Dźwięki fanfar, kolejki do laureatów i suto zaopatrzony barek. Taka atmosfera panowała w hotelu Sofitel-Victoria podczas wręczania Lechowi Wałęsie i Leszkowi Balcerowiczowi Krzeseł Dwudziestolecia ufundowanych przez tygodnik The Warsaw Voice.
Nagrody, których autorem jest Piotr Gawron z warszawskiej ASP, formalnie zostały przyznane z okazji dwudziestej rocznicy powstania czasopisma. Nikt jednak nie ukrywał, że był to tylko pretekst. „Nie byłoby tak wspaniałego dwudziestolecia bez was," powiedział redaktor naczelny pisma, Andrzej Jonas, prezentując zasługi laureatów dla Polski. O wpływie Wałęsy i Balcerowicza na najnowszą historię świadczy według niego masa przeciwstawnych opinie na ich temat. Były prezydent i były minister finansów są na równi kochani, co nienawidzeni, ale to tylko potwierdza ich przemożny wpływ na wydarzenia minionych dwudziestu lat. Także dzięki nim obecny kryzys jest niczym w porównaniu z tym, przez co musiała przechodzić Polska dwadzieścia lat temu, stwierdził Jonas.
Lech Wałęsa odbierając nagrodę podkreślił raz jeszcze, jak bardzo to, za co została przyznana – wymuszenie demokratycznych przemian i urynkowienie upadającej gospodarki – wydawało się nieprawdopodobne. Większość jego przemówienia została jednak poświęcona czasom obecnym - kryzysowi gospodarczemu, a raczej zbytniemu uleganiu medialnej panice. „Ja się na coś takiego jak kryzys w tych warunkach nie zgadzam. Paru ludzi bąka puściło i mówią, że to katastrofa," nawoływał do optymizmu Wałęsa, wywołując rozbawienie sali.
Według byłego przywódcy „Solidarności" obecne problemy nie stanowią takiego zagrożenia jak wielkie załamanie z lat 30, tylko są efektem normalnych w gospodarce wolnorynkowej błędów przy planowaniu inwestycji. Wałęsa przestrzegł jednak przed widoczną w wypowiedziach europejskich polityków chęcią zamykania rynków, co mogłoby opóźnić powrót na ścieżkę wzrostu.
„Bywają pożytki z uprawiania utopii" – tak Leszek Balcerowicz odniósł się do swojej wiary w wolnorynkowe zasady, do których usiłował przekonywać jeszcze za czasów głębokiego PRLu. Z tej perspektywy rok 1989 był dla niego oczywiście chwilą epokową, jako wyboru drogi, która się na świecie sprawdziła. W panującym obecnie systemie demokratycznego kapitalizmu wyzwaniem dla jego zwolenników jest jednak pozyskanie opinii publicznej, która lubi być chwiejna i ulegać demagogom. „Populizm to obietnice, które wydają się atrakcyjne, ale są lekarstwem gorszym od choroby,” ostrzegł były wicepremier.
Mówiąc o kryzysie, Balcerowicz powtórzył apele o zachowanie spokoju i nieuleganie emocjom. Jego zdaniem protekcjonizm, który zahamował wyjście z kryzysu i procesy globalizacyjne w latach 30, jest najgorszą z możliwych opcji, jakie politycy mają do wyboru. Były minister finansów wyraził na koniec nadzieję, że najpopularniejszy obecnie polityk świata, Barack Obama, wykorzysta swoją popularność, by bronić wolnego rynku.
Na nieoficjalnej części spotkania w kuluarach można było zobaczyć m.in. Izabelę Jarugę-Nowacką, Henrykę Bochniarz i Tomasza Nałęcza. Wałęsa, oblegany przez sympatyków, przyznał, że nagrodę odda na Jasną Górę bądź przekaże do tworzonego Muzeum Solidarności. Balcerowicz w tej sprawie milczał.
Lech Wałęsa odbierając nagrodę podkreślił raz jeszcze, jak bardzo to, za co została przyznana – wymuszenie demokratycznych przemian i urynkowienie upadającej gospodarki – wydawało się nieprawdopodobne. Większość jego przemówienia została jednak poświęcona czasom obecnym - kryzysowi gospodarczemu, a raczej zbytniemu uleganiu medialnej panice. „Ja się na coś takiego jak kryzys w tych warunkach nie zgadzam. Paru ludzi bąka puściło i mówią, że to katastrofa," nawoływał do optymizmu Wałęsa, wywołując rozbawienie sali.
Według byłego przywódcy „Solidarności" obecne problemy nie stanowią takiego zagrożenia jak wielkie załamanie z lat 30, tylko są efektem normalnych w gospodarce wolnorynkowej błędów przy planowaniu inwestycji. Wałęsa przestrzegł jednak przed widoczną w wypowiedziach europejskich polityków chęcią zamykania rynków, co mogłoby opóźnić powrót na ścieżkę wzrostu.
„Bywają pożytki z uprawiania utopii" – tak Leszek Balcerowicz odniósł się do swojej wiary w wolnorynkowe zasady, do których usiłował przekonywać jeszcze za czasów głębokiego PRLu. Z tej perspektywy rok 1989 był dla niego oczywiście chwilą epokową, jako wyboru drogi, która się na świecie sprawdziła. W panującym obecnie systemie demokratycznego kapitalizmu wyzwaniem dla jego zwolenników jest jednak pozyskanie opinii publicznej, która lubi być chwiejna i ulegać demagogom. „Populizm to obietnice, które wydają się atrakcyjne, ale są lekarstwem gorszym od choroby,” ostrzegł były wicepremier.
Mówiąc o kryzysie, Balcerowicz powtórzył apele o zachowanie spokoju i nieuleganie emocjom. Jego zdaniem protekcjonizm, który zahamował wyjście z kryzysu i procesy globalizacyjne w latach 30, jest najgorszą z możliwych opcji, jakie politycy mają do wyboru. Były minister finansów wyraził na koniec nadzieję, że najpopularniejszy obecnie polityk świata, Barack Obama, wykorzysta swoją popularność, by bronić wolnego rynku.
Na nieoficjalnej części spotkania w kuluarach można było zobaczyć m.in. Izabelę Jarugę-Nowacką, Henrykę Bochniarz i Tomasza Nałęcza. Wałęsa, oblegany przez sympatyków, przyznał, że nagrodę odda na Jasną Górę bądź przekaże do tworzonego Muzeum Solidarności. Balcerowicz w tej sprawie milczał.