Według aktu oskarżenia grupa przestępcza kierowana przez Henryka Musialskiego, zwanego śląskim "baronem" paliwowym, stworzyła mechanizm nielegalnego obrotu paliwami oraz fikcyjnego obrotu nimi i fałszowania faktur. Jej członkom zarzucono też wyłudzenia podatkowe i pranie brudnych pieniędzy.
Proces miał ruszyć ponad miesiąc temu. Do wtorku aktu oskarżenia nie udało się odczytać m.in. z powodu niestawiennictwa obrońców. Tydzień temu Musialski przyszedł do sądu pijany, za co został ukarany siedmioma dniami aresztu.
We wtorek po raz kolejny do sądu nie przyszli obrońcy Andrzeja Dolniaka. Tym razem oskarżony zgodził się na prowadzenie rozprawy pod ich nieobecność, po chwili złożył jednak wniosek o zwrotu sprawy prokuraturze, dopatrując się istotnych braków w postępowaniu.
Dolniak zarzucił śledczym m.in., że nie pozwolili mu na właściwe zapoznanie się z materiałami śledztwa po powołaniu biegłego, którego opinia była podstawą zmiany zarzutów stawianych oskarżonym. Dolniak mówił, że w konsekwencji zapoznawał się z innymi aktami niż te, które z aktem oskarżenia trafiły do sądu. Oskarżony zarzucił też prokuraturze, że ukryła jeden z dowodów. Chodzi - jak mówił - o zapis rozmowy dotyczącej Zbigniewa Ziobry i ekstradycji Edwarda Mazura.
Prokurator Skrzypek replikowała, że ten dowód nie miał nic wspólnego z zarzutami stawianymi oskarżonym, dlatego został wyłączony do odrębnego postępowania.
Sędzia Gwidon Jaworski odrzucił wniosek Dolniaka mówiąc, że zwrot do prokuratury nie jest możliwy w takim trybie, w jakim domagał się oskarżony. Odnosząc się do meritum wniosku sędzia zaznaczył, że wszelkie kwestie, o których mówi Dolniak mogą być wyjaśnione w trakcie procesu. Jeżeli tak się nie stanie, zgodnie z zasadami postępowania karnego nie dające się usunąć wątpliwości są rozstrzygane na korzyść oskarżonego.
Rozpoczęty we wtorek proces zapowiada się na jeden z najdłuższych w historii śląskiego wymiaru sprawiedliwości. W sprawie zgromadzono setki tomów akt. W kilkuletnim wielowątkowym śledztwie uczestniczyły lub pomagały m.in. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Urząd Kontroli Skarbowej oraz Generalny Inspektor Informacji Finansowej. Dzięki tym instytucjom - prócz zebrania materiału dowodowego - śledczym udało się zabezpieczyć część majątku podejrzanych, m.in. ponad 2,3 mln zł, ponad 2,5 mln dolarów, polisy, aktywa, papiery wartościowe, hipoteki oraz 55 samochodów.
"Wnieśliśmy o przesłuchanie przed sądem kilkudziesięciu świadków" - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek. Jak dodała, poza zeznaniami istotną część dowodów stanowią dokumenty i złożone w trakcie śledztwa wyjaśnienia.
W kilkuletnim wielowątkowym śledztwie uczestniczyły lub pomagały m.in. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Urząd Kontroli Skarbowej oraz Generalny Inspektor Informacji Finansowej. Dzięki tym instytucjom - prócz zebrania materiału dowodowego - śledczym udało się zabezpieczyć część majątku podejrzanych, m.in. ponad 2,3 mln zł, ponad 2,5 mln dolarów, polisy, aktywa, papiery wartościowe, hipoteki oraz 55 samochodów.
Założona przez Musialskiego w połowie lat 90. firma EM-Trans początkowo obracała paliwami zupełnie legalnie. Zmieniło się to w 1997 r. Spółka kupowała od tego czasu nieobjęte wówczas akcyzą komponenty paliw, które były mieszane, przetwarzane na gotowe paliwo i legalnie sprzedawane odbiorcom.
Od sprzedaży tego paliwa nie odprowadzano jednak akcyzy, jednocześnie między EM Transem, a siecią tzw. firm-słupów utworzonych przez Musialskiego i jego wspólników zaczęły krążyć faktury. Dokumenty potwierdzały rzekome transakcje kupna przez te firmy od EM-Transu komponentów, a potem odsprzedawania EM-Transowi paliwa. W ślad za fikcyjnymi fakturami przelewane były pieniądze - w rzeczywistości pochodzące z wyłudzonego podatku.
Do prania pochodzących z tych przestępstw pieniędzy wykorzystywano inne firmy, ich skrytki i konta bankowe - wszelkie możliwości pozwalające na ukrywanie przez pewien czas przed aparatem skarbowym i organami ścigania. Taka działalność była też możliwa dzięki współdziałaniu kilkudziesięciu osób.
Oskarżonym postawiono ponad 120 zarzutów, m.in. udziału w grupie przestępczej, wyłudzania podatków, poświadczania nieprawdy, fałszowania dokumentów i prania brudnych pieniędzy. Musialskiemu zarzucono 28 przestępstw - m.in. założenia i kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, wyłudzania VAT i akcyzy, uchylania się od ujawniania podstaw opodatkowania czy prania brudnych pieniędzy.
Zarzuty dotyczące prania pieniędzy postawiono m.in. Andrzejowi Dolniakowi, adwokatowi związanemu niegdyś z Samoobroną. Odpowiada za udział w "wypraniu" 73 mln zł z przestępstw paliwowych. Nie przyznał się w śledztwie do winy.
Na ławie oskarżonych zasiadł też znany detektyw i były poseł Samoobrony Krzysztof Rutkowski, który w maju ubr. opuścił areszt po 10 miesiącach za poręczeniem majątkowym 80 tys. zł; potem kwota ta wzrosła do 300 tys. zł. Detektyw miał m.in. uczestniczyć w praniu pieniędzy, polecając pracownikom swego biura wystawienie faktur na 2,5 mln zł za fikcyjne usługi na rzecz firmy Musialskiego. Jest też oskarżony o powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych. Nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów.
Musialskiemu miało też pomagać m.in. dwoje urzędników aparatu skarbowego, którzy - jak ustaliła prokuratura - w zamian za łapówki przymykali oko na popełniane przestępstwa. Innym oskarżonym jest szwagier byłego wojewody śląskiego, oskarżony o powoływanie się na wpływy i pomoc w praniu brudnych pieniędzy.
Główny oskarżony, Henryk Musialski, już w czasie śledztwa przyznał się do zarzutów. Zaczął współpracować z prokuraturą w czasie trwającego blisko pięć aresztowania; dziś, podobnie jak pozostali podsądni, odpowiada z wolnej stopy. Prokuratura przyznaje, że bez wyjaśnień Musialskiego nie byłoby możliwe poczynienie dużej części ustaleń, m.in. dotyczących majątku pochodzącego z przestępstw.
Także niektórzy inni spośród oskarżonych przyznali się do winy. W aktach sprawy jest kilka wniosków o dobrowolne poddanie się karze. Sąd ma je rozpoznać po odebraniu od podsądnych wyjaśnień.ND, ab, PAP