Polscy bandyci nawet na sali sądowej grożą osobom zeznającym przeciwko nim
Gangsterzy zastraszają większość świadków w procesach przeciwko zorganizowanej przestępczości
Także zza więziennego muru usiłują zastraszyć świadków i w wielu wypadkach im się to udaje. Osoby zeznające w sądach są uprowadzane, bite, oblewane żrącymi płynami, grozi się porwaniem ich dzieci, dewastuje samochody, podpala mieszkania. Zwalczanie przestępczości zorganizowanej w Polsce nie będzie możliwe, jeśli świadkowie nie zostaną objęci ochroną. W przeciwnym razie strach zamknie usta tym, którzy jawnie obciążają gangsterów swoimi zeznaniami.
Księgowa mafii
Luiza Sz., 32-letnia ekonomistka, uchodziła za księgową mafii. Dziś jest świadkiem w procesie przeciwko członkom zorganizowanej grupy przestępczej z Pomorza Zachodniego. Zapłaciła za to wysoką cenę. - Oblano mnie kwasem. Stało się to w biały dzień, w centrum Szczecina, w moim lokalu gastronomicznym - opowiada. - Mężczyzna z ulicy chlusnął płynem przez otwarte okno. Moje ubranie płonęło. Prawa strona twarzy spaliła się doszczętnie, ciało było zupełnie czarne. Kwas przez tydzień wżerał się w skórę, powodując martwicę tkanek. Przeszłam wiele przeszczepów skóry na szyi, rękach, uchu. Pozostały po nich ciemnobordowe blizny. Plecy wciąż pokrywa warstwa martwej tkanki - na przeszczep zabrakło skóry. Byłam wówczas w piątym miesiącu ciąży. Ponieważ kwas dostał się do przełyku, moje dziecko urodziło się chore.
Luiza Sz. naraziła się ściganemu międzynarodowym listem gończym Sylwestrowi O. i jego żonie Ludmile. - Sylwek i ja wychowaliśmy się w tym samym domu dziecka. Znałam wielu ludzi z gangu Oczka. Dla mnie nie był to związek przestępczy, jak to określa prokurator, lecz towarzyski. Ten układ rozbiła żona Sylwka, z którą założyłam spółkę cywilną i prowadziłam lombard. Powodem konfliktu były rozliczenia. Za to, że w sprawach finansów miałam odmienne niż ona zdanie, pobito mojego szesnastoletniego adoptowanego syna. Napadnięto mnie w domu, pięciokrotnie podpalono mój lokal gastronomiczny - opowiada Luiza Sz. W maju ubiegłego roku żonę Sylwestra O. aresztowano. - Kiedy dowiedziałam się o aresztowaniu Ludmiły, byłam przekonana, że mnie zabiją. Człowiek z półświatka ostrzegł mnie, że za zrobienie mi krzywdy można zarobić 10 tys. zł. Zabiegałam o policyjną ochronę, ale zlekceważono moją prośbę. Kilka dni później zostałam oblana kwasem.
Śledztwo w tej sprawie umorzono. Podczas pobytu Luizy w szpitalu jej dzieci i mieszkania pilnowali policjanci z pionu do walki z przestępczością zorganizowaną Komendy Głównej Policji. Gdy kilka dni temu stawiła się w sądzie, by złożyć zeznania w procesie przeciwko Ludmile O., jej bezpieczeństwa strzegło wprawdzie czterech funkcjonariuszy z Centralnego Biura Śledczego, ale kobieta powiedziała zdecydowanie mniej niż w śledztwie ("Mam trójkę dzieci. Chcę żyć" - tłumaczyła przed rozprawą).
- Mój konflikt z Ludmiłą i późniejsza tragedia odciągnęły uwagę grupy od pani [Ewy Ornackiej, autorki artykułu - red.] - twierdzi Luiza Sz.
- Wiem, że to pani miała się stać krzywda za to, co pani pisała o ich przestępczych interesach. Słyszałam o planach ukarania pani dla przykładu. Obserwowano pani mieszkanie, dziecko, zwyczaje. Zebrano sporą wiedzę o pani życiu. Powiedziałam o tym policji.
Polowanie z nagonką
Wysłannik znajdujących się za więziennym murem bandytów trafił do żony gangstera znanego pod pseudonimem Czarny, którego obszerne zeznania pogrążyły kilkunastu członków jednej z najgroźniejszych grup przestępczych w Polsce. Goniec z półświatka zapowiedział kobiecie, że jeśli opowie w sądzie zbyt wiele, spotka ją "to samo, co Luizę" (wcześniej pod samochodem żony Czarnego podłożono bombę).
