58-letni Jaskiernia wyraził satysfakcję z takiego zakończenia dziewięcioletniej "męki lustracyjnej", bo "nigdy nie był agentem". Jego lustrację wszczął w 2000 r. nieistniejący już Sąd Lustracyjny na wniosek ówczesnego Rzecznika Interesu Publicznego Bogusława Nizieńskiego.
"Wyrok jest ostateczny i zamyka całą sprawę" - mówił PAP prok. Piotr Stawowy z pionu lustracyjnego IPN (który od 2007 r. przejął funkcje RIP). W SN wnosił on o utrzymanie prawomocnego wyroku z 2007 r., stwierdzającego, że Jaskiernia zataił swe związki z wywiadem PRL z lat 70.
Wyrok trzyosobowego składu SN nie zapadł jednogłośnie. Przewodniczący składu sędzia Jarosław Matras ujawnił, że był przeciwny orzeczeniu o prawdziwości oświadczenia Jaskierni.
"Materiał dowodowy nie jest na tyle jednoznaczny, by bez obawy błędu stwierdzić, że Jaskiernia złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne" - powiedział w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Andrzej Tomczyk. "Liczba wątpliwości w całej sprawie jest zbyt duża - dodał. Według sędziego, sądy orzekające wcześniej w sprawie dopuściły się "całego szeregu uchybień".
Sędzia podkreślił, że materiały SB ze sprawy są "w znacznej części nierzetelne, bo zawierają szereg informacji nieprawdziwych lub też nie pochodzących od osoby lustrowanej". "Nie ma żadnego dokumentu, oprócz zobowiązania do zachowania w tajemnicy rozmowy z oficerem służb specjalnych PRL, sporządzonego czy podpisanego przez Jaskiernię" - mówił sędzia. Dodał, że nie ma też już żadnych możliwości uzupełnienia akt.
Tomczyk podkreślił, że dowodem podjęcia tajnej współpracy z organami bezpieczeństwa PRL nie może być "dokument wytworzony przez Jaskiernię". Chodzi o sprawozdanie, złożone władzom Uniwersytetu Jagiellońskiego przez Jaskiernię po powrocie w latach 70. ze stypendium w USA. "Ono było przedmiotem wykorzystywania przez innych ludzi, ja na to nie miałem żadnego wpływu" - zapewniał sam Jaskiernia. Dodawał, że o przebieg stypendium pytał go też urzędnik resortu nauki, który - jak się teraz okazało - zarazem był esbekiem.
Według RIP, od 1973 r. do 1975 r. Jaskiernia był typowany przez wywiad do współpracy, a w latach 1975-1980 był zarejestrowany jako jego współpracownik. Sąd ujawnił, że z akt wywiadu PRL wynika, iż przy "zakończeniu współpracy" w 1980 r. stwierdzono, że w 1973 r. Jaskiernia zgodził się na pomoc "w rozpoznaniu instytutów politologicznych w USA", ale "przekazał informacje odnośnie tylko tego, gdzie pracował"; wskazano zarazem wtedy na "nikłe możliwości udzielania pomocy" przez Jaskiernię. Oficerowie służb specjalnych nie potwierdzili w sądzie faktu współpracy Jaskierni.
Wcześniej SN trzy razy już cofał sprawę Jaskierni do sądów niższych instancji: raz po wyroku o jego "kłamstwie lustracyjnym", dwa razy - po wyroku oczyszczającym. W ostatnim z wydanych wyroków Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał we wrześniu 2007 r. wyrok Sądu Lustracyjnego o "kłamstwie lustracyjnym" Jaskierni. Jego adwokat złożył wtedy kasację do SN (po jego wyroku osoba uznana za kłamcę straciłaby prawo do pełnienia urzędów publicznych).
Jaskiernia - który w 1992 r. znalazł się na "liście Macierewicza" jako tajny współpracownik wywiadu PRL - wiele razy zaprzeczał, by był agentem. "Nigdy nie podpisałem żadnego zobowiązania do współpracy; nigdy nie wykonałem żadnego zadania" - mówił. Twierdził, że był "osobą rozpracowywaną w ramach gry służb specjalnych", a "gdyby był agentem wywiadu własnego państwa, to by się do tego przyznał".
Najgłośniejszym przypadkiem oczyszczenia przez SN osoby uznanej wcześniej prawomocnie za "kłamcę lustracyjnego" była sprawa Mariana Jurczyka, historycznego przywódcy NSZZ "S" w Szczecinie. Sąd Lustracyjny dwa razy uznał go prawomocnie za takiego kłamcę (stracił on wtedy mandat senatora). W 2002 r. SN oczyścił go, uznając, że przekazywał SB nieprzydatne informacje i m.in. dlatego nie można było go uznać za agenta w rozumieniu ustawy lustracyjnej.pap, keb