clintona, oraz Timothy Geithner, dyrektor nowojorskiego Banku Rezerwy. Obaj mają doświadczenie pozwalające na podjęcie walki z kryzysem finansowym natychmiast po opuszczeniu urzędu przez Paulsona.
Departament Pracy przypadnie zapewne byłym kongresmenom kojarzonym ze związkami zawodowymi: Richardowi Gephardtowi bądź Davidowi Boniorowi. Sekretarzem oświaty może zostać gubernator Kansas, Kathleen Sebelius. Na stanowisku szefa Departamentu Zdrowia wymienia się Toma Daschle’a, byłego lidera demokratycznej większości w Senacie. Do kierowania Departamentem Stanu przymierzany jest natomiast Bill Richardson, gubernator Nowego Meksyku i były ambasador przy Narodach Zjednoczonych. Innymi kandydatami są Richard Holbrooke, jeden z najbardziej prominentnych dyplomatów w administracji Clintona, oraz John Kerry. Kandydat na prezydenta sprzed czterech lat ma doświadczenie w zyskane dzięki pracy w odpowiedniej senackiej komisji, a jego liberalna wizja stosunków międzynarodowych odpowiada „nowemu otwarciu" amerykańskiej polityki zagranicznej promowanemu przez Obamę.
"Twarzą" nowej administracji zostanie zapewne Al Gore, który w roli globalnego ambasadora do spraw zmian klimatycznych zajmie się tym, co lubi najbardziej. Obama będzie też zwracał uwagę na wywołujące odpowiednie skojarzenia nazwiska. Toteż jedno ze stanowisk w Białym Domu ma objąć Robert F. Kennedy junior, działacz ekologiczny i syn tragicznie zmarłego brata prezydenta. Krążą plotki o tym, że w administracji nowego prezydenta znaleźć się może nawet Oprah Winfrey, na razie w niesprecyzowanej roli.
Zgodnie z tradycją, parę urzędów przypadnie politykom z Partii Republikańskiej, co ma symbolizować jedność narodu. W odróżnieniu od lat wcześniejszych, stanowiska objęte przez Republikanów mogą należeć do jednych z kluczowych. Możliwe, że przewodniczącym Departamentu Obrony przynajmniej na pewien czas pozostanie Robert Gates. Obecny szef Pentagonu nie jest kojarzony ze znienawidzonym kręgiem neokonserwatystów i może rozwiać obawy o brak doświadczenia nowej administracji w kwestii bezpieczeństwa narodowego. Kolejnym kandydatem na to stanowisko jest Chuck Hagel, były senator z Nebraski, którego sprzeciw wobec wojny w Iraku pozbawił możliwości ubiegania się o reelekcję. Na czele amerykańskiej dyplomacji może po raz kolejny stanąć Colin Powell. Jeśli emerytowany generał nie przyjmie propozycji, kolejnym rozważanym Republikaninem jest Richard Lugar, przewodniczący senackiej komisji do spraw zagranicznych, z którym Obama współpracował w zwalczaniu proliferacji broni masowego rażenia. Bardziej egzotyczną, choć wciąż możliwą kandydaturą jest Arnold Schwarzenegger jako przyszły przewodniczący Departamentu Energii. Gubernator Kalifornii utrzymuje dobre kontakty z Demokratami dzięki powiązaniom rodzinnym, a ponadto podziela przekonania Obamy na temat źródeł alternatywnych.
Nadchodzące tygodnie będą również dla przyszłego prezydenta okazją do pokazania się światu. Jeszcze przed wyborami, kandydat Demokratów został zaproszony przez Busha do uczestnictwa w szczycie ekonomicznym, poświęconym walce z kryzysem finansowym. 15 listopada będzie miał okazję spotkać się z przywódcami państw grupy G-8, jak również z wysłannikami innych gospodarczych gigantów: Chin, Indii, Korei Południowej czy Brazylii. Kolejną okazją do zaprezentowania się może być… Poznań. Odbywająca się tam w pierwszej połowie grudnia konferencja klimatyczna ONZ stanowiłaby dla prezydenta-elekta dobrą sposobność do ogłoszenia zerwania z opartą na ropie polityką energetyczną Busha i skierowania amerykańskiej gospodarki w stronę energii odnawialnej. Oczywiście bardziej prawdopodobnym jest, że na konferencji pojawi się tylko Al Gore, ale perspektywa wizyty przyszłego prezydenta nad Wartą jest bardzo ekscytująca.