W marcu napadnięto i dotkliwie pobito Ryszarda B., który - z przyczyn proceduralnych - został wykluczony z grona świadków incognito obciążających gangsterów z grupy Oczka. Ryszard B. wskazał osoby odpowiedzialne za uprowadzenie go oraz wymuszenie od jego pracodawcy 100 tys. DM "podatku od wzbogacenia". O jednym z rozpoznanych na ławie oskarżonych gangsterów Ryszard B. powiedział: "Ten był najgroźniejszy i wszystkim kierował". Dotknięty do żywego Jacek P., pseudonim Ślepak, zapowiedział: "Dopiero teraz będę dla ciebie groźny!". Wkrótce świadka napadnięto - "za sprzedawanie ludzi". "Dwa razy zeznawałeś przeciw nam. Łeb ci za to spadnie" - usłyszał z kolei Józef F., który odważył się obciążyć Leszka D., pseudonim Wańka, gangstera zaliczanego do grona przywódców Pruszkowa, oskarżonego o wymuszenie. Nieoficjalnie mówiono, że grozić mógł mu Andrzej Z., pseudonim Słowik, kompan Wańki, który także brał udział w próbie wymuszenia, ale z powodu złego stanu zdrowia nie stanął przed obliczem Temidy. Być może dlatego przerażony świadek powtarzał w sądzie jedynie: "Nie wiem, nie pamiętam, nie jestem pewien".
"Koledzy oskarżonych wpadli do mojego domu. Bito mnie wielokrotnie. Straciłem oko" - wyjawił przed stołecznym sądem główny świadek oskarżenia w procesie o śmiertelne pobicie młodego mężczyzny. Zanim Piotr P. został okaleczony, przysłał do sądu oświadczenie, w którym stwierdził, że grożono mu i kazano zmienić zeznania obciążające sprawców zbrodni. Nie przysługiwała mu jednak ochrona. Prawdziwa psychoza strachu panowała natomiast podczas procesu o zabójstwo studenta w warszawskim klubie Stodoła. Świadkowie notorycznie nie stawiali się na rozprawy z obawy przed nękającą ich szajką, do której należeli trzej oskarżeni. "Mieliśmy dostać ochronę, ale jej nie mamy. Boimy się. Niektórzy nie mieszkają w domu" - powiedziała w sądzie jedna z zeznających osób. Inny świadek pojawił się na procesie w peruce i ciemnych okularach, a gmach sądu opuszczał tylnym wyjściem. - W pobliżu sali rozpraw nie było ani jednego policjanta. Na osiedlu, gdzie mieszkali świadkowie, nie pojawił się nawet radiowóz, chociaż wiadomo było, że na tym samym osiedlu mieszkali sprawcy. Podobnie postąpiono w sprawie młodego chłopaka, pobitego kastetem w Lublinie. Pokrzywdzony rozpoznał sprawcę, złożył doniesienie o przestępstwie, ale przestępca nie trafił do aresztu. Bandyta groził potem, że zabije chłopaka, jeżeli ten nie wycofa zeznań. Miesiąc przed rozprawą spełnił swoje groźby - przypomina Krzysztof Orszagh, przewodniczący Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej.
Skruszeni na celowniku
W niebezpieczeństwie są również przestępcy decydujący się na współpracę z organami ścigania. W Łowiczu pobito do nieprzytomności i żywcem spalono młodego złodzieja zamierzającego przed sądem podać inną wersję wydarzeń niż ta, którą wcześniej ustalono w gangu. "Topić Księgowego" - takie polecenie miał wydać w areszcie Mirosław J., pseudonim Szczur, szef dziesięcioosobowej grupy, której członków skazał pod koniec ubiegłego roku warszawski sąd okręgowy. Ludzi Szczura pogrążyły zeznania Artura G., pseudonim Księgowy, kierowcy i prawej ręki szefa grupy. Zdecydował się on na współpracę z organami ścigania nim wprowadzono w życie ustawę o świadku koronnym. Po ogłoszeniu wyroku Księgowy wyszedł na wolność. "Muszę liczyć tylko na siebie" - powiedział, opuszczając gmach sądu. Nieoficjalnie wiadomo, że świat przestępczy wydał na niego wyrok. - Prokuratura traktowała Artura G. jak świadka koronnego, ale po zakończeniu procesu nie mieliśmy wpływu na zapewnienie mu bezpieczeństwa. Nie mogliśmy zlecić policji żadnych czynności - przyznaje prokurator Julita Sobczyk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Ochroną Księgowego zajął się UOP, gdyż policyjny budżet nie przewiduje wydatków na "niepełnego koronnego".
