Nie wykluczył, by o akcji dowiedział się od rzecznika Samoobrony Mateusza Piskorskiego, który - jak zeznawał przed komisją we wtorek Janusz Kaczmarek - mógł to wiedzieć od liderów LPR.
Lepper, b. wicepremier i minister rolnictwa w rządzie PiS, stawił się w Sali Kolumnowej Sejmu z pełnomocnikiem - mec. Violettą Małgorzatą Gut. Zeznania składał prawie sześć godzin.
Lider Samoobrony stracił rządowe stanowisko w lipcu zeszłego roku, gdy ówczesny premier Jarosław Kaczyński uznał go za "osobę w kręgu podejrzeń" w związku tzw. aferą gruntową. Chodzi o operację CBA kontrolowanego wręczenia łapówki dwóm osobom oskarżonym dziś o powoływanie się na wpływy w ministerstwie rolnictwa. Oferowali oni podstawionemu agentowi CBA odrolnienie ziemi na Mazurach.
Operacja zakończyła się nie tak, jak planowało CBA, bo - jak przyjęła prokuratura - Lepper został uprzedzony o akcji i odwołał spotkania. Na trwającym procesie ws. afery gruntowej zeznając jako świadek Lepper powiedział, że o prowokacji ostrzegł go anonimowy mężczyzna, zaś cała akcja miała na celu wyeliminowanie go z polityki i przejęcie przez J. Kaczyńskiego Samoobrony.
Przed komisją śledczą Lepper powtórzył, że w jego opinii akcja CBA od początku była nielegalna, bo prawo nie pozwalało wtedy służbom specjalnym fałszować oficjalnych dokumentów, ani nawet zmieniać tożsamości agentów.
Lepper ocenił też, że afera, która miała służyć pozbyciu się go z polityki i przejęciu wpływów w Samoobronie, była zemstą Jarosława Kaczyńskiego za sprawę taśm Renaty Beger (która nagrała swe rozmowy z ministrem Adamem Lipińskim o swym rzekomym przejściu do PiS).
"Z tego co wiem, wersja, że to Lech Woszczerowicz poinformował mnie o sprawie akcji CBA ws. afery gruntowej po spotkaniu z Ryszardem Krauze, jest absolutnie nieprawdziwa" - oświadczył Lepper.
Podtrzymał, co mówił w prokuraturze i na procesie oskarżonych ws. afery gruntowej, że o grożącym mu niebezpieczeństwie poinformował go anonimowy mężczyzna, który - jak mu się wydawało - pochodził z kręgów służb specjalnych.
Z zeznań Leppera przed komisją ds. nacisków wynika, że 6 lipca 2007 r. rano (gdy miała wybuchnąć afera gruntowa) w ministerstwie rolnictwa spotkał się m.in. z posłami Samoobrony Januszem Maksymiukiem, Januszem Wójcikiem, a dopiero później z Woszczerowiczem, który dzień wcześniej późnym wieczorem spotkał się w hotelu Marriott z Ryszardem Krauze.
"Nieprawda, jakoby Woszczerowicz już o 6 rano czekał na mnie przed resortem" - podkreślił Lepper. "Nie było możliwości takiego przecieku" - zaznaczył. Dodał, że był informowany "dużo wcześniej o zagrożeniach ze strony PiS" i że "PiS przygotowuje jakąś akcję".
Według Leppera, oskarżony dziś w aferze gruntowej Piotr Ryba po zatrzymaniu przez CBA miał propozycje, że wyjdzie, jak złoży zeznania obciążające jego, Maksymiuka, Jerzego Szmajdzińskiego i Grzegorza Schetynę.
Lepper zeznał także, że nie zna drugiego oskarżonego Andrzeja K., a tymczasem to właśnie z nim kontaktował się agent CBA Andrzej Sosnowski. "Sidła na Samoobronę zakładano wyrafinowanie" - ocenił Lepper.
Twierdził on, że "po Sejmie krążyła informacja", iż premier Jarosław Kaczyński "Andrzejowi Lepperowi tego nie wybaczy" i "doprowadzi do końca Andrzeja Leppera". Jak podkreślił, w sprawie nie uczestniczył "cały PiS", ale "ludzie, którzy byli wtajemniczeni". Pytany przez Arkadiusza Mularczyka wymieniał: premier Kaczyński, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, wicepremier Przemysław Gosiewski, szef CBA Mariusz Kamiński.
Zdaniem Leppera pierwsze działania ws. afery gruntowej zaczęły się już w grudniu 2006 r., gdy w gabinecie ministra Lipińskiego spotkali się "panowie z Wrocławia" (Lipiński też pochodzi z tego miasta).
Mieli tam być przedstawiciele firm Dialog i ATM. Lepper przypomniał, że i Ryba, i K. pracowali właśnie w należącej do Skarbu Państwa spółce Dialog i "to nie z rekomendacji Samoobrony".
