W regionach Rosji coraz częściej dochodzi do antymoskiewskich protestów. Ośrodkiem tych nastrojów są miasta portowe leżące nad brzegiem morza. Sprzeciw przybiera różnorodne formy – od mitingów i masowych demonstracji, po głosowania przeciwko „kandydatom Moskwy” w wyborach, pisze „Niezawisimaja gazieta”.
Protesty rozpoczęły się na przełomie stycznia i lutego, a ich przyczyny były czysto ekonomiczne: mieszkańcy wschodnich regionów sprzeciwiali się podniesieniu cła na japońskie samochody. Jako że odpowiedzi ze strony Moskwy nie było, uczestnicy protestów wkrótce zażądali zmiany władzy i wyszli z pomysłem utworzenia Republiki Dalekowschodniej.
Antymoskiewskie nastroje dały o sobie znać także podczas wyborów na mera Murmańska, w których lokalny kandydat Siergiej Subbotin rozgromił „kandydata Kremla" Michaiła Sawczenkę. Antymoskiewskie hasła wyborcze Subbotina okazały się dla mieszkańców miasta bardziej przekonujące niż te głoszone przez kandydata Putina.
Demonstracje związane są z pozycją regionalnych elit. Dużą rolę w kształtowaniu antymoskiewskich postaw miał też kryzys finansowy oraz intrygi regionalnej biurokracji. Sukces w wyborach w Murmańsku sprawił, że separatystyczne nastroje nabrały znaczenia i znalazły się na arenie politycznej, a podobne protesty zaczęły odbywać się w wielu innych regionach Rosji.
Wydarzenia na Wschodzie oraz w Murmańsku świadczą o tym, że władze Rosji czują zagrożenie ze strony „nowego separatyzmu rosyjskiego", nie wiedzą jednak jeszcze jak z nim walczyć. Dlatego na początku obrały typową dla siebie i łatwą do przewidzenia taktykę – tłumienie protestów siłą. Teraz zaś Kreml stara się poradzić sobie z demonstracyjnymi nastrojami za pomocą administracji. Nie jest to jednak rozwiązanie na dłuższą metę, uważa dziennik.
Rosyjskie władze mają świadomość, że nie mogą ignorować mieszkańców prowincji, gdyż, jak pokazuje historia polskiej Solidarności z lat 80., protesty w dużych miastach portowych przy dobrej organizacji mogą doprowadzić nawet do zmian w państwie.
OP
Antymoskiewskie nastroje dały o sobie znać także podczas wyborów na mera Murmańska, w których lokalny kandydat Siergiej Subbotin rozgromił „kandydata Kremla" Michaiła Sawczenkę. Antymoskiewskie hasła wyborcze Subbotina okazały się dla mieszkańców miasta bardziej przekonujące niż te głoszone przez kandydata Putina.
Demonstracje związane są z pozycją regionalnych elit. Dużą rolę w kształtowaniu antymoskiewskich postaw miał też kryzys finansowy oraz intrygi regionalnej biurokracji. Sukces w wyborach w Murmańsku sprawił, że separatystyczne nastroje nabrały znaczenia i znalazły się na arenie politycznej, a podobne protesty zaczęły odbywać się w wielu innych regionach Rosji.
Wydarzenia na Wschodzie oraz w Murmańsku świadczą o tym, że władze Rosji czują zagrożenie ze strony „nowego separatyzmu rosyjskiego", nie wiedzą jednak jeszcze jak z nim walczyć. Dlatego na początku obrały typową dla siebie i łatwą do przewidzenia taktykę – tłumienie protestów siłą. Teraz zaś Kreml stara się poradzić sobie z demonstracyjnymi nastrojami za pomocą administracji. Nie jest to jednak rozwiązanie na dłuższą metę, uważa dziennik.
Rosyjskie władze mają świadomość, że nie mogą ignorować mieszkańców prowincji, gdyż, jak pokazuje historia polskiej Solidarności z lat 80., protesty w dużych miastach portowych przy dobrej organizacji mogą doprowadzić nawet do zmian w państwie.
OP