Zagrożone jest też życie Czarnego, który wyjawił prokuraturze i sądowi więcej szczegółów przestępstw niż niejeden świadek koronny. Po wyroku za handel narkotykami Czarny z własnej inicjatywy wystąpił przeciwko mafijnym strukturom z Pomorza Zachodniego, składając doniesienie o przestępstwie. Pojawił się również jako świadek w śledztwie prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową w Katowicach przeciwko płatnym zabójcom z gangu Janusza T., pseudonim Krakowiak. Czarny twierdzi, że da sobie radę z zagrożeniem. - Ta cała mafia to banda frajerów, a ja frajerów się nie boję. Nienawiść zabija strach - powtarza.
Heroizm na wyrost
- Nie jest łatwo spojrzeć w oczy komuś, komu zrobiono krzywdę dlatego, że złożył zeznania - twierdzi Barbara Zapaśnik z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. - Ochrona świadków opiera się głównie na operacyjnych działaniach policji. Im mniej o nich wiadomo, tym bezpieczniejsza jest osoba chroniona. Zapewnienie świadkom bezpieczeństwa nie może być jednak wyłącznie czyjąś dobrą wolą, bo dobrej woli może zabraknąć, a w grę wchodzi ludzkie życie.
- Trzeba zacząć od zmiany polityki karania. Za bandytyzm i grożenie świadkom sankcje powinny być znacznie surowsze niż obecnie. Rozszerzanie ochrony świadków na wszystkich, którzy z różnych względów boją się zeznawać, doprowadziłoby jednak do absurdu - uważa mecenas Włodzimierz Łyczywek. - W wypadku gróźb na wniosek pokrzywdzonego sąd mógłby wydać postanowienie o zakazie zbliżania się do niego na odległość mniejszą niż ściśle określona przez sąd. Takie rozwiązanie przyjęto w USA - proponuje Krzysztof Orszagh. - Świadek ma "prawo do strachu". Ma także dwa wyjścia: może się bać i nic nie robić, lub bać się, lecz wystąpić przeciw bandytom. Państwo walczące z przestępczością nie może nikogo zmuszać do zachowań heroicznych. Świadkowie, których zeznania są kluczowe dla sprawy, muszą mieć prawo do ochrony - mówi nadkomisarz Paweł Biedziak, rzecznik prasowy komendanta głównego policji.
Także zza więziennego muru usiłują zastraszyć świadków i w wielu wypadkach im się to udaje. Osoby zeznające w sądach są uprowadzane, bite, oblewane żrącymi płynami, grozi się porwaniem ich dzieci, dewastuje samochody, podpala mieszkania. Zwalczanie przestępczości zorganizowanej w Polsce nie będzie możliwe, jeśli świadkowie nie zostaną objęci ochroną. W przeciwnym razie strach zamknie usta tym, którzy jawnie obciążają gangsterów swoimi zeznaniami.
Księgowa mafii
Luiza Sz., 32-letnia ekonomistka, uchodziła za księgową mafii. Dziś jest świadkiem w procesie przeciwko członkom zorganizowanej grupy przestępczej z Pomorza Zachodniego. Zapłaciła za to wysoką cenę. - Oblano mnie kwasem. Stało się to w biały dzień, w centrum Szczecina, w moim lokalu gastronomicznym - opowiada. - Mężczyzna z ulicy chlusnął płynem przez otwarte okno. Moje ubranie płonęło. Prawa strona twarzy spaliła się doszczętnie, ciało było zupełnie czarne. Kwas przez tydzień wżerał się w skórę, powodując martwicę tkanek. Przeszłam wiele przeszczepów skóry na szyi, rękach, uchu. Pozostały po nich ciemnobordowe blizny. Plecy wciąż pokrywa warstwa martwej tkanki - na przeszczep zabrakło skóry. Byłam wówczas w piątym miesiącu ciąży. Ponieważ kwas dostał się do przełyku, moje dziecko urodziło się chore.
Luiza Sz. naraziła się ściganemu międzynarodowym listem gończym Sylwestrowi O. i jego żonie Ludmile. - Sylwek i ja wychowaliśmy się w tym samym domu dziecka. Znałam wielu ludzi z gangu Oczka. Dla mnie nie był to związek przestępczy, jak to określa prokurator, lecz towarzyski. Ten układ rozbiła żona Sylwka, z którą założyłam spółkę cywilną i prowadziłam lombard. Powodem konfliktu były rozliczenia. Za to, że w sprawach finansów miałam odmienne niż ona zdanie, pobito mojego szesnastoletniego adoptowanego syna. Napadnięto mnie w domu, pięciokrotnie podpalono mój lokal gastronomiczny - opowiada Luiza Sz. W maju ubiegłego roku żonę Sylwestra O. aresztowano. - Kiedy dowiedziałam się o aresztowaniu Ludmiły, byłam przekonana, że mnie zabiją. Człowiek z półświatka ostrzegł mnie, że za zrobienie mi krzywdy można zarobić 10 tys. zł. Zabiegałam o policyjną ochronę, ale zlekceważono moją prośbę. Kilka dni później zostałam oblana kwasem.