Najszybciej, bo w ciągu kilku najbliższych dni, ma zostać podane do publicznej wiadomości nazwisko nowego sekretarza skarbu. Ma to uspokoić społeczeństwo amerykańskie, które oczekuje od administracji Obamy przede wszystkim uzdrowienia gospodarki. Najpoważniejszymi kandydatami są Lawrence Summers, który pełnił już tę funkcję za czasów Clintona, oraz Timothy Geithner, dyrektor nowojorskiego Banku Rezerwy. Obaj mają doświadczenie pozwalające na podjęcie walki z kryzysem finansowym natychmiast po opuszczeniu urzędu przez Paulsona.
Departament Pracy przypadnie zapewne byłym kongresmenom kojarzonym ze związkami zawodowymi: Richardowi Gephardtowi bądź Davidowi Boniorowi. Sekretarzem oświaty może zostać gubernator Kansas, Kathleen Sebelius. Na stanowisku szefa Departamentu Zdrowia wymienia się Toma Daschle’a, byłego lidera demokratycznej większości w Senacie. Do kierowania Departamentem Stanu przymierzany jest natomiast Bill Richardson, gubernator Nowego Meksyku i były ambasador przy Narodach Zjednoczonych. Innymi kandydatami są Richard Holbrooke, jeden z najbardziej prominentnych dyplomatów w administracji Clintona, oraz John Kerry. Kandydat na prezydenta sprzed czterech lat ma doświadczenie w zyskane dzięki pracy w odpowiedniej senackiej komisji, a jego liberalna wizja stosunków międzynarodowych odpowiada „nowemu otwarciu" amerykańskiej polityki zagranicznej promowanemu przez Obamę.
"Twarzą" nowej administracji zostanie zapewne Al Gore, który w roli globalnego ambasadora do spraw zmian klimatycznych zajmie się tym, co lubi najbardziej. Obama będzie też zwracał uwagę na wywołujące odpowiednie skojarzenia nazwiska. Toteż jedno ze stanowisk w Białym Domu ma objąć Robert F. Kennedy junior, działacz ekologiczny i syn tragicznie zmarłego brata prezydenta. Krążą plotki o tym, że w administracji nowego prezydenta znaleźć się może nawet Oprah Winfrey, na razie w niesprecyzowanej roli.
Zgodnie z tradycją, parę urzędów przypadnie politykom z Partii Republikańskiej, co ma symbolizować jedność narodu. W odróżnieniu od lat wcześniejszych, stanowiska objęte przez Republikanów mogą należeć do jednych z kluczowych. Możliwe, że przewodniczącym Departamentu Obrony przynajmniej na pewien czas pozostanie Robert Gates. Obecny szef Pentagonu nie jest kojarzony ze znienawidzonym kręgiem neokonserwatystów i może rozwiać obawy o brak doświadczenia nowej administracji w kwestii bezpieczeństwa narodowego. Kolejnym kandydatem na to stanowisko jest Chuck Hagel, były senator z Nebraski, którego sprzeciw wobec wojny w Iraku pozbawił możliwości ubiegania się o reelekcję. Na czele amerykańskiej dyplomacji może po raz kolejny stanąć Colin Powell. Jeśli emerytowany generał nie przyjmie propozycji, kolejnym rozważanym Republikaninem jest Richard Lugar, przewodniczący senackiej komisji do spraw zagranicznych, z którym Obama współpracował w zwalczaniu proliferacji broni masowego rażenia. Bardziej egzotyczną, choć wciąż możliwą kandydaturą jest Arnold Schwarzenegger jako przyszły przewodniczący Departamentu Energii. Gubernator Kalifornii utrzymuje dobre kontakty z Demokratami dzięki powiązaniom rodzinnym, a ponadto podziela przekonania Obamy na temat źródeł alternatywnych.
Nadchodzące tygodnie będą również dla przyszłego prezydenta okazją do pokazania się światu. Jeszcze przed wyborami, kandydat Demokratów został zaproszony przez Busha do uczestnictwa w szczycie ekonomicznym, poświęconym walce z kryzysem finansowym. 15 listopada będzie miał okazję spotkać się z przywódcami państw grupy G-8, jak również z wysłannikami innych gospodarczych gigantów: Chin, Indii, Korei Południowej czy Brazylii. Kolejną okazją do zaprezentowania się może być… Poznań. Odbywająca się tam w pierwszej połowie grudnia konferencja klimatyczna ONZ stanowiłaby dla prezydenta-elekta dobrą sposobność do ogłoszenia zerwania z opartą na ropie polityką energetyczną Busha i skierowania amerykańskiej gospodarki w stronę energii odnawialnej. Oczywiście bardziej prawdopodobnym jest, że na konferencji pojawi się tylko Al Gore, ale perspektywa wizyty przyszłego prezydenta nad Wartą jest bardzo ekscytująca.