Zapewnił, że MON nie wycofa się z planu zawieszenia poboru z końcem bieżącego roku, a do końca 2010 roku profesjonalizacja armii zostanie przeprowadzona. "Odkładając profesjonalizację tracimy czas i środki. Na zwłokę nie możemy sobie pozwolić. Zapewniam, że 1 stycznia 2011 roku będzie ona w pełni zawodowa, na nic zdadzą się utyskiwania malkontentów" - oświadczył.
Klich przypomniał, że przejście na zawodowe wojsko to polityka realizowana już od lat przez kolejne rządy i dodał, że do przyspieszenia tego procesu skłoniły doświadczenia z misji ekspedycyjnych, zwłaszcza w Iraku. "Na potrzeby misji, ale i dla obrony terytorium armia musi być zawodowa. Takiego przekonania nabrali nawet ci, którzy byli przekonani do starego modelu, jak pan prezydent, który stał się zwolennikiem profesjonalizacji" - powiedział szef MON.
"Jeszcze nie tak dawno dyskutowano, jak rozwijać w Polsce obronę terytorialną, dziś nie ma wątpliwości, że armia musi być zawodowa" - zauważył przewodniczący sejmowej komisji obrony Janusz Zemke (Lewica).
Klich podkreślił że niedawne doświadczenia Gruzji wskazują, że "powinniśmy mieć siły, by nie dać się zastraszyć i żeby wzmocnić nasz wkład do NATO". "Musimy mieć zwiększone zdolności do samodzielnego działania" - zaznaczył.
Wyraził przekonanie, że Polska nie potrzebuje 150-tysięcznej armii - i takiej liczebności nie miała ona także za poprzedniego rządu - ale nie może to też być mniej niż 120 tysięcy, bo byłoby to "rozmontowywanie armii". "Z tymi, którzy uważają, że wystarczy 80-90 tysięcy - jak jeden z koryfeuszy tego poglądu, gen. Stanisław Koziej, musiałem się rozstać" - powiedział.
Zdaniem byłego wiceministra obrony, obecnie dyrektora w międzynarodowej firmie doradczej Andrzeja Karkoszki, dyskusje o konkretnych liczbach nie mają sensu bez odniesienia do potrzeb i możliwości budżetowych. "Pozwólmy władzy najpierw policzyć te wszystkie elementy" - apelował. Zdaniem wydawcy miesięcznika "Raport" Wojciecha Łuczaka liczebność armii to "kolejny fetysz".
Dyrektor departamentu transformacji MON Lech Kościuk zaznaczył, że efektywność uzawodowionej armii będzie zależała od nowoczesnej techniki, która jest kosztowna. Zemke uznał, że wojsko jest w o tyle korzystnej sytuacji, że udział budżetu obronnego w PKB jest zagwarantowany ustawowo. Dodał jednak, że sam MON nie udźwignie ciężaru wszystkich wydatków na modernizację obrony powietrznej i marynarki oraz na zakup śmigłowców, dlatego pożądane byłyby rządowe programy podobne do programu samolotu wielozadaniowego F- 16.
pap, keb