Śledztwo w tej sprawie umorzono. Podczas pobytu Luizy w szpitalu jej dzieci i mieszkania pilnowali policjanci z pionu do walki z przestępczością zorganizowaną Komendy Głównej Policji. Gdy kilka dni temu stawiła się w sądzie, by złożyć zeznania w procesie przeciwko Ludmile O., jej bezpieczeństwa strzegło wprawdzie czterech funkcjonariuszy z Centralnego Biura Śledczego, ale kobieta powiedziała zdecydowanie mniej niż w śledztwie ("Mam trójkę dzieci. Chcę żyć" - tłumaczyła przed rozprawą).
- Mój konflikt z Ludmiłą i późniejsza tragedia odciągnęły uwagę grupy od pani [Ewy Ornackiej, autorki artykułu - red.] - twierdzi Luiza Sz.
- Wiem, że to pani miała się stać krzywda za to, co pani pisała o ich przestępczych interesach. Słyszałam o planach ukarania pani dla przykładu. Obserwowano pani mieszkanie, dziecko, zwyczaje. Zebrano sporą wiedzę o pani życiu. Powiedziałam o tym policji.
Polowanie z nagonką
Wysłannik znajdujących się za więziennym murem bandytów trafił do żony gangstera znanego pod pseudonimem Czarny, którego obszerne zeznania pogrążyły kilkunastu członków jednej z najgroźniejszych grup przestępczych w Polsce. Goniec z półświatka zapowiedział kobiecie, że jeśli opowie w sądzie zbyt wiele, spotka ją "to samo, co Luizę" (wcześniej pod samochodem żony Czarnego podłożono bombę).
W marcu napadnięto i dotkliwie pobito Ryszarda B., który - z przyczyn proceduralnych - został wykluczony z grona świadków incognito obciążających gangsterów z grupy Oczka. Ryszard B. wskazał osoby odpowiedzialne za uprowadzenie go oraz wymuszenie od jego pracodawcy 100 tys. DM "podatku od wzbogacenia". O jednym z rozpoznanych na ławie oskarżonych gangsterów Ryszard B. powiedział: "Ten był najgroźniejszy i wszystkim kierował". Dotknięty do żywego Jacek P., pseudonim Ślepak, zapowiedział: "Dopiero teraz będę dla ciebie groźny!". Wkrótce świadka napadnięto - "za sprzedawanie ludzi". "Dwa razy zeznawałeś przeciw nam. Łeb ci za to spadnie" - usłyszał z kolei Józef F., który odważył się obciążyć Leszka D., pseudonim Wańka, gangstera zaliczanego do grona przywódców Pruszkowa, oskarżonego o wymuszenie. Nieoficjalnie mówiono, że grozić mógł mu Andrzej Z., pseudonim Słowik, kompan Wańki, który także brał udział w próbie wymuszenia, ale z powodu złego stanu zdrowia nie stanął przed obliczem Temidy. Być może dlatego przerażony świadek powtarzał w sądzie jedynie: "Nie wiem, nie pamiętam, nie jestem pewien".
"Koledzy oskarżonych wpadli do mojego domu. Bito mnie wielokrotnie. Straciłem oko" - wyjawił przed stołecznym sądem główny świadek oskarżenia w procesie o śmiertelne pobicie młodego mężczyzny. Zanim Piotr P. został okaleczony, przysłał do sądu oświadczenie, w którym stwierdził, że grożono mu i kazano zmienić zeznania obciążające sprawców zbrodni. Nie przysługiwała mu jednak ochrona. Prawdziwa psychoza strachu panowała natomiast podczas procesu o zabójstwo studenta w warszawskim klubie Stodoła. Świadkowie notorycznie nie stawiali się na rozprawy z obawy przed nękającą ich szajką, do której należeli trzej oskarżeni. "Mieliśmy dostać ochronę, ale jej nie mamy. Boimy się. Niektórzy nie mieszkają w domu" - powiedziała w sądzie jedna z zeznających osób. Inny świadek pojawił się na procesie w peruce i ciemnych okularach, a gmach sądu opuszczał tylnym wyjściem. - W pobliżu sali rozpraw nie było ani jednego policjanta. Na osiedlu, gdzie mieszkali świadkowie, nie pojawił się nawet radiowóz, chociaż wiadomo było, że na tym samym osiedlu mieszkali sprawcy. Podobnie postąpiono w sprawie młodego chłopaka, pobitego kastetem w Lublinie. Pokrzywdzony rozpoznał sprawcę, złożył doniesienie o przestępstwie, ale przestępca nie trafił do aresztu. Bandyta groził potem, że zabije chłopaka, jeżeli ten nie wycofa zeznań. Miesiąc przed rozprawą spełnił swoje groźby - przypomina Krzysztof Orszagh, przewodniczący Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im. Jolanty Brzozowskiej.
