Jako pierwsi awans do finału wywalczyli w sobotę Kanadyjczyk Daniel Nestor i Serb Nenad Zimonjic (nr 2.), którzy pokonali 6:1, 6:3 Pablo Cuevasa z Ekwadoru i Luisa Hornę z Peru (8.).
Już w drugim gemie półfinału Matkowski znalazł się w opałach, bowiem przy jego serwisie doszło do równowagi i konieczne okazało się rozegranie mistrzowskiej piłki. Wygrali ją Polacy, a w kolejnych gemach zdobywanie własnych podań przychodziło obydwu parom już dużo łatwiej.
Kłopoty zaczęły się dopiero w ósmym gemie, przy 3:4, gdy przy serwisie Fyrstenberga zrobiło się 30:40. Pierwszego "break pointa" wybronił Matkowski kończącym wolejem po ostrym crossie, a przy decydującym punkcie piłka po returnie Boba Bryana wylądowała na aucie.
Przy stanie 4:5, polscy tenisiści nie wykorzystali prowadzenia 40:15, a przy mistrzowskim punkcie return Mike'a Bryana odegrany prosto w nogi biegnącego po serwisie do siatki Matkowskiego pozwolił Amerykanom wygrać partię po 37 minutach gry, przy pierwszym setbolu.
Była to czwarta szansa Amerykanów w meczu na przełamanie, ale pierwsza wykorzystana.
Obiecująco rozpoczął się drugi set, bowiem przy podaniu Boba Bryana Polacy mieli do dyspozycji "break pointa", ale nie udało im się doprowadzić do przełamania. Później oba deble zdobywały swoje serwisy bez straty punktu lub do 15 i wydawało się, że dojdzie do tie-breaka.
Jednak również tym razem kryzys przyszedł w dziesiątym gemie, ponownie przy podaniu Matkowskiego, który popełnił w nim dwa podwójne błędy. Przy pierwszym meczbolu, gdy na tablicy widniał wynik 30:40, wolej z forhendu Fyrstenberga wylądował na aucie i w ten sposób Amerykanie odnieśli zwycięstwo po godzinie i dziewięciu minutach walki.
Polacy odnotowali w meczu cztery asy i dwa podwójne błędy serwisowe (Bryanowie pięć asów), ale mieli fatalną skuteczność pierwszego podania na poziomie 44 procent, przy 83 proc po stronie rywali.
Właśnie to w decydujących momentach meczu było ważne, a szczególnie zawiódł pierwszy serwis Matkowskiego, który potrafi uderzać piłkę z prędkością przekraczającą 230 km/h. Również drugie podanie nie było zbyt pewne w jego wykonaniu i często stawało się łatwym łupem dobrze returnujących rywali.
Obie pary składają się z leworęcznego (Mariusz i Bob) i praworęcznego zawodnika (Marcin i Mike), grają ze sobą stale, a także mają podobny styl gry, który jest mieszanką gry przy siatce i z głębi kortu, podczas gdy większość czołowych debli świata przyjmuje bardziej agresywną strategię i za wszelka cenę dąży do zdobywania punktów z woleja.
W sobotę jednak Polacy częściej atakowali, spychając na koniec kortu bardziej utytułowanych rywali. Dobrze spisywali się też przy siatce, choć woleje nie są najmocniejszą ich stroną.
Jeszcze do niedawna bracia Bryanowie byli jedynym deblem ze światowej czołówki, z którym Polacy nie zdołali wygrać, ale to się zmieniło przed dwoma tygodniami, gdy Mariusz i Marcin pokonali ich w super tie-breaku 10:5 w meczu drugiej rundy turnieju Masters Series w paryskiej hali Bercy.
W prestiżowym Masters Cup Fyrstenberg i Matkowski wystąpili po raz drugi, a poprzednio do grona ośmiu najlepszych debli sezonu zakwalifikowali się w 2006 roku, jednak wówczas, również w Szanghaju, przegrali wszystkie trzy mecze w grupie.
Tym razem odnieśli w pierwszej fazie dwa zwycięstwa: nad Czechem Lukasem Dlouhym i Leanderem Paesem z Indii (nr 6.) oraz nad Szwedem Jonasem Bjoerkmanem i Kevinem Ullyettem z Zimbabwe (4.). Był to ostatni mecz Bjoerkmana, który w ten sposób zakończył 17- letnią karierę.
Drugi występ w Szanghaju dał Polakom 40 punktów do klasyfikacji najlepszych par ATP "Doubles Race" oraz po 200 pkt do indywidualnego rankingu deblistów ATP "Entry Doubles". Poza tym zarobili 80 tysięcy dolarów do podziału.
ab, pap