To w tym czasie - jak mówił Lepper - agent CBA Andrzej Sosnowski miał się dowiedzieć, że K. twierdzi, iż jest w stanie załatwić odrolnienie dowolnych gruntów w Polsce. "Trzeba wyjaśnić skąd Sosnowski zna się z panem K. - człowiekiem służb, o którym wiadomo, że był szkolony w Kiejkutach" - dodał Lepper.
Złożył komisji dwa pisma. Jak powiedział, ma z nich wynikać, że był objęty kontrolą operacyjną od początku afery gruntowej, a nie dopiero na późniejszym etapie działań w tej sprawie - jak twierdzili Ziobro i Kamiński, według których dopiero w maju-czerwcu pojawiły się informacje o możliwym zaangażowaniu Leppera w proceder. W środę Lepper pokazywał dokument z logo CBA, z którego wynika, że już w kwietniu szef Biura polecił podsłuchiwanie Leppera przy pomocy specjalnego bezzałogowego samolotu.
Jeden dokument z grudnia 2006 - jak poinformował szef komisji Andrzej Czuma (PO) - pochodzi od Zbigniewa Stonogi i zaadresowany jest do premiera z kopiami do Kancelarii Prezydenta, prokuratora generalnego, samego Leppera i ówczesnego ministra-koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna.
Stonoga był doradcą Leppera jeszcze w 2006 r. Zgłaszał się wtedy do prokuratury twierdząc, że ma istotne i kluczowe informacje dla śledztwa w sprawie Grupy Trzymającej Władzę, na którą powoływał się Lew Rywin, gdy rozmawiał z szefową Agory Wandą Rapaczyńską i naczelnym "Gazety Wyborczej" Adamem Michnikiem. Media ujawniły, że Stonoga jest skazany za wyłudzenia i fałszerstwa.
Wiele razy było tak, że przychodził do mnie człowiek i trzeba było mu pomóc - mówił Lepper pytany, jak przebiegało załatwianie sprawy odrolnienia ziemi pod Mrągowem. Były minister dodał, że zawsze podkreślał, by sprawy załatwiać zgodnie z przepisami.
Lepper potwierdził, że już po akcji CBA b. wicepremier Roman Giertych przekazał mu słowa premiera Kaczyńskiego: "Lepper uciekł nam spod gilotyny". Prokuratura do dziś nie przedstawiła Lepperowi zarzutu uczestnictwa w korupcyjnym procederze.
Prokuratura badając, czy był przeciek z akcji CBA, sprawdzała okoliczności rozmowy Leppera z Ziobrą. Lider Samoobrony mówił nawet, że to Ziobro poinformował go o działaniach Biura. "Uznałem to za dobrą rzecz, gdy konstytucyjny minister, którym byłem, jest o czymś takim informowany" - dodał. Ziobro zaprzeczał, by ostrzegał Leppera i zaprezentował nagranie na dyktafonie, o którym mówił, że to "polityczny gwóźdź do trumny Andrzeja Leppera". Lepper zauważył, że gdy był przesłuchiwany w tej sprawie w prokuraturze i przesłuchiwany był też Ziobro, minister nie mówił nic, że ma takie nagranie.
"Ile miał pan telefonów komórkowych?" - pytał Leppera Mularczyk. "Prywatny, partyjny, z kancelarii premiera, z ministerstwa rolnictwa i piąty, na karty pre-paid" - wyliczał Lepper. "Po co tyle telefonów?" - pytał poseł. "Widocznie były potrzebne, ale to nie ma związku ze sprawą" - brzmiała odpowiedź. "Właśnie ma, to pokazuje, czy jest pan osobą wiarygodną, czy nie ma pan nic do ukrycia. Był pan wicepremierem rządu" - ripostował poseł PiS. "W różnych sprawach rozmawiałem z różnymi ludźmi. Zapewniam pana, że takie techniki operacyjne, takie podsłuchy, jakie wobec mnie stosowano, samolot bezzałogowy, to żadnymi telefonami obejść się nie da" - odparł na to Lepper.
Zaprzeczył, by o akcji dowiedział się za pośrednictwem Krauzego (którego, jak przyznał, zna) nie krył zdziwienia, gdy Czuma spytał, czy o operacji nie uprzedził go ojciec Tadeusz Rydzyk lub abp Sławoj Leszek Głódź. O możliwości, że Lepper znał sprawę z tych kręgów, mówili w prokuraturze b. poseł Janusz Wójcik i b. szef gabinetu politycznego Leppera Maciej Jabłoński.
Na posiedzeniu tajnym - według Czumy - "nie ustalono niczego nowego" i w większości powtórzono wątki z części jawnej komisji. Zgodził się z nim Mularczyk, który ocenił, że posiedzenie niejawne "w ogóle nie było potrzebne".
ab, pap, keb, ND