Gruzja: strzały w pobliżu kolumny prezydentów

Gruzja: strzały w pobliżu kolumny prezydentów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. AF PAP Źródło: PAP
Kolumna samochodów, którą jechali z lotniska w Tbilisi prezydenci Polski i Gruzji, została zatrzymana przed punktem kontrolnym na terenie Gruzji. Padły strzały. Nie jest jasne, kto strzelał i czy w kierunku samochodów, czy w powietrze. Tbilisi oskarża o incydent stronę rosyjską.
Konwój prezydencki znalazł się na spornym terytorium w miejscowości Alchagori, która zgodnie z postanowieniami planu pokojowego powinna być w rękach gruzińskich.

Prezydent Kaczyński zgodnie z programem miał wizytować osiedle przygraniczne, ale w trakcie podróży plany się zmieniły i kolumna prezydencka skręciła w stronę punktu kontrolnego. Na jej czele na skutek sugestii gruzińskiej dyplomacji - jak twierdzi radio RMF FM - jechał bus z dziennikarzami, co stanowiło niezwykłą w takich okolicznościach praktyką. - Podjechaliśmy do miejsca, w którym Rosjan, zgodnie z planem prezydenta Sarkozy'ego, być nie powinno - powiedział później polskim dziennikarzom prezydent Lech Kaczyński. "Usłyszeliśmy serię z broni maszynowej, co było jakieś 30 metrów ode mnie".

Prezydent, pytany dlaczego konwój pojechał w stronę Osetii, odpowiedział: "Żebym zobaczył, że Rosjanie są w miejscach, które nie są objęte planem (pokojowym - PAP)". "Tam być ich nie powinno" - dodał. "Uważam, że zadaniem kogoś, kto czuje się sojusznikiem Gruzji i reprezentuje państwo Unii i NATO, było zobaczyć to miejsce" - tłumaczył prezydent.

Dodał, że nie ma pewności, czy strzały padły w stronę konwoju, czy też były to strzały ostrzegawcze. Takiej pewności nie miał również prezydencki minister Michał Kamiński, który towarzyszył Lechowi Kaczyńskiemu. "Ledwo dwóch prezydentów wyszło z samochodu, poszło kilka serii" -  relacjonował. "Najpierw przyglądałem się temu, żeby zobaczyć, co się dzieje, potem podszedłem do prezydenta Saakaszwilego, poszliśmy wolnym krokiem i zmieniliśmy samochody". "Nie sądziłem, żeby było zagrożenie" - dodał.

Sakaszwili mówił polskim dziennikarzom po zdarzeniu, że jeśli ktokolwiek w Europie miał złudzenia, że Rosja zmieniła swoje postępowanie, "to niech tu przyjadą i sami zobaczą". Jak podkreślił, Lech Kaczyński "był tak odważny, że widział to na własne oczy".

L.Kaczyński pytany na konferencji prasowej dlaczego uważa, że w pobliżu konwoju, w którym się poruszał, strzelali Rosjanie powiedział, że poznał to m.in. "po okrzykach".

"Skąd ja wiem, że to byli Rosjanie? Po okrzykach, po tym, że od dawna słyszałem od pana prezydenta (Gruzji), a także z innych źródeł, że w tym miejscu są rosyjskie posterunki, że Rosjanie się z tej okolicy nie wycofali" - powiedział Lech Kaczyński.

Zaznaczył, że nie potrafi ocenić, w jaką stronę padły strzały. "Było kilka serii z broni maszynowej, prawdopodobnie w powietrze, ale nie potrafię ocenić, bo było bardzo ciemno. Byliśmy ok. 30 metrów od nich" - powiedział.

Prezydent nazwał "najdelikatniej mówiąc wysoce naiwną" sugestię "jakoby po drugiej stronie stali żołnierze, czy też uzbrojeni mężczyźni gruzińscy, po to, żeby dokonać pewnej improwizacji."

L.Kaczyński dodał, że na wyjazd pod granicę z Osetią Południową wyraził zgodę, będąc już w Gruzji. "To była improwizacja z mojego punktu widzenia, tzn. krótko mówiąc ja wyraziłem na to zgodę będąc tutaj, na miejscu w Gruzji" - zaznaczył.