Skruszeni na celowniku
W niebezpieczeństwie są również przestępcy decydujący się na współpracę z organami ścigania. W Łowiczu pobito do nieprzytomności i żywcem spalono młodego złodzieja zamierzającego przed sądem podać inną wersję wydarzeń niż ta, którą wcześniej ustalono w gangu. "Topić Księgowego" - takie polecenie miał wydać w areszcie Mirosław J., pseudonim Szczur, szef dziesięcioosobowej grupy, której członków skazał pod koniec ubiegłego roku warszawski sąd okręgowy. Ludzi Szczura pogrążyły zeznania Artura G., pseudonim Księgowy, kierowcy i prawej ręki szefa grupy. Zdecydował się on na współpracę z organami ścigania nim wprowadzono w życie ustawę o świadku koronnym. Po ogłoszeniu wyroku Księgowy wyszedł na wolność. "Muszę liczyć tylko na siebie" - powiedział, opuszczając gmach sądu. Nieoficjalnie wiadomo, że świat przestępczy wydał na niego wyrok. - Prokuratura traktowała Artura G. jak świadka koronnego, ale po zakończeniu procesu nie mieliśmy wpływu na zapewnienie mu bezpieczeństwa. Nie mogliśmy zlecić policji żadnych czynności - przyznaje prokurator Julita Sobczyk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Ochroną Księgowego zajął się UOP, gdyż policyjny budżet nie przewiduje wydatków na "niepełnego koronnego".
Zagrożone jest też życie Czarnego, który wyjawił prokuraturze i sądowi więcej szczegółów przestępstw niż niejeden świadek koronny. Po wyroku za handel narkotykami Czarny z własnej inicjatywy wystąpił przeciwko mafijnym strukturom z Pomorza Zachodniego, składając doniesienie o przestępstwie. Pojawił się również jako świadek w śledztwie prowadzonym przez Prokuraturę Okręgową w Katowicach przeciwko płatnym zabójcom z gangu Janusza T., pseudonim Krakowiak. Czarny twierdzi, że da sobie radę z zagrożeniem. - Ta cała mafia to banda frajerów, a ja frajerów się nie boję. Nienawiść zabija strach - powtarza.
Heroizm na wyrost
- Nie jest łatwo spojrzeć w oczy komuś, komu zrobiono krzywdę dlatego, że złożył zeznania - twierdzi Barbara Zapaśnik z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. - Ochrona świadków opiera się głównie na operacyjnych działaniach policji. Im mniej o nich wiadomo, tym bezpieczniejsza jest osoba chroniona. Zapewnienie świadkom bezpieczeństwa nie może być jednak wyłącznie czyjąś dobrą wolą, bo dobrej woli może zabraknąć, a w grę wchodzi ludzkie życie.
- Trzeba zacząć od zmiany polityki karania. Za bandytyzm i grożenie świadkom sankcje powinny być znacznie surowsze niż obecnie. Rozszerzanie ochrony świadków na wszystkich, którzy z różnych względów boją się zeznawać, doprowadziłoby jednak do absurdu - uważa mecenas Włodzimierz Łyczywek. - W wypadku gróźb na wniosek pokrzywdzonego sąd mógłby wydać postanowienie o zakazie zbliżania się do niego na odległość mniejszą niż ściśle określona przez sąd. Takie rozwiązanie przyjęto w USA - proponuje Krzysztof Orszagh. - Świadek ma "prawo do strachu". Ma także dwa wyjścia: może się bać i nic nie robić, lub bać się, lecz wystąpić przeciw bandytom. Państwo walczące z przestępczością nie może nikogo zmuszać do zachowań heroicznych. Świadkowie, których zeznania są kluczowe dla sprawy, muszą mieć prawo do ochrony - mówi nadkomisarz Paweł Biedziak, rzecznik prasowy komendanta głównego policji.
Więcej możesz przeczytać w 20/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.