"Dochodzi już do tego, że prezydent Polski znajduje się nie na granicy, tylko na terytorium zaprzyjaźnionego państwa i tam w powietrze lub nie - ja tego nie byłem w stanie dojrzeć - padają strzały, to już słyszałem, że twierdzi się, iż to był wspólny pomysł mój i pana prezydenta Saakaszwilego. Otóż oświadczam uroczyście, że tego rodzaju sugestie są mówiąc delikatnie - mijaniem się z prawdą, a mówiąc po polsku - kłamstwem" - dodał polski prezydent.

Saakaszwili zapewnił, że incydent przy granicy był z całą pewnością "zaplanowany jako prowokacja". Zapewnił, że "nigdy nie przeszłoby mu przez myśl zagrozić zdrowiu i życiu prezydenta Rzeczpospolitej".

Prezydent Gruzji nazwał "nonsensem" sugestie, jakoby chciano zagrozić życiu polskich dziennikarzy. "Nikomu nie wolno tam strzelać. Jest to linia graniczna, ale zazwyczaj nie ma tam wymiany ognia. Jeżeli było to improwizowanie, to po stronie oddziałów rosyjskich, które regularnie dokonują tego typu prowokacji" - powiedział Saakaszwili.

"Oczywiście jest to dowód, że opowiadanie, że tzw. 6-punktowy plan, został zrealizowany, nie odpowiada rzeczywistości" - powiedział prezydent na konferencji prasowej po powrocie do Tbilisi. Zaapelował do UE i NATO, by wyciągnęły z tego wnioski. "Z tego miejsca do naszych przyjaciół z Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, ale też z państw NATO, które do UE nie należą, zaapelować o uznanie tego faktu i wyciągnięcie wniosków, zanim nie będzie za późno. Dziś jeszcze za późno nie jest, ale jutro może być" - zaznaczył. "Ogień otworzono na terytorium Gruzji i to na tym terytorium, które przed sierpniem tego roku było kontrolowane przez władze w Tbilisi" - podkreślił.

"Rosyjscy okupanci stworzyli granicę w środku Gruzji. Chciałem to prezydentowi Polski pokazać, ale przyjęli nas nieprzyjaźnie. To było bardzo brutalne zachowanie, demonstracja faktu, że agresywna działalność Rosji w Gruzji trwa. Widzimy realizację umowy Rosja- Unia" - powiedział Saakaszwili na wspólnej konferencji prasowej z Lechem Kaczyńskim.

Władze w Tbilisi zaraz potem oskarżyły siły rosyjskie o oddanie strzałów do kolumny samochodów wiozących prezydentów Gruzji i Polski. Rzecznik prezydenta Saakaszwilego Nato Parcchaladze dodał jednak, że "nie jest jasne, czy strzały były wymierzone bezpośrednio w konwój czy w inny cel".

Osetia i Rosja oskarża prezydentów o prowokację
Władze Osetii Południowej początkowo zaprzeczały, byz ich strony padły jakiekolwiek strzały. Potem jednak szef KGB Osetii Południowej Boris Attojew oznajmił, że południowoosetyjscy pogranicznicy nie przepuścili na teren Osetii Południowej konwoju prezydentów Gruzji i Polski. Wg niego ok. godziny 17:40 czasu lokalnego kolumna samochodów, w której były samochody reprezentacyjne, próbowała naruszyć granicę Osetii Południowej i wjechać na teren jej rejonu leningorskiego. Gdy, jak powiedział Attojew, pogranicznicy zatrzymali konwój, powiedziano im, że to konwój prezydentów Gruzji i Polski, którzy mają zamiar przejechać do rejonu leningorskiego.Według jego wersji wydarzeń, pogranicznicy mieli objaśnić osobom towarzyszącym prezydentom, że granica między Osetią Południową a Gruzją jest zamknięta, i kolumna zawróciła w stronę Gruzji. Boris Attojew nazwał ten incydent kolejną prowokacją i oświadczył, że "na tym odcinku granicy w strefie odpowiedzialności obserwatorów międzynarodowych dostrzega się nagromadzenie sprzętu wojskowego i ludzi".

Ministerstwo Spraw Zagranicznych Rosji oświadczyło natomiast, że rosyjskie wojska w Osetii Południowej nie ostrzeliwały w tym dniu gruzińskiego terytorium, a doniesienia o incydencie nazwało prowokacją. "Z przylegającego do Gruzji terytorium Osetii Płd. żadnego ognia nie prowadzono. Tbilisi po raz kolejny przedstawia pragnienia jako rzeczywistość" - oznajmił rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Grigorij Karasin, którego cytuje agencja ITAR-TASS.

"Po napłynięciu z Gruzji informacji o jakieś strzelaninie w rejonach przylegających do Osetii Płd. zbyt śpiesznie, moim zdaniem, rozpowszechnionych przez zachodnie media -  Ministerstwo Obrony przeprowadziło dodatkową analizę sytuacji" - dodał Karasin.

"Rosyjscy żołnierze, znajdujący się na terenie bazy wojskowej w Osetii Płd., a także na posterunkach kontrolnych w tej republice, żadnego ognia, a tym bardziej w stronę gruzińskiego terytorium, nie otwierali" - głosi oświadczenie wydane w niedzielę wieczorem przez resort obrony Rosji. Również Ministerstwo Obrony Rosji oznajmiło, że doniesienia na ten temat "nie są niczym więcej jak prowokacją".

Natomiast źródło w rosyjskich służbach specjalnych informacje o ostrzelaniu z terytorium Osetii Południowej kolumny samochodowej z prezydentami Gruzji i Polski nazwało "niezgrabną prowokacją" ze strony gruzińskiej. "Strona gruzińska niezgrabnie przygotowała się do tej prowokacji" - oświadczył cytowany przez agencję RIA-Nowosti przedstawiciel służb specjalnych Rosji i dodał: "Saakaszwili się powtarza".

Anonimowy oficer rosyjskich specsłużb przypomniał w tym kontekście m.in. sierpniowy incydent z udziałem prezydenta Gruzji w Gori. "Ten pan uciekał przed rzekomym atakiem z powietrza, a jego ochroniarze i dziennikarze nie mogli pojąć, co dzieje się z prezydentem" - powiedziało źródło.

Według reprezentanta rosyjskich służb specjalnych, "można już było przywyknąć do źle obmyślanych prowokacji ze strony oficjalnego Tbilisi, choć z czasem mogą tam wymyślić coś nowego".

Agencja Reuters twierdzi, że strzelały południowoosetyjskie siły bezpieczeństwa i to one oddały ostrzegawcze strzały w powietrze.

Ostrożnie z oceną
Strona polska bada incydent. Wypowiedzi szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysława Stasiaka są ostrożne. oznajmił on, że zanim Polska w jakikolwiek sposób zareaguje na incydent, musi dowiedzieć się, co się właściwie stało. Również rzecznik MSZ Piotr Paszkowski, który kontaktował się z wiceministrem Andrzejem Kremerem, który był w jednym z samochodów kolumny prezydentów w Gruzji, mówi, że  "wiceminister wie tylko tyle, że gdy dojeżdżali już do osiedla, 40 km na północ od stolicy Gruzji Tbilisi, kilka kilometrów od granicy z Osetią Południową, w oddali usłyszeli trzy serie wystrzałów".
Równie ostrożna jest przewodnicząca w tym półroczu Francja. Francuskie przewodnictwo w UE nie komentuje niedzielnego wydarzenia w Gruzji, dopóki nie ustali, co się stało -  powiedziała rzeczniczka przewodnictwa Marine de Carne. Dodała, że na miejscu sprawę bada już francuski ambasador w Gruzji. Nie wykluczyła, że francuskie przewodnictwo wyda komunikat, najpewniej w poniedziałek, jeśli do tego czasu uda się ustalić, co zaszło.

Polski prezydent przyleciał do Gruzji na uroczystości rocznicowe bezkrwawej "Rewolucji Róż", która doprowadziła do ustąpienia prezydenta Gruzji Eduarda Szewardnadzego i wyboru na to stanowisko Saakaszwilego.

Przed północą prezydent wrócił do Warszawy.

em, pap, RMF FM